31 grudnia 2012

Dzisiejszy sylwestrowy - fioletowe smokey

Dzisiaj szybciutko, pokazuję tylko co dzisiaj zmalowałam na Sylwestra :) Zaraz wychodzę, bo trzeba jeszcze do sklepu skoczyć, a imprezę mamy poza Wrocławiem. Także trzymajcie się, bawcie się dobrze i pozytywnego wejścia w Nowy Rok! :) I dajcie znać, czy Wam się podoba ;)

kliknij, aby powiększyć :)

30 grudnia 2012

Agusiak747 - prywatnie. Niekosmetyczni ulubieńcy 2012 :)

Uwielbiam płyty i je kupuję (w tych czasach to stało się dziwne). Oczywiście kupuję tyle te, które są tego warte. Uwielbiam przeglądać książeczki i wrzucać krążek do wieży (która niestety nawala i muszę się męczyć z 20 razy, żeby odczytała płytę). W tym roku kupiłam sobie kilka płyt, coś tam dostałam. Moimi ulubieńcami są Sabaton (The Art of War jest mojego chłopaka) i Equilibrium (jedną dostałam od chłopaka :)).

W tym roku planowałam zakup kilku koszulek z zespołami.... skończyło się na jednej, Sabatonowej. Kupiłam ją jakiś czas przed Woodstockiem, ale ostatecznie jej nie wzięłam (albo mi się gdzieś zapodziała albo stwierdziłam, że jest zbyt ładna, by ją tam brać). No i to jest fakt, jest przepiękna! Zajebiście mi się podoba :D I jeszcze fajne leży! Kosztowała coś koło 50zł.

Moja piękna kosteczka. Dostałam ją od chłopaka na Święta, więc mam ją krótko, ale wiem już na pewno, że będzie moim ulubieńcem. Wygodne torebki, które miałam, bardzo szybko mi się niszczą, zwłaszcza w naszym trybie życia, kiedy się coś gdzieś walnie, a potem ktoś to milion razy zdepcze. Także poprosiłam chłopaka o kostkę na Święta, bo to i poręczne, i pojemne... i wytrzymałe, więc nie ma się co o nią martwić. No a poza tym nawet jeśli kostka jest zniszczona, to wcale jej to uroku nie ujmuje. Na razie mam na niej jedną naszywkę, bo więcej - tych, których chciałam - nie było.

No i oczywiście muszę dać kilka tegorocznych muzycznych umilaczy życia:



No i ostatnie... Nigdy nie byłam fanką gierek, a jeśli już w coś grałam to raczej krótko. Tym razem się wciągnęłam, chociaż i tak bez przesady. Oczywiście to wszystko wina mojego chłopaka. No ale cieszę się bardzo i dziękuję mu, bo uwielbiam jeździć czołgiem :D No i przy okazji czegoś się dowiedziałam o tych machinach śmierci.


Pharmatheiss: krem do suchych, szorstkich i zniszczonych dłoni


Seria Granatapfel podbija moje serce. Te kosmetyki świetnie się u mnie sprawdzają i dzisiaj przedstawię Wam kolejny z nich. Jest to krem do rąk - suchych i szorstkich. Wiele z nas ma problemy ze skórą dłoni podczas chłodniejszych miesięcy. Ja na szczęście nie mam - moje dłonie zazwyczaj zawsze są w dobrej kondycji, ale to nie oznacza, że nie potrzebują dawki nawilżenia.

Krem, który dzisiaj opisuję jest nieco magiczny. Magiczny, bo niesamowicie szybko się wchłania, a poza tym naprawdę poprawia stan skóry dłoni. Zapach jest słodki, ale nie tak, jak inne kosmetyki z tej serii, tutaj zdecydowanie wyczuwam taką kremową nutę (charakterystyczną np. dla masła shea).


Woń jest dość intensywna, utrzymuje się na skórze przez jakiś czas. Nie powinna drażnić, chyba że cały czas mamy dłonie przy nosie. Konsystencja kremu jest bardzo treściwa, gęsta. Jednak nie przeszkadza to w szybkiej i przyjemniej aplikacji go na skórę.


Jak już wspomniałam - krem bardzo szybko się wchłania. Nie wiem, jak on to robi, ale jest chyba magikiem. Bierzemy porcję kremu na dłoń, rozsmarowujemy, rozsmarowujemy i po ok. 30-50 sekundach krem jest wchłonięty. Uczucie nieprzyjemnego ściągnięcia czy wysuszenia skóry znika, pozostaje jedynie delikatna warstewka otulająca, która absolutnie nie jest tłusta. Spokojnie dotykam swojego laptopa.


Warto też zwrócić uwagę na opakowanie - jest bardzo fajne, trochę oldschoolowe. Wiem, że wielu z Was przeszkadza mała nakrętka - ja w niej nie widzę problemu. Konsystencja kosmetyku jest na tyle gęsta, że mogę spokojnie zakręcić tubkę bez obawy, że krem rozleje mi się po dłoniach.


W składzie znajdziemy kilka interesujących olejków i ekstraktów. Dłonie po zastosowaniu kremu są nawilżone (chociaż nie mamy takiego tłustego uczucia, jak po większości kremów) i gładkie. Przy regularnym stosowaniu kremu widać poprawę kondycji skóry na dłoniach, no a jak będziemy używać go 'od święta' to nie zobaczymy takich rezultatów. Jedyne, do czego mogę się przyczepić to nieniska cena - za 75ml kremu płacimy ok. 30zł.


Cena: ok. 30zł      Pojemność: 75ml      Dostępność: Hebe, niektóre apteki, internet

29 grudnia 2012

Wibo: Growing Lashes, stimulator mascara - błogosławieństwo czy przekleństwo?


Czy jest osoba na blogspocie, która jeszcze nie słyszałaby o tej maskarze? Śmiem szczerze wątpić. Znana jest przede wszystkim z tego, że daje dobry efekt za niską cenę. Ma jednak wady, jak dla mnie, niewybaczalne.

Postaram się, żeby ta recenzja była krótka. Szczoteczkę bardzo polubiłam - pasuje mi jak ulał, dobrze mi się nią maluje. Sprawia, że mogę swobodnie manewrować przy rzęsach i nakładać tusz tam, gdzie chcę. Kolor tuszu jest w porządku, jak dla mnie to najzwyklejsza czerń.


Podoba mi się także efekt, jaki daje na moich rzęsach. Wydłuża je nieco, dość mocno pogrubia (mam dość długie, ale cienkie) i ładnie rozdziela. Schody zaczynają się niestety, kiedy ten tusz już nosimy. Chodzi mi o tragiczne (!) osypywanie się go. I nie ma u mnie różnicy czy nakładam jedną warstwę czy trzy... niestety. Sypie się tak czy siak. Już po 2h widzę pod oczami czarne kropeczki, które niesamowicie wkurzają.


Tusz jest tani, kosztuje ok. 10zł bez promocji, więc można wypróbować. Opinie są podzielone, niektórym dziewczynom w ogóle się nie osypuje. Ja już do niego nie wrócę, bo wolę nie martwić się cały dzień tym, co znajduje się pod moją dolną powieką. Na temat stymulacji rzęs wypowiadać się nie bedę, bo nie wierzę, by maskara miała jakikolwiek wpływ na ich stan i porost. A Wy co o niej sądzicie?


Cena: ok. 10zł      Pojemność: 8ml      Dostępność: szafy Wibo - Rossmann

28 grudnia 2012

Projekt denko - grudzień 2012



To już ostatni Projekt Denko w tym roku. Myślę, że był to rok obfity w puste opakowania, udało mi się dużo zużyć. Nie wyrzuciłam nic ze względu na termin ważności. Wszystkie denka z tego roku możecie zobaczyć w linkach po prawej stronie. A teraz przyjrzyjmy się kosmetyk po kolei :)

  • Babydream fur Mama, lotion przeciw rozstępom - kupiłam go do używania na włosy, do metody OMO. Niestety, w ogóle się nie sprawdził. Absolutnie nie działa podobnie do odżywki, włosy są bez różnicy. Dlatego też zaczęłam go używać na ciało, co też za specjalnie mi do gustu nie przypadło. Produkt miał pudrowy zapach, dla mnie dość męczący. Strasznie się rozsmarowywał (trzeba brać małe ilości, żeby potem nie rozcierać tego w nieskończoność) no i nawilżenie było naprawdę słabe. Nie wiem, jak działa na rozstępy, bo moje są już tak stare, że nic na nie nie podziała ;)
  • Ziaja, naturalna oliwkowa odżywka do włosów - bardzo średni produkt. Pisałam Wam już o nim w osobnej recenzji, także zainteresowanych zapraszam do przeczytania.
  • Alverde, porzeczka/paczula, olejek pielęgnacyjny - wszystkim znany olejek, który podobno wycofali, ale mam w zapasie jeszcze jeden (u Justyny, która zakupiła mi go w Niemczech :D). Olejku używałam tylko na włosy, sprawdzał się bardzo dobrze. Ma ładny zapach (dla niektórych cudownych, dla mnie tylko ładny), jednak jakaś nuta mnie w nim drażni. Nie ma co się jednak oszukiwać, pachnie o wiele przyjemniej niż większość olei. Muszę odebrać od Justyny swój egzemplarz :)
  • Organicum, szampon do włosów - miniaturka ze sklepu Helfy. Bardzo fajny szampon, chociaż nie było go dużo. Wydaje mi się bardzo wydajny, bo wystarczały mi naprawdę małe ilości produktu, by umyć włosy. Szampon w pełnowymiarze jest drogi, ale może kiedyś się skuszę.

  • Balea, Bodylotion Cocos & Tiareblüte - pisałam już porównanie jego z masłem do ciała Safira. Wygrał je, ponieważ coś robił. Używało mi się go całkiem przyjemnie. Delikatnie nawilżał, skóra była gładsza. Zapach średni, niestety. Resztki zużyłam do korundu.
  • Balea, żel z perełkami olejki - zapach Frangipani... nie wiem czy to tak pachnie, ale jeśli tak, to pachnie przecudownie. Ten żel miał tak rewelacyjny zapach, że aż żal było mi go używać. Był bardzo gęsty, więc przy końcu ciężko się go wydobywało. Był żelem, ale miał taką formułę, jakby lekko tłustą, przez co skóra była bardzo gładka po jego zastosowaniu. Nie zauważyłam, żeby te perełki coś robiły, ale ogólnie przyjemny żel.
  • Green Pharmacy, olejek kąpielowy, Goździkowiec/cytryna - już o nim pisałam. Tak, jak się spodziewałam - nie był zbyt wydajny. Używałam go i do mycia jako żelu i jako płynu do kąpieli. Zapach fajny, przyjemny na chłodne dni.
  • Archipelag Piękna, korund mikrodermabrazja - o którym już pisałam recenzję. Zapraszam :)
  • Farmona, peeling cukrowy Czekolada/pistacja - o nim też pisałam, razem z dwoma innymi peelingami z tej firmy. Ten zapach najbardziej mi się podobał (a wiem, że wiele z Was go nie lubi), sam peeling całkiem ok, ale nie jestem jakaś super fanką peelingów cukrowych, bo strasznie sypią się te ziarenka. Przeczytaj szczerszą opinię.

  • Veet, krem do depilacji - ja używam takich rzeczy do wąsika i stref intymnych. Sprawdzał się ok, ale wolę Bielendę. Te są trochę za drogie, a uważam, że działają tak samo ;) Wygrałam go kupę czasu temu w rozdaniu i dopiero teraz wykończyłam.
  • Fitomed, krem do cery mieszanej i suchej - pisałam o nim niedawno recenzję. Moja opinia się za bardzo nie zmieniła, poza tym, że po dłuższym stosowaniu wydaje mi się, że nieco lepiej nawilża.
  • AA, krem pod oczy 30+ - też o nim ostatnio pisałam. Odsyłam do recenzji.
  • Colgate, Max White One, Fresh - kupiłam ją w promocji w Rossmanie. Całkiem przyjemna pasta, ale w ogóle nie widziałam wybielenia. Zresztą miała dość delikatny smak i nie czułam do końca odświeżenia w ustach. O wiele bardziej polecam pastę Clinomyn ;)

  • Coty, Playboy, Play it Rock - zapach, który miałam jakieś 1,5 roku. Już niestety trochę mi się przejadł i postanowiłam go zużyć. Woń jest ciepła, idealna na jesień i zimę. Już nie powrócę do tej wody, bo naprawdę mi się znudziła. Ale zapach jest ładny, polecam powąchać. Więcej dowiecie się z recenzji.
  • Coty, Playboy, Play it Sexy - mgiełka zapachowa, kupiłam kiedyś w promocji, też ją długo zużywałam, głównie do odświeżania zapachu w pokoju. Nie kupię już, bo tylko się z nią męczyłam. W sumie można nosić w torebce, jak ktoś lubi się spryskać co 2-3 godziny.
  • Nivea, pomadka ochronna, Mleko/miód - śliczny zapach, bardzo dobre działanie. Czytałam, że to jedna z lepszych pomadek Nivea, ale nie wiem, co nie kupuję ich często. Mi się jej przyjemnie używało.
  • Błyszczyki (Essence, Ofifalne, Wild for beauty) - wyrzucam je, bo już ich nie będę używać... zużyłam tyle, ile mogłam (Essence właściwie cały), ale błyszczyków nie lubię i tylko niepotrzebnie zajmują miejsce.

27 grudnia 2012

Mariza: Świąteczny Czas, pozytywnie nastrajający żel pod prysznic


Na okres świąteczny każda z nas umila sobie kąpiele ciekawymi zapachami. Większość z nas lubi ciepłe wonie, kojarzące się od razu ze Świętami. Dzisiaj przedstawię Wam żel pod prysznic, który wpasowuje się w ten nastrój. Jest to żel pod prysznic Mariza, z serii świątecznej, w bombko-podobnych opakowaniach z pompką. Ten, który wybrałam to Świąteczny Czas, o zapachu jabłka z cynamonem.

Żel bardzo ładnie pachnie, myślę, że nikt by się specjalnie nie zawiódł. Niestety, ostatnio bardzo odrzuciło mnie od zapachów jabłka z cynamonem i nie mam za bardzo ochoty go używać. Więc nie nastraja mnie pozytywnie. Jednak jeżeli ktoś lubi taką woń, to myślę, że korzystanie z niego byłoby przyjemnością.


Żel jest dość rzadki i niestety słabo się pieni w małych ilościach. Może to też wina pompki - każda z nas kocha pompki, ale jak dla mnie w tym produkcie jest niewypałem. Ja nie używam prysznica, kąpię się w wannie i ciężko mi się z niego korzysta. Myślę, że pod prysznicem byłoby jeszcze gorzej. Pompka pasuje do mydła w płynie czy żelu do higieny intymnej, tutaj jest bardzo nieporęczna (jeszcze z tym okrągłym opakowaniem).


Ten żel mnie trochę rozczarował. Spodziewałam się zachwytów ze swojej strony, a tymczasem jest to dla mnie ot taki zwykły żel. Nie odradzam, ani nie polecam. Zależy co lubicie w łazience :) Nie zauważyłam, żeby jakoś bardzo wysuszał, ale wiele z Was będzie potrzebować po nim balsamu. Jako mydło do rąk sprawdzą się 1000 razy lepiej ;)

Cena: 9,90zł      Pojemność: 310ml      Dostępność: konsultantki Mariza, Allegro

26 grudnia 2012

Kosmetyczne hity i kity 2012!

Postanowiłam zrobić zestawienie kosmetyków, które najlepiej sprawdzały się u mnie w tym roku. Wybrałam głównie te, które mają już swoją recenzję na moim blogu, żebyście mogły lepiej się im przyjrzeć ;) W drugiej części notki będą buble... także czytajcie uważnie :)

KOSMETYKI GODNE POLECENIA:

Bronzer W7 Honolulu. Piękny bronzer, który wygląda cudownie na twarzy. Nie używam go często, bo na co dzień stawiam na róż, ale kiedy już używam, to jestem bardzo zadowolona z efektu jaki daje. Więcej dowiecie się czytając recenzję.

Róż Quiz nr 10. Dostałam go w 2011 roku do przetestowania. Obecnie jest na wykończeniu, już pokruszony. Uwielbaim go! Daje cudowny efekt na policzkach, często jego wygląd na licu podoba się Wam w makijażach. Szkoda, że nigdzie go nie widać w sklepach... Zapraszam do recenzji.

Duo szampon i odżywka CHI do włosów farbowanych. Nie ma się co oszukiwać, dobrych składów my tu nie znajdziemy, ale byłam bardzo zadowolona z tych kosmetyków. Zwłaszcza z szamponu, był super. Chętnie bym do niego wróciła, ale jest nietani, a poza tym przerzuciłam się na trochę delikatniejsze środki. Można o nich poczytać tutaj.

Iceberg, 74 Jasmine. Zapach, który dostałam na 20. urodziny. W ten dzień szłam na Wyspę Słodową z moim obecnym chłopakiem (wtedy jeszcze nim nie był ;)) i popsikałam się tą wodą. To były moje najlepsze urodziny, na wyspie było cudownie i przez ten dzień, ten zapach utkwił mi w pamięci. Nie psikam się nim często, ale jak już to robię, to od razu mam w głowie dzień swoich urodzin :) Zrobiłam nawet ich recenzję.

Oleje do włosów. Przeróżne. Ratują kłaki. Jeśli jesteście niezadowolone w wyglądu swoich włosów, a nie próbowałyście olejowania, to najwyższa pora się nad tym zastanowić :) Dla mnie 2012 był rokiem olei - zaczęłam ich używać w styczniu i używałam przez cały rok.

Rilastil, krem dla cery naczynkowej. Bardzo go polubiłam. Świetnie nawilża i łagodzi rumień. Bardzo dobrze mi się go używa. Na szczęście starczy mi na jeszcze jakiś czas. Więcej można znaleźć tutaj.

Pharmatheiss, Granatapfel, masło do ciała. Produkt, który niesamowicie polubiłam. Mimo niechęci do smarowania, to masło wręcz do tego nakłania. Jego używanie jest przyjemnością. Mimo wysokiej ceny, polecam. Zainteresowanych odsyłam do recenzji.



BUBLE:

Maskara Hean - Boom Lashes. Maskara-masakra, tragicznie sklejała rzęsy. Więcej znajdziecie tutaj.

Peeling do ciała, Bielenda Granat - o ile masło z tej serii jest fajne, to ten peeling był dla mnie nie wypałem. Chcecie więcej narzekania? Przeczytajcie recenzję.

Golden Rose, pomadka 127. Nigdy nie opisywałam jej, ani nie pokazywałam na ustach, ale okazała się bublem. Kolor ma cudowny, cukierkowy róż. Niestety, źle wygląda na ustach, jakby się waży. Jedyna metoda na nią to nakładanie delikatnie pędzelkiem i wykończenie błyszczykiem. Inaczej nie da rady. Aż mi głupio, że dałam ją na wymianę kiedyś :/ Zupełnie o niej zapomniałam.

Bielenda, krem Żeń Szeń. Kolejny bubelek od Bielendy. Krem, który zachowywał się bardzo dziwnie... wchłaniał się wieki, a nic nie nawilżał. Najgorszy krem, jakiego było mi dane używać. Nie polecam i przestrzegam. Przeczytajcie recenzję.

Hean - odżywki do paznokci. Coś, co nic nie dawało. Więcej poczytacie w tej notce.

Ziaja, odżywka oliwkowa do włosów. Bardzo średnia odżywka. Nie polecam i odsyłam do recenzji.


25 grudnia 2012

Świąteczny makijaż


Zdjęcia robione jeszcze starym aparatem. Dzisiaj propozycja w świątecznych kolorach - na pierwszym planie czerwone usta (pomadka 53 Alverde) i zielone powieki. Niestety na zdjęciach mało co widać, no ale makijaż jest prosty - na powiece mam złoty cień (MIYO), w większości przykryty zielonym (Mariza), a nad załamaniem drobinkowy brąz (z paletki Alverde). Eyeliner to Miss Sporty. Twarz wykonturowana bronzerem Honolulu i różem Quiz. Brwi poprawiłam kredką Vipera nr 260.

24 grudnia 2012

Prezenty podchoinkowe!

Strasznie szybko wyskakuję z tym postem, ale jestem bardzo zadowolona z tego, co dostałam! Bo dostałam to, co bardzo chciałam :) Domyślałam się, co dostanę od rodziców, bo im mówiłam, co chcę, jednak nie miałam pewności czy to dostanę... a dostałam, oto moje cudo!


Chciałam aparat, bo mój obecny umiera powoli (ma już 6 lat), a jako że mój tata nie jest fanem lustrzanek, to postanowił mi kupić kompaktówkę, która zachowuje się podobnie do lustrzanki. Spodobał mu się Nikon 1 i to on trafił w moje ręce. Nie wiem jeszcze jak się sprawdza, bo muszę mu kupić kartę pamięci i futerał, ale pewnie lada moment zobaczycie zdjęcia, nim zrobione, na blogu :)


Następny prezent to kominek z olejkami. Dostałam go od wujka, który z nami mieszka. Powiem szczerze, że super mnie tym zaskoczył, bo sama chciałam go kupić albo dostać (mówiłam chłopakowi, żeby mi kupił kominek, ale ostatecznie zdecydowałam się na kostkę-plecak). Jest prosty estetyczny, zapachy olejków są całkiem ok (na razie próbowałam te trzy, które możecie zobaczyć z przodu).

23 grudnia 2012

Makijaż sylwestrowy - konkurs na e-mariza.info


Cześć! W tym poście pokażę Wam makijaż, który zrobiłam na konkurs na FB e-mariza.info. Dla niektórych może być za mało sylwestrowy (brak brokatu, sztucznych rzęs), a dla innych będzie za mocny ;) To propozycja o satynowo-perłowym wykończeniu, w kolorach idealnych dla zielonookich dziewczyn :)

Niemniej jednak, jeśli się Wam podoba, to bardzo proszę o polubienie posta z moim makijażem. KLIK.

WESOŁYCH ŚWIĄT! :)

22 grudnia 2012

L'Occitane: szampon i odżywka - produkty odbudowujące do włosów suchych i zniszczonych


L'Occitane poznałam przez ShinyBox. Najpierw były to produkty do ciała - mleczko i mydło, które polubiłam. Potem SB wrzucił nam do wypróbowania szampon i odżywkę. Są to produkty odbudowujące do włosów suchych i zniszczonych.  Próbki nie są małe, mają po 75ml. Używam ich od jakiegoś czasu (na zmianę z innymi kosmetykami do włosów) i widzę niewielki ubytek w buteleczkach.

odżywka / szampon

Odżywka: Wydaje mi się, że jest mniej wydajna niż szampon. Jest rzadka, ma bardzo lekką konsystencję. Nieco dziwnie zachowuje się na włosach, ponieważ kiedy ją nałożę, to zaczyna z nich jakby ściekać (mimo że staram się je wycisnąć z nadmiaru wody). Wtedy zawsze dokładam kolejną porcję, bo obawiam się, że nie zrobi nic na moich włosach. Nie nosiłam jej na włosach długo, bo po prostu się do tego nie nadaje - ściekłaby. Co do działania nie mam większych zastrzeżeń - kosmetyk bardzo ładnie wygładza włosy, lekko nawilża, kosmyki są po niej miękkie. Zapach ma ziołowy, utrzymuje się on delikatnie na włosach. Uważam, że to ciekawy produkt, ale raczej nie kupiłabym go w cenie regularnej (65zł/250ml). Chętnie przyjęłabym tę odżywkę w prezencie, ale nie sądzę, by była warta tyle pieniędzy (przynajmniej dla moich włosów).

Szampon: Ten produkt spodobał mi się o wiele bardziej. Ma podobny zapach i w sumie to wszystkie cechy wspólne tych kosmetyków. Konsystencję ma pośrednią - ani rzadką, ani gęstą. Dobrze rozprowadza się na włosach, tworzy przyjemną pianę. Jest bardzo wydajny, zużyłam na razie może 1/4 buteleczki. Szampon radzi sobie z olejami, dobrze je zmywa. Oczyszczenie włosów jest w porządku, nie zauważyłam plątania (ale mnie nawet Babydream nie plącze). Szampon jest w takiej samej cenie, co odżywka (65zł/250ml) i byłabym skłonna go kupić ze względu na dobre działanie, skład i super wydajność. Pewnie się skuszę, jak wykończę zapasy ;)


19 grudnia 2012

Pharmatheiss, Granatapfel: masło do ciała do skóry dojrzałej i wysuszonej


Pamiętacie jak dostałam piękną paczkę z kosmetykami Pharmatheiss? Pora na recenzję masła do ciała, które bardzo polubiłam. Chcecie wiedzieć więcej? Zapraszam do czytania.

Słoiczek, w którym mieści się produkt jest dość standardowy, ale ma swój urok, którego nie można mu odmówić. Mieści 300ml mazi, więc całkiem sporo. Poza zakrętką, jest też zabezpieczony sreberkiem ochronnym. Zapach masła jest bardzo przyjemny, słodki, jakby cukierkowy. Przypomina mi nieco serię z granatem marki Alterra. Jeśli lubicie tamten zapach, to ten też powinien się Wam spodobać.

Produkt ma bardzo przyjemną konsystencję - przy nabieraniu wydaje się treściwa, gęsta, jednak nie ma żadnych problemów z rozprowadzeniem masła po ciele. Bardzo szybko się wchłania, jednak zostawia delikatną warstwę, dzięki której czujemy, że skóra jest nawilżona i wypiła dobroczynne składniki.


Nie używałam go nigdy nie dzień, więc nie wiem, jak wpływa na ubranie, jednak myślę, że nic mu nie robi i po kilku minutach można się spokojnie ubrać. Kosmetyk naprawdę bardzo dobrze nawilża - efekt utrzymuje się do następnej kąpieli. Przez cały ten czas czuć, że skóra jest gładka, wciąż pokryta nawilżającą kołderką.


Skład też jest przyzwoity, widać w nim różne olejki i inne ekstrakty. Masło jest bardzo wydajne. Ilość, którą widzicie na poniższym zdjęciu, wystarcza na moje dwie łydki. Myślę, że przy pojemności 300ml, nasze ciało będzie miało zapewnione kilkutygodniowe/-miesięczne nawilżenie.

Bardzo polubiłam się z tym kosmetykiem, mimo że nie należałam do miłośniczek smarowideł tego typu. To masełko trochę zmieniło mój pogląd - używa mi się go super przyjemnie - ładnie się aplikuje, szybko wchłania, ma przyjemny zapach, a moja skóra jest zadowolona.

Jedyna, jednak spora, wada, to cena. Masło nie jest tanie - można je kupić za cenę od 50zł wzwyż. Nie jest to mały wydatek, jednak uważam, że raz w życiu można się rozpieścić i zainwestować w taki produkt (zwłaszcza jeśli rzadko sięgacie po balsamy/masła, a oczekujecie dogłębnego nawilżenia).


Cena: od ok. 50zł     Pojemność: 300ml     Dostępność: niektóre apteki, internet

18 grudnia 2012

Caterine i Lilibe, czyli owalne płatki kosmetyczne - moja miłość!


Rzadko kiedy robię notkę o akcesoriach. Tym razem stwierdziłam, że muszę się podzielić swoimi doświadczeniami z dużymi, owalnymi płatkami kosmetycznymi. Miałyście z nimi do czynienia? Przeczytajcie moją opinię.

Od zwykłych okrągłych oczywiście różnią się kształtem, ilością w opakowaniu, ale także jakością w zmywaniu makijażu. Można by rzec, że nie opłaca się kupować 40 sztuk płatków za ok 3zł, kiedy można mieć w tej cenie komplet 80 czy 120 sztuk. Ja również tak myślałam, ale postanowiłam spróbować dużych płatków.

Już przy pierwszym demakijażu zauważyłam znaczną różnicę - płatek łatwiej się trzymało, nie wypadał/wyślizgiwał się z dłoni. Dodatkowo, choć to oczywiste, zajmuje więcej przestrzeni na twarzy, co skraca czas 'zabiegu'. Ładnie zbiera makijaż i zanieczyszczenia ze skóry, potrzeba mniej płatków, by wszystkiego się pozbyć. Wbrew pozorom, te płatki są całkiem ekonomiczne.

Ja jestem bardzo zadowolona zarówno z jednych, jak i drugich płatków. Caterine można nabyć w Kauflandzie za ok. 2,20zł, natomiast Lilibe kosztują koło 3zł w Rossmannie.

17 grudnia 2012

ShinyBox - grudzień 2012, nieświątecznie na Święta?


Witajcie. Dzisiaj, jak wiele z Was, otrzymałam ShinyBox. W związku z tym, że jest to pudełko grudniowe, oczekiwałam czegoś wystrzałowego, co na pewno nas zaskoczy. I właściwie mnie zaskoczyło... to, że firmy znów się powtarzają, zero pozytywnego zaskoczenia.


Jeżeli chodzi o Dermedic, to tym razem otrzymałyśmy szampon - kilka miesięcy temu w pudełku był balsam i peeling enzymatyczny (wciąż mam je nieotwarte, bo nie mam kiedy zużyć), jednak szampon to przyjemny produkt. Chętnie go wypróbuję. Od Delii dostałyśmy bazę i tusz (wiem, że były jeszcze boxy z bazą pod tusz), mnie trafił się brązowy z czego się cieszę, bo nigdy nie miałam takiego odcienia maskary. Dostałyśmy też naszyjnik (nie ma na zdjęciu), który jednak jest dość biedny i niczym nie oczarowuje. O wiele bardziej podobała mi się zawieszka, którą dołączyli jakiś czas temu.

Reszta to próbki Annabelle Minerals i kremy Zepter (oj, ciężko będzie mi zużyć, bo nie cierpię próbek). Kilka testerów AM nadal mam od czasu, kiedy można była u nich zamówić próbki płacąc 8,50zł za wysyłkę, i nadal ich nie zużyłam. Uważam, że o lepiej byłoby, gdyby zamiast tych wszystkich próbek dali nam jeden, pełnowymiarowy produkt AM (wysłali dość jasne kolory, więc myślę, że nikt by się nie oburzył).

Nie wiem, czy grudniowy box wart jest tych 49zł, które musimy za niego zapłacić na stronie ShinyBox.pl. Trochę za mało świąteczny, trochę za oczywisty. Osobiście, chętnie przetestuję pełnowymiarowe produkty. Lubię testować szampony, kończy mi się baza pod makijaż, a brązowy tusz będzie ciekawym substytutem czarnego.

16 grudnia 2012

Zestaw prezentowy Farmony - zapowiada się przyjemne testowanie!


Dzięki agencji Werner i wspólnicy mam kolejną okazję, by wypróbować produkty firmy Farmona. Ostatnim razem dostałam kokosowy sorbet do mycia ciała, który nie przypadł mi do gustu oraz waniliowy peeling, który powalił mnie swoim działaniem. Z tej serii poznałam też wersję czekoladową.

Tym razem będę testować dwa kosmetyki z serii słodkie trufle i migdały. Przyznam, że nie miałam czasu otworzyć ich jeszcze, ale na pewno niedługo to nastąpi. Widziałam, że wiele z Was także dostało taki zestaw, ale w różnych wersjach zapachowych. Jesteście zadowolone ze swojej? Ja tak - tego zapachu jeszcze nie znam.