25 czerwca 2014

Eveline: Głęboko odżywczy balsam do ciała pod prysznic


Jakiś czas temu na rynek weszło sporo balsamów pod prysznic. Najpierw była Nivea, a w jej ślady poszły kolejne firmy. Ja akurat mam naszą rodzimą markę, czyli Eveline. Dostałam ten produkt do testów, sama bym raczej po niego nie sięgnęła, ponieważ ja lubię się smarować po kąpieli.

Balsam zamknięty jest w 350ml-owej butelce z pompką. Wydawałoby się, że pojemność jest duża i starczy na wieki, jednak przy tego typu balsamach produkt niknie w oczach. Do posmarowania całego ciała zużywam około 20 pompek. Po umyciu ciała zwykłym żelem, nakładamy na siebie ten balsam, po czym spłukujemy. Brzmi fajnie, nieźle też pachnie. Natomiast ja nie jestem przekonana do tej formy pielęgnacji. W składzie mamy wazelinę (chociaż nie jest aż tak źle, bo poza nią znajdziemy olej sojowy czy masło shea), czyli coś pokroju parafiny, zatem rzekome nawilżenie skóry to głównie ta wazelinowa powłoczka. Ogólnie nie lubię pochodnych ropy naftowej w kosmetykach.

Jeśli chodzi o sam efekt po - skóra jest pokryta tą powłoczką, po której spływa woda. Coś w stylu wosku czy olejku. Po kąpieli uczucie jest całkiem fajne. Może nie jest to duże nawilżenie, ale dla osób ze skórą normalną powinno być w porządku. Niestety, po niedługim czasie powłoczka wyciera się (a to w ubrania, a to w pościel) i wszystko wraca do poprzedniego stanu. Akurat mi to nie przeszkadza, bo nie mam problemów ze skórą. Niemniej jednak, jestem zwolenniczką zwykłych balsamów lub maseł do ciała, które mają o wiele ładniejszy skład i naprawdę nawilżają.


Moim zdaniem balsamy pod prysznic są dobrym rozwiązaniem dla: osób zabieganych, potrzebujących posmarować się czymś przy porannej kąpieli, tolerujących parafinę/wazelinę w kosmetykach do ciała i... mężczyzn. Jeśli facet ma problemy z przesuszającą się skórą, to chyba łatwiej będzie mu sięgnąć po taki produkt niż zwykły balsam do ciała. Ale to też zależy od mężczyzny.

Cena: ok. 17zł      Pojemność: 350ml      Dostępność: drogerie, np. Rossmann
 

24 czerwca 2014

ShinyBox - maj 2014, moja opinia na temat produktów z pudełka, mini-recenzje


Witajcie. Zdążyłam przetestować już w miarę dokładnie produkty z poprzedniego ShinyBoxa. Rzadko się u mnie zdarza recenzja kosmetyków z SB tak szybko, ponieważ zwykle bywa tak że pojedyncze produkty otwieram nawet kilka miesięcy po otrzymaniu pudełka. Tym razem poszło mi to zdecydowanie szybciej i chciałabym się podzielić z Wami moją opinią.


Rexona, Maximum Protection, antyperspirant w kremie - opisywałam go już w osobnej recenzji, do której zapraszam. W skrócie powiem, że produkt przypadł mi do gustu i jestem zadowolona z jego działania. Cieszę się, że mogłam go przetestować.


Dermedic, płyn micelarny do demakijażu - z tego kosmetyku też jestem całkiem zadowolona. Troszeczkę przeszkadza mi zapach (charakterystyczny dla produktów tej marki; wszystkie pachną tak samo), ale samo działanie oceniam na plus. Raczej nie używam kosmetyków wodoodpornych i z tymi zwykłymi sobie radzi. Jest delikatny, nie szczypie mnie w oczy. Dodatkowo nie lepi się ani nie pieni na twarzy, co bardzo mnie wkurza w niektórych produktach tego typu. Wydaje mi się, że nie jest zbyt wydajny (mimo że opakowanie jest małe, bo to 100ml), ponieważ po kilku użyciach nie mam już 1/3 buteleczki. Byłabym skłonna do niego wrócić, bo sprawdza się u mnie bez większych zarzutów.


Clarena, sensualny krem do rąk - spodobał mi się ten krem. Co prawda kremów do rąk mam aż za dużo, ale takie maleństwo 30ml można bez problemów wrzucić do torebki bez zajmowania dużej ilości miejsca. Krem ma dość lekką konsystencję, szybko przynosi ukojenie dla suchej i ściągniętej skóry. Bardzo szybko się wchłania i nie zostawia żadnej nieprzyjemnej powłoki na dłoniach, w krótkich czasie całkowicie się wchłania. Nie mam większych problemów ze skórą, u mnie krem radzi sobie bardzo dobrze. Ma ładny zapach, trochę przypominający cytrusowe perfumy.

Clarena, krem do stóp ze srebrem - z tym kremem także się polubiłam. Najbardziej zaskoczył mnie w nim zapach, ponieważ jest śliczny i w żadnym stopniu nie przypomina woni typowych, mentolowych kremów do stóp. Ten krem również jest dość lekki i też szybko się wchłania, chociaż nie aż tak błyskawicznie jak ten do rąk. Optymalnie nawilża i pielęgnuje. Jest to krem bardziej na dzień ze względu na swoje właściwości i przeznaczenie dla osób o zwiększonej potliwości stóp. Niestety nie wiem, czy to srebro coś daje, bo nie mam takich problemów.


Schwarzkopf, balsam do włosów - jak wiele osób wyrażających swoją opinię na temat poszczególnych kosmetyków z tego pudełka, ja też nie jestem zadowolona z tego balsamu. Nie zauważyłam, by robił coś na włosach, bardziej mi szkodzi niż pomaga. Mam wrażenie, że po nim moje końcówki są jakieś napuszone i pokołtunione. Niby ten produkt ma chronić włosy przed wysokimi temperaturami suszarki, ale po nim (i po użyciu suszarki) włosy wyglądają jeszcze gorzej. W ShinyBoxie były wcześniej kosmetyki Schwarzkopf i w sumie żaden z nich mi się nie spodobał.


L'Occitane, Vanille&Narcisse, woda toaletowa - wiem, że wielu osobom nie przypadła do gustu. Zapach jest mocno dojrzały, specyficzny. Nie dziwię się młodym dziewczynom, że go nie polubiły, ale ja mimo moich 22 lat bardzo się z nim polubiłam. Tak jak mówię, jest to zapach dość ciężki, może nawet trochę 'babciowy', ale lubię go czuć na sobie i moim zdaniem pasuje na wieczorne wyjścia lub chłodniejsze dni. Zapach jest bardzo trwały i czuję go na sobie cały dzień. Nie kupiłabym pełnowymiarowej wersji, ale fajnie było go przetestować.


balmi, truskawkowy balsam do ust - produkty do ust idą u mnie jak krew z nosa. Strasznie wolno je zużywam, bo w sumie nie mam z ustami większych problemów i po prostu od czasu do czasu się czymś posmaruję. I tyle. Balsam balmi jest przeciętnym dodatkiem, podoba mi się to, że ma przywieszkę i można go doczepić do kluczy czy torebki, i zawsze mieć przy sobie. Jeśli chodzi o jego właściwości, to nie są powalające. Po prostu zwykły balsam do ust, żeby coś na nich mieć i je natłuścić, zniwelować nieprzyjemne uczucie ściągnięcia. Nawet polubiłam jego stożkowy kształt, dzięki któremu aplikuję produkt w sekundę. Zapach truskawkowej wersji mnie nie powalił, wolałabym np. miętowy. I ogólnie nie uważam, by był wart tych ok. 20zł.


Mam nadzieję, ze moje krótkie recenzje okażą się dla Was przydatne. Dajcie znać, co sądzicie o tych kosmetykach :)


22 czerwca 2014

ShinyBox - czerwiec 2014 (pudełko na 2-gą rocznicę!)


W tym miesiącu ShinyBox trafił prosto do moich rąk pod domem. Po ostatnich przygodach z kurierami nastąpiło w końcu jakieś normalne dostarczenie przesyłki. Czerwcowego ShinyBoxa byłam baaardzo ciekawa - w końcu to rocznicowe pudełko! I muszę powiedzieć, że jestem bardzo zadowolona z tego pudełka. Myślę, że znajdzie się mało osób, które narzekałyby na zawartość. Ale przejdźmy do rzeczy:



W standardowym składzie pudełka znalazło się 5 produktów. Po raz trzeci (z rzędu!) w ShinyBoxie znalazł się antyperspirant. Mnie to akurat nie przeszkadza (bo nie muszę kupować tego typu kosmetyków przez kilka miesięcy ;P), a akurat nie miałam antyperspirantu Dove w sprayu. Po pierwszym użyciu muszę powiedzieć, że bardzo ładnie pachnie i nieźle chroni. Niemniej jednak, trzeci taki sam produkt w pudełku to już trochę przegięcie. Drugą rzeczą, tym razem bardzo udaną, jest peeling solny do ciała od Organique. Uwielbiam peelingi, a dzięki ShinyBoxowi zdążyłam poznać już kilka ciekawych produktów tej marki. Trzecim kosmetykiem jest serum termoochronne do włosów Marion. Jak dla mnie, znów plus, ponieważ sama miałam plan kiedyś je sob zakupić. Obecnie w moim posiadaniu jest spray termoochronny tej marki, który bardzo lubię. Po pierwszym użyciu serum muszę powiedzieć, że chyba się polubimy. Za niewypał tego pudełka uważam maseczkę kolagenową Etre Belle. Dostałyśmy próbkę maski o pojemności 15ml (warto wspomnieć, że 50ml kosztuje 131zł) - akurat nie narzekam na ilość, bo maskę można przetestować. Tutaj czepiam się kiepskiego składu (parafina na drugim miejscu!), co czyni produkt dobrym tylko dla skór suchych. Zapowiadało się fajnie, dopóki nie spojrzałam na spis składników. Szkoda. Natomiast najbardziej w pudełku podoba mi się blender do podkładu od Syis! ShinyBox chyba wyczytał mi w myślach, że moje obecnie jajko się już rozsypuje i przysłał mi świeżutki egzemplarz ;) Jeszcze go nie używałam, ale niedługo będzie non stop w użyciu i możliwe, że porównam go do blendera ebelin.

 

W pudełku znalazłam też zestaw próbek kosmetyków Sylveco (akurat kilka z nich miałam i bardzo cenię sobie tę markę; jestem ciekawa ich szamponu) i pełnowymiarową pomadkę z peelingiem. W poprzednim pudełku był balsam do ust balmi, ale Sylveco zdecydowanie bardziej mnie przekonuje (zwłaszcza na noc czy po domu). Osoby należące do klubu VIP i ambasadorki dostały też naturalny spray na owady Mosquiterum. Spotkałam się z różnymi odczuciami na tego typu dodatek, ale według mnie jest naprawdę fajny! Chętnie go przetestuję i zabiorę ze sobą na jakiś wakacyjny wypad. Na korzyść produktu przemawia jego skład.


Ja jestem bardzo zadowolona z tego pudełka! Można je było nabyć za 39zł (z kodem rabatowym, który nawet podawałam na blogu), więc myślę, że bardzo się opłacało. Pudełko zostało zdominowane przez blender do podkładu i peeling, ale reszta kosmetyków też wydaje mi się praktyczna i przydatna. A jaka jest Wasza opinia? Przypominam, że pudełko można kupić na stronie ShinyBox - KLIK. Chciałabym Was też poinformować o dwóch konkursach z ShinyBoxem:



ShinyBox świętuje swoje 2 urodziny - także konkursowo! W tym wyjątkowym miesiącu możesz powalczyć o dziesiątki wartościowych nagród:
1. FOTO KONKURS ShinyBox & Overmax - do wygrania: urodzinowe pudełka ShinyBox, kobiece tablety i smartfony marki Overmax! | weź udział na: http://on.fb.me/1nHMjVd

2. Make Up Contest ShinyBox & RevitaLash - do wygrania: ekskluzywne kosmetyki marki RevitaLash®! | weź udział na: http://on.fb.me/1lyXoEI

15 czerwca 2014

Eveline: Mega Max, full volume & shocking black


Jakiś czas temu dostałam paczkę od firmy Eveline. Znalazło się w niej kilka kosmetyków pielęgnacyjnych, ale przeważała kolorówka, a wśród niej był ten tusz. Bardzo ucieszyłam się, gdy go zobaczyłam, ponieważ spodobał mi się jego wygląd, a maskar Eveline byłam od dawna ciekawa.

Przy jednej z najbliższych okazji wyciągnęłam ten tusz i przeraziłam się jego wielgachną szczoteczką (o wielkości mojego oka). Okazało się, że wbrew rozmiarom da się ją okiełznać i nie robi na oczach większego 'kuku'. Nie mam dużych oczu, moje opadające powieki zawsze utrudniają malowanie (więc zawsze muszę wybrudzić sobie górną lub dolną powiekę). A ta duża szczota niestety tego nie ułatwia. Niemniej jednak dość ładnie rozdziela rzęsy, a obawiałam się mega sklejenia i niemożności doprowadzenia rzęs do ładu. Co prawda mniejsze szczoteczki, zwłaszcza silikonowe, lepiej sobie z tym radzą, jednak jak na typ szczotki, której nie lubię - nie jest źle.


Efekt, który daje tusz Mega Max jest raczej zwyczajny. Tusz lekko pogrubia rzęsy (na zdjęciu widać dwie cienkie warstwy), ciutkę wydłuża, ale nie podkręca rzęs. Konsystencja tuszu od początku jest dość gęsta. Nawet przy pierwszym użyciu ten tusz nie był mocno mokry. Producent zapewnia o mocnym, czarnym kolorze i tutaj muszę się z tym zgodzić. Na pierwszy rzut oka - spoko, zwyczajny tusz do rzęs. Nie zachwyca, ale też nie trzeba go lecieć od razu zmywać. Ma niestety wielką, przekreślającą go, wadę. Na moich rzęsach osypuje się już po pierwszych kilku godzinach, co jest niedopuszczalne. Rozumiem, że pierwsze kropki możemy zobaczyć po 8-12h noszenia maskary na rzęsach, ale tutaj zauważam je już po jakichś 2h.

Tusz pewnie wykończę (zresztą nie wróżę mu długiej świeżości sądząc po jedno konsystencji), jednak już do niego nie wrócę. Pewnie nie kupiłabym go ponownie nawet jeśli by się nie osypywał, bo po prostu inny tusz Eveline działa u mnie zdecydowanie lepiej. Jeśli chcecie zobaczyć, który mam na myśli, to odsyłam Was do recenzji - klik.


Cena: ok. 17zł      Pojemność: 9ml      Dostępność: szafy Eveline - np. Rossmann, Hebe

14 czerwca 2014

Projekt denko - kwiecień/maj 2014 + zakupy z Hebe

  • Babydream, szampon dla dzieci - kupuję i używam go tylko od czasu do czasu. Jedna butelka starcza mi na strasznie długo i dlatego tak rzadko muszę go kupować. Lubię go, ale nie jest moim must-have. Jestem zwolenniczką innych szamponów do zmywania olei, ale on też daje radę.
  • Equilibra, szampon do wypadających włosów - był fajny, już mała ilość mocno się pieniła. Używałam go na co dzień i do zmywania olei. Obszerniejsza recenzja - tutaj.
  • BeBeauty, żel pod prysznic Bali - kupiłam go za grosze (chyba 2,99zł) w Biedronce, ponieważ widziałam pozytywne opinie na temat zapachu tego żelu. Jest to żel peelingujący z drobinkami - ja takie lubię, ponieważ nie zawsze chce mi się sięgać po peeling. Zapach żelu jest śliczny, ale ma w sobie dość dużo woni chemicznej, która trochę psuła mi radochę.
  • Original Source, żel pod prysznic pomarańcza-lukrecja - kupiłam go strasznie dawno temu, czekał chyba rok na swoją kolei. Zapach był ładny, ciekawy, słodziutki, ale nie powalił mnie i chyba już nie wrócę do tej wersji. Miałam ten żel dość długo mimo codziennego stosowania.

  • DeBa Bio Vital, odżywka do włosów - odżywka kupiona kiedyś w Biedronce. Ja używałam jej bardzo mało, zaledwie kilka razy. Nie była zła, ale była bardzo płynna i przez to jej nie lubiłam. Oddałam ją chłopakowi i on ją wykończył.
  • Garnier, odżywka do włosów Oleo Repair - swego czasu miałam ochotę na testowanie odżywek Garniera i te z lepszym składem wędrowały do mojego koszyka. Ta wersja ładnie pachniała (jakby jakieś cukierki, coś co kojarzy mi się z dzieciństwem, ale dokładnie nie wiem co), miała odpowiednią gęstość i fajnie działała na włosy. Trzymałam ją zazwyczaj kilka minut, a kilka razy zdarzyło się ją potrzymać dłużej. Zbyt długie trzymanie może obciążyć cienkie włosy. Bardzo fajnie nawilża i wygładza.
  • Alverde, maska do włosów winogrono-awokado - kupiłam ją dawno temu, a dopiero teraz zużyłam. Pojemność 100ml starcza na jakieś 10-15 aplikacji. Ja tę maskę trzymałam na włosach dość długo, ok. 30-60min. Lubię jej zapach, trochę trąci alkoholem, ale znajduję w nim przyjemną (bardzo delikatną) woń winogron. Jest w porządku, ale znam lepiej nawilżające.

  • Isae, antyperspirant w kulce - nagle skończył mi się antyperspirant i przy okazji wleciałam do Biedronki i chwyciłam pierwszy lepszy. Słyszałam, że te Isae wcale nie są złe, a są tanie, więc postanowiłam wypróbować. Zapach jest dość przyjemny, a ochrona w porządku. Na lato bym ich nie poleciła, ale używałam go raczej w okresie jesienno-zimowym i wtedy się nieźle sprawdził. Nie jest zabójczo wydajny.
  • Sylveco, lekki krem nagietkowy - ten krem ma być chyba lekki, stosowany na dzień, jednak dla mnie jest za ciężki pod podkład. Pewnie po godzinie zaczęłabym się tragicznie świecić, więc używałam go tylko na noc. Nawilżenie jest średnie, nie dawało sobie rady z bardziej przesuszonym miejscami, które czasami mi się robiły.
  • BioDermic, peeling do rąk - możecie o nim poczytać w osobnym poście.
  • Alverde, pianka do mycia twarzy - swoją niezbyt pochlebną opinię wyraziłam w recenzji - tutaj.
  • Paese, płyn micelarny - dostałam go na zlocie i nie podchodziłam do niego zbyt entuzjastycznie. Okazało się, że kosmetyk jest naprawdę fajny! Bez większych problemów zmywał makijaż (dzienny i wieczorowy, tusz do rzęs zwykły) przy czym nie szczypał ani nie podrażniał skóry ani oczu; nie zostawiał lepkiego filmu na twarzy. Naprawdę go polubiłam i może kiedyś ponownie po niego sięgnę.
  • Eveline, Mega Size lashes, tusz do rzęs - recenzowałam go jakiś czas temu - tutaj. Dopóki nie zaczęła się osypywać (po jakichś 2-3 miesiącach), służyła mi naprawdę super. Wiele osób pytało mnie jakiego tuszu używam lub czy nie zagęszczałam rzęsy. Efekt naprawdę fajny, a cena maskary nieodstraszająca.


Odwiedziłam też w końcu Hebe. Zachodzę tam bardzo rzadko, chociaż teraz będę chyba częściej, bo mamy drugie Hebe w Rynku i jednak jestem tam od czasu do czasu. W sumie bardziej podoba mi się w tym pierwszych Hebe na Borowskiej (większa drogeria, więcej rzeczy), ale mam tam cholernie daleko. Sięgnęłam po standardowe rzeczy z Hebe, czyli maskę mleczną Kallos, która skończyła mi się 3 miesiące temu. Kosztowała 12,99zł. Kupiłam sobie też kolejny suchy szampon Batiste (i już okazał się przydatny nad ranem, ponieważ wylądowałam na imprezie z nocowaniem). Tym razem wybór padł na wersję blush, ale muszę powiedzieć, że te które miałam do tej pory (lace, oriental, blush) pachną bardzo podobnie do siebie. Szampon kosztował 14,99zł.


11 czerwca 2014

Eveline: Lovers, Ultra Shine Lipgloss - błyszczyki nr 614 i nr 615


Nie jestem fanką błyszczyków, wręcz ich nie lubię. Po prostu nie znoszę, kiedy mam coś mokrego na ustach, dlatego stawiam głównie na pomadki matowe lub kremowe, które potem przybierają matową formę. Niemniej jednak, błyszczyki Eveline wyjątkowo polubiłam i już Wam piszę, czemu tak się stało.

Po pierwsze, błyszczyki - a właściwie ich opakowania - cieszą oko, są proste, ale ładne. Mam je już od listopada 2013 i jak widać żadne napisy się nie starły. Drugą zaletą kosmetyku jest zapach - te błyszczyki pachną przepięknie - słodką brzoskwinką. Ich konsystencja jest dość gęsta, ale dzięki temu bardzo przyjemnie i gładko aplikuje się je na usta, nie spływają ani się nie rozlewają. Nie są w pełni kryjące, raczej takie pół-transparentne. Producent nazwał jest Ultra Shine i absolutnie się temu nie dziwię, ponieważ błyszczyki rzeczywiście bardzo ładnie się błyszczą i tworzą mokrą taflę na wargach. Ja posiadam dwa kolory - 614 (czerwień ze złotymi drobinkami) oraz 615 (brzoskwiniowo-różowy z drobinkami). To fakt, drobinki są, ale nie są nachalne, widać je tylko z bliska i nie czuć ich przy pocieraniu ust. Czytałam sporo opinii, że nie są to błyszczyki klejące, ale jak dla mnie nie ma się co oszukiwać - lekkie to one nie są i trochę się lepią. W składzie zawierają olej arganowy i wyczuwalnie nawilżają usta.


Kosmyki kleją się do nich niemiłosiernie i nie wyszłabym na miasto w rozpuszczonych włosach i tym błyszczyku na ustach - w innej fryzurze to co innego ;) Chociaż u mnie te błyszczyki i tak długo nie wytrzymują, bo po prostu nie mogę dłużej znieść tego uczucia posiadania czegoś ciężkiego, mokrego i lepkiego na ustach. W związku z tym niełatwo określić mi ich trwałość, mam jednak wrażenie, że bez jedzenia i picia są w stanie długo się utrzymać. Gdybym była zwolenniczką tego typu mazideł do ust, to na pewno polubilibyśmy się jeszcze bardziej. Zatem mogę je polecić błyszczyko-maniaczkom, zwłaszcza jeśli wolicie nieco cięższe produkty z tej kategorii.

A tak na zakończenie, opowiem Wam o moim podejściu do kolorów, które posiadam. Mimo że jestem fanką mocnych akcentów kolorystycznych na ustach (i ciągle chodzę w czerwieniach, fuksjach i ostrych różach - jak same wiecie), to jakoś bardziej podoba mi się kolor 615. Jest to naprawdę śliczny nude - ani za jasny, ani za ciemny, ani za różowy, ani za beżowy. Jest naprawdę ładny i pięknie optycznie powiększa usta. Czerwony 614 już mnie tak nie przekonuje, ale to raczej ze względu an fakt, że jak szaleć to szaleć i ja lubię mocno kryjące, intensywne kolory. A tutaj mamy taki nie do końca intensywny i zupełnie mnie nie powala.

Eveline, Lovers, nr 614

Eveline, Lovers, nr 615

Cena: ok. 13zł     Pojemność: 7,5ml      Dostępność: szafy Eveline

10 czerwca 2014

Rexona, wojna antyperspirantów: Aloe Vera w sprayu vs. Maximum Protection w kremie


W ostatnich dwóch ShinyBoxach znajdowały się antyperspiranty Rexona. Trochę dziwne, że produkty o tym samym docelowym zadaniu trafiły do pudełek miesiąc po miesiącu, ale w końcu jesteśmy w tej fazie roku, kiedy najbardziej chronimy się przed poceniem i nieprzyjemnym zapachem potu. Jeśli chodzi o firmę Rexona to nigdy mnie do niej nie ciągnęło, a z antyperspirantem tej marki miałam tylko raz do czynienia przy kampanii reklamowej z Małgorzatą Sochą i testem płatka pod pachą (wystarczyło uzupełnić dane i dostawało się miniaturkę kosmetyku - akurat była to ta sama wersja Aloe Vera).

Rexona,  Aloe Vera w sprayu:
Pamiętam jak wtedy (patrz: zdanie wyżej) byłam niezadowolona z aplikacji antyperspirantu w sprayu. Nigdy nie lubiłam tego rodzaju aplikacji w antyperspirantach, a ten dodatkowo strasznie mocno mnie dusił. Nie wiem, czy zmienili coś w tym produkcie, bo już się tak nie dzieje i rozpylona mgiełka już tak na mnie nie wpływa. Niemniej jednak nadal nie przekonałam się do formy sprayu i sama na pewno nie będę sięgać po takie dezodoranty. Działanie niestety też nie powala. Nie jest to produkt, po który mam ochotę sięgać w upalne dni, ponieważ zwyczajnie nie daje rady. Na pewno sprawdza się lepiej, kiedy temperatury nie przekraczają 20 stopni i można w nich normalnie egzystować. Wypisana na opakowaniu 48h trwałość ochrony jest zdecydowanie przegięta. Niestety nie sprawdziłam, czy Rexona Aloe Vera działa lepiej wraz z wzmożoną intensywnością wysiłku fizycznego (motionsens system) - oceniam ją tylko pod względem typowego dnia (czyli: wyjście na uczelnię, na miasto, jazda komunikacją miejską). Przy stosowaniu tego antyperspirantu trzeba też uważać, żeby nie zasyfić sobie pach 'śnieżkiem' - ja zawsze nim wstrząsam przed użyciem i zabielenie jest minimalne. Sam zapach kosmetyku jest dość przyjemny i delikatny. Wydajność jest słaba i przy codziennym stosowaniu skończy się nam w mgnieniu oka (może dlatego w kolejnym ShinyBoxie był kolejny antyperspirant? :P)

Cena: ok. 14zł      Pojemność: 150ml      Dostępność: drogerie



Rexona, Maximum Protection w kremie:
O tym antyperspirancie pierwszy raz usłyszałam właśnie przez ShinyBox. Nie oglądam telewizji i jakoś nigdy nie rzucił mi się w oczy. Sama bym go pewnie nie wypróbowała ze względu na cenę (ok. 25zł). Tutaj działanie produktu oceniam znacznie lepiej, ponieważ naprawdę działa i chroni przed poceniem. Producent poleca stosować go na noc, jednak ja nie lubię się 'zapychać' pod pachami przed snem i stosuję go rano. Trzeba zaczekać aż produkt się wchłonie, ponieważ w innym wypadku jest trochę lepki i może brudzić ubrania. W upałach, które obecnie nam towarzyszą sprawdza się bardzo dobrze. Może nie chroni w 100% (nie wiem, czy spotkałam się z takim produktem, żeby w ogóle się nie pocić), ale jest z tym naprawdę dobrze i to przez długi czas. Kosmetyk (moja fioletowa wersja) ma bardzo intensywny zapach, który czuję spod pach w sumie cały dzień. Nie do końca mi się podoba, bo jest dla mnie trochę za mocny i lekko duszący, ale na pewno działa na korzyść, ponieważ nie śmierdzimy ;P Wydajność jest lepsza niż w wersji Aloe Vera, ale widzę, że produktu w środku i tak szybko ubywa, więc też nie jest to inwestycja na kilka miesięcy (u mnie antyperspiranty w kulce Nivea starczają na jakieś 4 miesiące).


Cena: ok. 25zł      Pojemność: 45ml      Dostępność: drogerie (podobno nie wszystkie, słabsza dostępność)


Czy Rexona to taka niezawodna ochrona? Moją opinię już znacie. A teraz ja chcę poznać Waszą :)
 

9 czerwca 2014

Włosowa aktualizacja: Włosy po 2,5 roku intensywnej pielęgnacji!


Zdjęcie z lewej zostało zrobione w lipcu 2011, kiedy zaczynałam prowadzić bloga i miałam najgorsze włosy w całym moim życiu :P Były niebywale sztywne i suche, czego na zdjęciu AŻ tak nie widać, ale ogólnie pamiętam, że była tragedia. Kilka miesięcy później się zreflektowałam i zaczęłam olejować włosy, co zresztą robię do dnia dzisiejszego. Niestety obecnie nie mam tyle czasu i zabieg olejowania wykonuję jakoś raz na tydzień, a moje włosy to lubią i mogłabym to robić częściej.

Zdjęcie z prawej zostało zrobione kilka dni temu do dyplomu. Nie podcinałam włosów chyba jakieś 8 miesięcy temu i muszę to niedługo uczynić, ponieważ końcówki nie są w rewelacyjnym stanie, zatem zamierzam się ich pozbyć. Przez całe te 2 lata nie chodziłam do fryzjera często, tylko wtedy, kiedy uznawałam, że przyda się to moim włosom. Zazwyczaj podcinam ok. 5cm włosów - akurat jeśli o to chodzi, to nie żałuję i niepłaczę nad każdym centymetrem. Moje włosy były tak mocno zniszczone, że przyzwyczaiłam się, że muszę podcinać ich sporo. Obecnie końcówki ma raczej przesuszone niż rozdwojone, bo nie rozdwajają mi się jakoś mocno.


Nie walczę też o duży przyrost - czasami stosuję wcierki, ale nie robię tego fanatycznie. I tak widzę, że moje włosy wyglądają coraz lepiej i - jak widać - są coraz dłuższe. Mój cel to linia talii, raczej nie chcę dłuższych. Obecnie nawet nie mierzyłam swoich włosów - do mojego celu brakuje mi jeszcze około roku zapuszczania, czyli mniej więcej 15cm. Jak oceniacie moją przemianę?

5 czerwca 2014

ROZDANIE - wygraj szampon i odżywkę Cece of Sweden



Witajcie! Z przyjemnością chciałabym ogłosić konkurs organizowany przy współpracy z Panią Anią i dystrybutorem kosmetyków profesjonalnych Beliso. Przygotowałyśmy dla Was nagrodę w postaci szamponu przeciw przetłuszczaniu się włosów oraz odżywkę zapobiegającą ich wypadaniu. Jeśli chcesz wziąć udział w konkursie, zapraszam do dalszej części posta.


Szampon Cece MED Oily przeznaczony jest dla osób z tendencja do przetłuszczania się włosów. Reguluje pracę gruczołów łojowych. Głęboko oczyszcza nadając włosom miękkość i połysk. Sprawia, że pozostają one świeże i pełne energii przez dłuższy czas. Efekty będą  bardziej widoczne po użyciu lotionu do skóry głowy przeznaczony do włosów tłustych z linii Oily.

Odżywka Cece MED Prevent Hair Loss wspiera walkę z wypadaniem włosów. Wzmacnia i regeneruje włosy. Przywraca im witalność, sprawia, że stają się mocniejsze, odżywione, mniej podatne na łamanie i wypadanie. Lekka formuła nie obciąża włosów. www.stopwypadaniu.pl



REGULAMIN:

1. Organizatorem rozdania jest Agusiak747.blogspot.com. Sponsorem nagrody jest Beliso.
2. Musisz być obserwatorem publicznym mojego bloga - http://Agusiak747.blogspot.com/
3. Żeby wziąć udział w rozdaniu musisz mieć ukończone 18 lat lub zgodę rodzica.
4. Nagrody wysyłamy tylko na teren Polski.
5. Będzie mi miło jak zasubskrybujesz mój kanał na YT lub polubisz Agusiak747 na FB.
6. Odpowiedz na pytanie: Jak radzisz sobie z problemami przetłuszczającej się skóry głowy? Podziel się swoimi metodami. - najciekawsza odpowiedź zostanie nagrodzona szamponem+odżywką
7. Rozdanie trwa od 5.06. do 27.06.2014r.


Pat&Rub: orzeźwiające masło do ciała - pomarańcze, grejpfruty, zioła


Masła Pat&Rub ciekawiły mnie od dawna. Chyba nie słyszałam/czytałam złej opinii o tej marce, zwłaszcza o masłach do ciała. Produkt ten trafił do mnie na wrocławskim zlocie blogerek i vlogerek. Sama bym po niego nie sięgnęła, bo cena jest wysoka, a nie mam właściwie żadnych problemów ze skórą, więc nie widziałabym potrzeby zaopatrywania się w kosmetyk za taką cenę.

Mi trafiła się wersja masła o zapachu pomarańczy i grejpfrutów z ziołami. Żałuję, że nie dostałam wersji otulającej (mam z niej krem do rąk), ponieważ o wiele bardziej mi się podoba. Mój egzemplarz pachnie dość banalnie, wyczuwam samą cytrynę i mam wrażenie jakbym natarła się skórką cytrynową. Wersja otulająca ma już ambitniejszy zapach, naprawdę ciekawy i to właśnie jego wolałabym nosić na sobie. Mówi się trudno. Ale czy to jedyne, co nie podoba mi się w tym kosmetyku?

Masło samo w sobie jest naprawdę przyjemnym produktem. Ma gęstą i treściwą konsystencję, która zaskakująco szybko się wchłania. Jednak jest w tym coś, co mnie lekko wkurza - produkt wchłania się tak szybko i bez takiej lekko tłustej warstewki, którą lubię na noc (na dzień się nie smaruję). Na początku masło trochę się maże po skórze i ją bieli, ale po chwili zostaje doszczętnie wchłonięte. Nawilżenie jest dobre, przy mojej normalnej skórze absolutnie nie mogę na nie narzekać, jednakże nie powiedziałabym, że jest rewelacyjne. Sucharki mogłyby czuć się zawiedzione. W ogólnym rozrachunku masło Pat&Rub mnie nie porwało, ponieważ już znalazłam swoje ideały. Są to masła Alverde, które odpowiadają mi pod każdym względem - konsystencji, nawilżenia, zapachu, składu i przede wszystkim ceny (2,95€). Za kwotę 69zł mogłabym mieć pięć maseł Alverde...

Niestety ten kosmetyk Pat&Rub mnie nie powalił i nie zachęcił do dalszej przygody z masłami tej marki. Nie widzę w nim nic nadzwyczajnego, co byłoby warte 69zł. Gdybym była zachwycona tym produktem i nie widziała dla niego tańszego konkurenta, na pewno sięgnęłabym po niego ponownie, tu nie chodzi o fakt samej ceny. Zresztą recenzowałam już jego drogie masło w cenie 50-80zł (recenzja masła Pharmatheiss), do którego pewnie kiedyś wrócę. Masło orzeźwiające Pat&Rub na pewno nie jest bublem, ma wielu zwolenników, ale uważam, że nie jest warte jednodniowej pensji.

etapy wchłaniania się masła ;)

Cena: 69zł     Pojemność: 250ml      Dostępność: sklep Pat&Rub

4 czerwca 2014

Max Factor: Face Finity - podkład 3w1


O podkładzie Face Finity słyszałam już dawno i dużo dobrego. Potem zaczęłam widywać niepochlebne opinie na blogach, ale jako że sama wolę przetestować kosmetyk na sobie, kupiłam go w Rossmannie na promocji -49%. W regularniej cenie kosztuje koło 55zł i za taką kwotę na pewno bym się na niego nie skusiła.

Pojemność buteleczki to standardowe 30ml, opakowanie wyposażone jest w pompkę. Konsystencja podkładu jest naprawdę lekka i dość płynna. Pompka wypluwa go mało i do pokrycia całej twarzy używam zazwyczaj dwóch pompek produktu. Aplikacja nie sprawia problemów, podkład ładnie rozprowadza się przy użyciu gąbeczki czy samych palców. Nakładam go dwoma sposobami w zależności od tego jaką ilością czasu dysponuję. Nałożony gąbeczką (ja mam ebelin) wygląda lepiej i naturalniej. Krycie jest średnie, na pewno nie jest to podkład mocno kryjący, ale przy swojej lekkiej konsystencji kryje naprawdę przyzwoicie. Producent deklaruje, że jest to produkt 3w1 (baza, podkład i korektor), więc można go zabrać na wyjazdy i odpuścić sobie zabieranie korektora pod oczy.


Posiadam (bodajże najjaśniejszy w Polsce) odcień Nude 47. Od razu mówię, że nie jest to kolor dla osób bardzo bladych. Jak dla mnie wypada jak coś pomiędzy 150 a 180 Revlon ColorStay. Wykończenie podkładu jest matowe, czyli takie jakie preferuję przy mojej tłustej cerze. Ostrzegam, że po zastygnięciu podkład jest dość suchy i skóra może wydawać się ściągnięta, jeśli odpowiednio jej nie nawilżymy. Raczej odradzałabym go osobom z cerą suchą lub z tendencjami do przesuszania. Na pewno uwydatniłby suche skórki. Podkład Face Finity raczej nie oksyduje, a jeśli już to w niewielkim stopniu. Na zdjęciu powyżej macie podkład po kilku minutach na ręce (po prawej) oraz świeżo nałożony (po lewej).

Jeśli chodzi o utrzymywanie się, to podkład radzi sobie z tym naprawdę dobrze. Trzyma się cały dzień, chociaż oczywiście muszę go przypudrować kilka razy w ciągu dnia (ja się naprawdę mocno świecę). Ogólnie rzecz biorąc, podkład u mnie sprawdza się naprawdę dobrze i bardzo go polubiłam. Nie jest może idealny, ale jest na tyle dobry, że chętnie do niego wrócę po wykończeniu pierwszej buteleczki. Dodatkowy plus za SPF20 (według mnie wystarczający), bo ja nienawidzę nakładać filtrów pod podkład.

podkład mam na tylko twarzy, pod oczy nałożyłam lekko kryjący korektor p2

Cena: ok. 55zł      Pojemność: 30ml      Dostępność: szafy Max Factor, internet

2 czerwca 2014

ShinyBox - maj 2014 (pudełko czerwcowe - 20% taniej)


W maju, jeśli chodzi o ShinyBox, opóźnienie jest u mnie niesamowite, ale to nie moja wina, że paczki do mnie nie dochodzą i kurier zostawia je w punkcie odbioru, do którego niezbyt wygodnie mi dojechać. No ale w końcu udało mi się mojego boxa odebrać. Każdy zawartość zna, ale jako ambasadorka jestem zobowiązana pokazać, co kryło się w majowym SB.


W poprzednim pudełku dostałyśmy antyperspirant w sprayu Rexona, w tym pudełku mamy to samo tylko że w sztyfcie/kremie. Trochę dziwne, że dwa produkty tej samej marki z tej samej kategorii, ale nie narzekam, bo lada dzień będzie lato, a ja przynajmniej nie muszę kupować antyperspirantów przez najbliższy czas. Płyn micelarny Dermedic (o pojemności 100ml) też się przyda - ich nigdy za wiele, bo i tak prędzej czy później się zużyje. Większość majowego pudełka ta miniaturki. Poza małym płynem micelarnym mamy tu dwie rzeczy z Clareny: krem do stóp ze srebrem (30ml), krem do rąk (30ml). Od firmy Schwarzkopf mamy balsam do włosów, do suszenia. Jestem ciekawa jak się sprawdzi, ponieważ przy deszczowej pogodzie, która ostatnio ciągle nam towarzyszy często sięgam po suszarkę. Najfajniejszą miniaturką jest chyba próbka perfum L'Occitane. Myślałam, że zapach będzie bardziej letni, a tymczasem jest on dość ciężki i bardziej wieczorowy, ale podoba mi się. Dla ambasadorek wrzucono jeszcze balsam do ust balmi - mi trafiła się truskawkowa wersja.


Niestety majowe pudełko nie powaliło mnie, ale też nie uważam, żeby było złe. Miniaturki przydadzą mi się na wyjazdy i Woodstock, a antyperspirantu Rexona chętnie wypróbuję, ponieważ nie skusiłabym się na ten produkt za 25zł. Podoba mi się balsam do ust i to, że ma zawieszkę, więc można go przypiąć do kluczy i zawsze mieć ze sobą (ja zawsze zapominam pielęgnacyjnych mazideł do ust). Próbka perfum też będzie fajna na wieczorne wakacyjne wyjścia.


Jeśli jesteście zainteresowane kupnem następnego, czerwcowego pudełka (to już druga rocznica ShinyBoxa), to mam dlaWas 20% rabatu - przy zakupie wpiszcie kod "AGUSIAK20". Wtedy zapłacicie za pudełko 39zł zamiast 49zł :) http://shinybox.pl/shinyclub/index/id/70