29 listopada 2012

Green Pharmacy: Nawilżający olejek kąpielowy/pod prysznic, Goździkowiec i cytryna - kąpiel o zapachu Świąt :)


Produkt ten wygrałam w konkursie na relację ze zlotu. Dostałam 5 różnych olejków, jednak ten zapach zainteresował mnie najbardziej i postanowiłam go otworzyć jako pierwszego. Recenzję robię szybko, jeszcze przed Świętami, bo ten zapach jest na nie idealny i chciałabym, żeby każdy (kto ma ochotę) mógł go sobie sprawić przed tym okresem ;)

Butelka mieści w sobie 250ml produktu, tak jak przeciętny żel pod prysznic. Jest dość wygodna w użytkowaniu, na górze ma klipsa. Kolor produktu jest przezroczysty, ma dość gęstą i przyjemną konsystencję.
  

Zapach produktu jest świetny, cudownie wpasowujący się w świąteczny nastrój. Zgodnie z nazwą, pachnie goździkami i cytryną. Mnie osobiście, goździki kojarzą się z zimowym grzańcem, który robię z likieru Krupnik i soku jabłkowego, na którego powierzchni pływa kilka goździków.


Sprawdza się bardzo dobrze zarówno jako płyn do kąpieli jak i żel pod prysznic. W obu przypadkach dobrze się pieni. W kąpieli tworzy przyjemną, aksamitną pianę. Woda też jakby staje się delikatniejsza, śliska, nieco nawilżająca. Jeśli używamy olejku jako żelu pod prysznic, to na skórze też odczuwamy przyjemny poślizg. Myślę, że to za sprawą kilku przyjaznych składników: ekstraktu z liści jeżówki wąskolistnej, olejku z goździkowca wonnego oraz olejku cytrynowego.


Zapach jest dość intensywny, czuć go podczas kąpieli. Nie mogę się doczekać, kiedy użyję go podczas kąpieli z moim facetem w okolicach Świąt :) To będzie musiało być fajne! Niestety, produkt nie należy do najwydajniejszych - myślę, że starczy do 10 kąpieli (jeśli mówimy o wlewaniu go do wanny), no a jako żel po prysznic, to myślę, że standardowo.

Cena: ok. 6-11zł      Pojemność: 250ml      Dostępność: sklepy internetowe, Allegro

27 listopada 2012

Projekt denko - listopad 2012

W tym miesiącu też nie jestem zbyt zadowolona ze zużyć. Pewnie denko nie będzie większe do czasu jakichś dni wolnych typu Święta czy ferie. Nie wykończyłam nic z kolorówki... nie wiem, kiedy ten moment nastąpi, na razie nie przewiduję; na razie mam dużo napoczętych rzeczy. No ale dobra, oto co wykończyłam:

Bielenda, Granat, masło do skóry normalnej - zużywałam je dość długo. Miało bardzo dobre właściwości nawilżające, jednak zapach mi nie do końca odpowiadał. Był bardzo chemiczny i mało granatowy. Konsystencja była bardzo przyjemna w użyciu. Wykończyłam je już w październiku, ale wsadziłam do niego odlewkę masła z Biedronki i zapomniałam o opakowaniu w poprzednim denku. Obecnie mam w nim peeling Fennel.

Paloma, peeling myjący do ciała wygładzająco-ujędrniający Tropical Fruits - recenzowałam go tutaj. Moja opinia o nim się nie zmieniła. Przyjemny peeling, dość dobrze zdzierający jak na kosmetyk tubkowy.

Le Petit Olivier, żel pod prysznic o zapachu malinowym - recenzja jest tutaj. Nie polubiłam się z nim, na szczęście szybko się skończył. Na pewno bym do niego nie wróciła. Wolę żele OS, Balea lub Alverde.

Original Source, żel pod prysznic Mango&macadamia - przyjemny żel, ogólnie lubię żele OS. Ten kupiłam w grudniu 2011, a otworzyłam i wykończyłam dopiero teraz. Zapach średnio przypadł mi do gustu, ten wariant jest dla mnie trochę za mdły, mało w nim mango. Do tej wersji zapachowej raczej nie wrócę.

Joanna, Naturia, peeling myjący z grejpfrutem - kupiłam go w Tesco, bo to najtańszy wariant zapachowy; kosztował 3,50zł. Całkiem lubię te peelingi, są małe, optymalnie zdzierają martwy naskórek, mają śliczne zapachy. W promocji skuszę się na jakiś, którego nie miałam.

Essence, eye makeup remover - opisywałam go razem z innymi płynami w tej notce. Moja opinia się nie zmieniła, jest przeciętny, gorszy niż Bielenda i Marion. Nie wrócę do niego.

BeBeauty, mycelarny żel do mycia i demakijażu - uwielbiam ten produkt. Jest tani, a spisuje się znakomicie. Świetnie oczyszcza twarz zarówno z całego makijażu jak i jego pozostałości. W ogóle nie szczypie w oczy. A to, że się nie pieni zupełnie mi nie przeszkadza, przyzwyczaiłam się.

Dax Cosmetics, Perfecta, zmiękczający krem do stóp, 15% mocznika - według mnie bardzo dobry krem. Ślicznie pachniał i przyzwoicie nawilżał. Kosztował mnie 8zł w Tesco. Teraz chętnie wypróbuję krem Lirene (?) z 30% mocznikiem. A jak nie, to możliwe, że wrócę kiedyś do niego.

Facelle, płyn do higieny intymnej, Sensitive - bardzo lubię ten produkt. Obecnie mam wersję Fresh. Świetnie nadaje się do mycia włosów, u mnie sprawdza się znakomicie. Jako płyn do higieny intymnej też jest super, bardzo delikatny. Dobrze się pieni i ma świetną, gęstą konsystencję.

Bingo Spa, maska do włosów z masłem shea i pięcioma algami - kupiłam ją w Tesco za jakieś 8zł. Jest duża, to 500ml słoik. Na początku się z nią nie polubiłam, jednak pod koniec używania dostrzegłam jej zalety. Szybko zmiękcza i wygładza włosy, nadaje się do szybkiego wygładzenia ich po umyciu plączącym szamponem. Raczej nie dawała mi większych efektów po noszeniu jej dłużej na głowie. Nie kładłam jej na skalp, bo tam kładę tylko oleje, jeżeli chodzi o nawilżenie (reszta mnie obciąża). Jest świetna do używania jako odżywka po umyciu, a poza tym się opłaca, bo wychodzi taniej niż odżywka.

26 listopada 2012

Fennel: peeling do ciała - Ciateczka z czekoladą


Jakiś czas temu otrzymałam paczkę od firmy Fennel. Nie będę ukrywać, że jest to jedna ze współprac, na której bardzo mi zależało. Bardzo chciałam wypróbować ich produkty ze świetnymi wariantami zapachowymi. W paczce, którą dostałam był peeling i masło do ciała, chociaż prosiłam o dwa peelingi (Pani zapytała w mejlu, jakie produkty mnie interesują). Maseł mam dużo, więc nie chciałam kolejnego... no trudno, poczeka sobie w kolejce.


Niestety, ale peeling przyszedł rozwalony. Opakowania były włożone w kopertę bez zabezpieczenia. No ale na szczęście wyleciało go tylko troszkę, więc pozostałe 95% uratowałam i przeniosłam do innego opakowania.

Peeling pachnie cudownie! Jak prawdziwe ciasteczka z czekoladą. Ale jakoś tak ten zapach kojarzy mi się z dietetyczną formą takiego deseru... jakaś nuta za to odpowiada ;) Zapach jest naprawdę dobrze oddany - można wyczuć czekoladę, orzechy, wanilię. Naprawdę chciałoby się go zjeść! :)


Peeling ma ciekawą konsystencję. Nie spotkałam się jeszcze z taką. Przypomina mi gładkie masło orzechowe. Co ciekawe, ten peeling lubi wodę. Co to znaczy? Zazwyczaj wykonuję peelingi na sucho, bo dają lepsze efekty, zdzieranie jest mocniejsze. Natomiast tutaj, jeśli zaczniemy peelingować suche ciało, drobinki będą nam spadać. Trzeba zatem zwilżyć skórę ciała lub ręce przed rozpoczęciem zabiegu :)

Peeling jest naprawdę dobry! Świetnie zdziera martwy naskórek; jest mocny, podobny do waniliowego z Farmony, chociaż jednak nieco delikatniejszy. Zapach uprzyjemnia peelingowanie. Szkoda, że nie jest on tak intensywny, żeby się rozprzestrzeniał. Niestety, czuć go tylko podczas zabiegu; po wyjściu z łazienki nie czuć, najprawdopodobniej inne zapachy go zabijają.

Skóra po zabiegu jest bardzo gładka. Produkt w składzie ma też olej mineralny i migdałowy, i dzięki nim pokryta jest także olejkiem. Skład nie jest rewelacyjny, oczekiwałam czegoś innego po produkcie, który kosztuje jakieś 35zł. Jest na bazie soli i sacharozy.


Produkt jest niezbyt ekonomiczny, ale takie peelingi zazwyczaj cechują się nie najlepszą wydajnością. Polubiłam ten kosmetyk. Ma cudowny zapach i dobre właściwości peelingujące. Może w przyszłości skuszę się na inny wariant zapachowy, bo ten produkt przypadł mi do gustu. Może skład nie powala, cena także nie jest niska, ale czasami można się skusić. Zwłaszcza jeśli cenimy zapach :)
 
Skład: Refined Sodium chloride, Sucrose, Mineral oil, Isopropyl Palmitate, Sweet Almond oil, Tocopheryl Acetate, Laureth-7 Citrate, BHT, Fragrance, CI: 77491, 77492, 77499, 42090:2.

Cena: 35zł      Pojemność: 300g      Dostępność: sklepy internetowe
  

Mikołajkowe rozdanie - kolorówka: Vipera & Catrice

Gotowi na rozdanie? :) Zobaczcie, co można wygrać:

VIPERA: lakier / róż / korektor / tester pomadki / konturówka do ust | CATRICE: dwa cienie

  1. Organizatorem konkursu jest Agusiak747 z bloga Agusiak747.blogspot.com. Nagrody zostały udostępnione mi przez firmę Vipera. Produkty są nowe, nieużywane. Dwa cienie Catrice pochodzą z mojego zbioru, zostały kupione przeze mnie, były tylko zeswatchowane.
  2. Żeby wziąć udział w konkursie, musisz mieć ukończone 18 lat lub zgodę rodzica.
  3. Musisz być obserwatorem publicznym mojego bloga lub lubić Agusiak747 na FB.
  4. Konkurs trwa od 26.11 do 06.12.2012r., do godziny 23:59, wyniki ogłoszę do 10.12.2012 r.
  5. Zadanie konkursowe: Jaki kosmetyk jest Twoim największym odkryciem? Podaj nazwę i uzasadnij. Najciekawsza odpowiedź zostanie nagrodzona.
  6. Zgłoszenia proszę zostawiać w komentarzu, z adresem e-mail (jeśli lubisz na FB to też nick/inicjały).
  7. Mam prawo do wnoszenia zmian w niniejszym regulaminie.


Sama mam podobny zestaw, więc napiszę kilka słów o produktach. Lakier jest bardzo ładny, daje delikatny efekt, może być używany samodzielnie lub jako baza do frencha. Róż ładnie rozświetla policzki, ma bardzo fajną pigmentację. Szminka i konturówka będą ze sobą świetnie współgrały. Mają ładny, bordowy kolor (jak dla mnie idealny na Święta ;)) Jeżeli osoba, która wygra bardzo nie chce bordowej szminki, mogę wymienić na średni róż, dosyć dzienny ;) Korektor jest w formie wysuwanej. Cienie są delikatne, rozświetlające. Do dziennego makijażu.

25 listopada 2012

Marion, Hair line: płyn utrwalający fryzurę


Rzadko kiedy utrwalam fryzurę. Najczęściej noszę włosy rozpuszczone lub związane w kitkę, do tego raczej nie potrzebuję utrwalenia. Lakieru czy sprayu używam właściwie tylko na grzywkę, jeśli jest niesforna i nie chce się trzymać w odpowiednim miejscu. Czy w takim razie produkt Marion przypadł mi do gustu?

Opakowanie jest w porządku, niewielkie (150ml), niebrzydkie. Ot, zwyczajne. Atomizer działa bez zarzutu. Mgiełka rozpyla się na dość dużej powierzchni, jest bardzo mokra; bardziej niż zwykły lakier. Zapach produktu jest przyjemny, trochę kwiatowy; czuć w nim delikatnie alkohol, ale woń jest delikatna.


Utrwalenie nie jest mocne. Spray nie zlepia raczej włosów (chociaż moje nie przepadają za takimi produktami i od razu wyglądają nieco gorzej), chociaż w dotyku są podobne do włosów polakierowanych. Trwałość mnie nie powaliła. Po 2-3 godzinach grzywka już mi się rozwala na nowo. Nie zauważyłam też żadnego zwiększenia objętości, wręcz przeciwnie - takie kosmetyki lekko obciążają moje włosy.

Płyn jest bardzo niewydajny. W ciągu miesiąca zużyłam 1/3 opakowania, kiedy żel utrwalający w sprayu Hegron miałam 2 lata. Nie zauważyłam, by płyn przyczyniał się do mocniejszego przetłuszczania się włosów, by je wysuszył czy spowodował łupież. Pod tym względem jest w porządku. Skład dla zainteresowanych:


Cena: ok. 8zł      Pojemność: 150ml      Dostępność: internet, małe drogerie, drogerie Natura

23 listopada 2012

Różowi ulubieńcy listopada :)


Rzadko robię ulubieńców, ale teraz postanowiłam zrobić, bo wybranie produktów przyszło mi łatwo. Wszystkie są różowe! A nie wybierałam kolorem! :P Matko, i dodatkowo wszystkie firmy mają nazwę zaczynającą się literą B. Ja naprawdę nie planowałam! :D

  • Balea, Never Ending Story - pomadka ochronna, którą wygrałam w konkursie u Naomi-bloguje. Działanie jest ok, standardowo nawilża i pielęgnuje, ale polubiłam ją za coś innego. Za zapach! Jest świetny; pachnie tak samo jak mój ulubiony napój, który zawsze kupuję w Szwecji. Dla zainteresowanych: Party Soda z sieci sklepów Coop.
  • Balea, malinowy lotion do rąk - wygrałam go w tym samym konkursie. Ślicznie pachnie, jak malinowy jogurt lub Mamba! Dodatkowo jest lekki, szybko się wchłania, idealny na dzień. No i ma pompkę. A pojemność jest ogromna, bo to aż 300ml!
  • Bell, Air Flow, błyszczyk do ust - kupiłam go w Biedronce. Wybrałam malinowy, intensywny róż. Jestem z niego bardzo zadowolona. Kolor jest bardzo ładny, utrzymuje się 1-1,5h, co dla mnie jest ok. Bardzo lubię go nakładać na czerwone i różowe szminki, bo zmienia ich kolor na niespotykany odcień, no i dodatkowo pomaga mi je równomiernie, symetrycznie rozprowadzić.
  • Bourjois, Healthy balance, puder 52 Vanille - dostałam go od Anne-Mademoiselle, której nie przypadł do gustu. Wysłała mi go bez rewanżu, ale obiecałam, że jak coś będę mieć, to się odpłacę :) Mnie ten puder naprawdę zaskoczył. Jest bardzo dobry! Ładnie matowi i utrzymuje makijaż. Rzadko się zdarza, że muszę się przypudrować w środku dnia (obecnie mam cerę normalną, w kierunku mieszanej). Kolor jest dość jasny, chociaż mógłby być jaśniejszy. Osobom o bardzo jasnej karnacji nie będzie pasował.

Makijaż w średniej jakości, czyli mój aparat dogorywa...

Tak, jak wyżej. Mój aparat ma już jakieś 5-6 lat, mam nadal zwykłą kompaktówkę, która jak na swój wiek robi nadal niezłe zdjęcia... No ale sypie się już biedak. Pokrętło od ustawień od dawna lata, ostatnio ma problemy ze złapaniem ostrości, nawet przy lampie i automacie. Poza tym on wielu kolorów nie łapie... Mam opadającą powiekę no i to naturalne, że sporo cieni mi się pod nią chowa. Ale on często nie wyłapuje tego, że ja ten cień mam nałożony tak, że go widać nad załamaniem. Chociaż nie mówię o poniższych zdjęciach, bo moja fałda mongolska jest wystawiona na pierwszy plan i nawet nic od niego nie oczekiwałam xD


No ale trudno. Makijaż w średniej jakości, ale na żywo wygląda bardzo ładnie. Heh, no i mam nadzieję, że rodzice sprezentują mi aparat pod choinkę, bo już im o tym wspomniałam ;) Możecie coś polecić? Do ok. 1000zł ;)

21 listopada 2012

Delia, Active Calcium: płynna pomadka do ust + Nude jakich wiele, czy makijaż dla każdego :)


Twarz: podkłady Revlon CS (180 zmieszany ze 110), korektor Essence Stay All day, puder Bourjois;
Oczy: cienie MIYO White i Vanilla, paletka cieni Mariza Soft&Color 02, tusz do rzęs Wibo Grwing lashes; 
Policzki: bronzer W7 Honolulu, róż Quiz 10
Usta: płynna pomadka do ust Delia


Delia, Active Calcium: płynna pomadka do ust.
Chciałabym napisać o niej kilka słów. Znalazła się u mnie dzięki poprzedniemu ShinyBox. Nie polubiłam się z nią... niestety. Trwałość jest tragiczna, czasami zauważam, że jej nie mam po 10 minutach. Daje delikatny połysk, ale nie jest to tafla wody, którą lubię. Tutaj usta wyglądają jak posmarowane pomadką ochronną czy wazeliną. Nie klei się bardzo, bardzo ładnie pachnie pomarańczami. Szkoda, że wykończenie jest takie a nie inne... no i trwałość niezadowalająca, w ogóle nie podobna do pomadki!

Cena: ok. 10zł      Pojemność: 7ml      Dostępność: małe drogerie, internet

19 listopada 2012

Najładniejsza paczka współpracowa! czyli produkty PharmaTheiss z serii Granatapfel - aż chce się testować!


Niedawno dostałam propozycję współpracy od zespołu PR Polfarmex. Kilka dni temu paczka do mnie doszła. Otwierając to pudełko... właściwie nawet patrząc na nie, czułam się jakbym otwierała prezent spod choinki. Jest takie ślicznie i klimatyczne! :) Dodatkowo w środku też wyglądało dobrze... i nie mówię o samych produktach, ale także czerwonym papierze przewiązanym wstążką.


a w środku...

apetyczne...

naturalne...

kosmetyki

niemieckie

z ekstraktem z granatu.

:)


  • Vitaldusche - orzeźwiający żel pod prysznic 200 ml
  • Straffende Körperbutter - masło do ciała 300 ml
  • Handpflegecreme - krem pielęgnacyjny do rąk 75 ml
  • Straffende Tagespflege - ujędrniający krem do twarzy na dzień 50 ml

Według mnie paczka jest świetna! Spodziewałam się raczej jednego produktu, a otrzymałam 4! Najbardziej jestem ciekawa kremu do rąk i do twarzy, ale nie otwieram nic, zanim nie skończę napoczętych ;)

Opolskie spotykanie blogerek kosmetycznych :)

Wczoraj, w niedzielę 18.11.2012 r. odbyło się w Opolu spotkanie blogerskie. Stwierdziłam, że skoro mieszkam we Wrocławiu, a Opole trochę znam, to mogę przyjechać. Oczywiście towarzyszył mi chłopak, który pojechał tam, żeby zobaczyć Opole. Przeszliśmy się opolskimi uliczkami, zwiedziliśmy Rynek i czas minął przyjemnie :) No i oczywiście zaszliśmy do Kofeiny 2.0, w której wszystko się odbyło. Jako że byliśmy z Wrocławia, a żeby nie wracać po nocach, musieliśmy zmyć się trochę wcześniej, jakoś 1,5h przed planowanym zakończeniem spotkania.

Początek zlotu to przedstawienie produktów Venita przez Panią, która przez chwilę nam towarzyszyła (tej Pani nie ma na zdjęciu, bo obok niej siedziałam). Opowiadała nam głównie o farbach do włosów i produktach do ciała.
 

Przyszły też Panie z Vichy, dzięki którym miałyśmy możliwość zrobienia badania skóry (robiła je p. Monika, dermokonsultantka). Pani informowała nas o rodzaju cery, o jej nawodnieniu czy innych problemach typu naczynka. Można było tez podpytać i dowiedzieć się, czego powinno się używać, a czego nie. Dowiedziałam się, że obecnie moja skóra jest normalno-mieszaną, ale to nic nienaturalnego jeśli rodzaj cery co jakiś czas się zmienia (właśnie tego doświadczam, bo lekko zaczynam się przetłuszczać). Powinnam używać lekkiego kremu nawilżającego na dzień, a na noc czegoś delikatnie złuszczającego. Wskazane jest używanie peelingów enzymatycznych, maseczek oczyszczających czy glinki zielonej. Moja skóra jest dość mocno odwodniona, na badaniu wyszło mi ok. 35%.

za pozwoleniem http://karminoweusta.blogspot.com/ :)

Panie od Vichy rozdały nam upominki, w torebkach, które możecie zobaczyć na dole. Osoby, które wnosiły opłatę za posiłek, mogły też coś przekąsić :)


Nie mogło zabraknąć uwiecznienia mojego chłopaka ze mną. Z pomocą (i ślicznymi zdjęciami) przyszła Karminowe Usta, z którą (i Darią) przegadałyśmy większość czasu.


Jak zwykle poszły w ruch wymiany typu 'bierz, co chcesz', w sumie było całkiem sporo worków/kosmetyczek, które krążyły wokół stołu :) Dostałyśmy też upominki od różnych firm. Stwierdziłyśmy, razem z naszym stołem, że musimy zrobić sobie wspólne zdjęcia... najpierw w małej grupce...  potem całością! :D


Jak widzicie trochę się nas tam zebrało :) Spotkanie było naprawdę dobrze zorganizowane - ukłon w stronę organizatorek, czyli fanglefashion i Rodzynki1989. W lokalu, miałyśmy do swojej dyspozycji całą wnękę, także nie przeszkadzałyśmy innym klientom.

No i prezenty od firm.

17 listopada 2012

Venita: Glamour, X-treme volume mascara - tusz pogrubiający


Dawno nie pisałam nic o maskarach... te, które już recenzowałam zużyłam lub są na wykończeniu. Tusz Glamour marki Venita wpadł ostatnio w moje ręce na zlocie we Wrocławiu. Trafiła mi się pogrubiająca wersja, w sumie to dobrze (bo teraz noszę okulary i rzęsy mi zahaczają o szkła, więc staram się ich nie wydłużać).

Podobno jest to tusz nie tylko do rzęs, ale i brwi. Nie wiem co za śmiałek nałoży go na brwi właśnie, ja nie zamierzam eksperymentować. Opakowanie jest proste, z różowymi napisami i zakrętką. Na razie, przez miesiąc, nic mi się nie starło. Może stać na 'nogach', jak i 'głowie' (płaska zakrętka). Opakowanie zawiera 11g produktu.

Szczoteczka jest klasyczna, zrobiona jest z dość twardego włosia, ale nie aż tak twardego jak maskara Hean Boom Lashes, którą kiedyś miałam; włosie rozstawione jest dość gęsto. Szczoteczka niestety ma tendencje do nabierania zbyt dużej ilości produktu - chodzi mi głównie o osadzanie się go przy początku i końca włosia, po środku jest w porządku. Myślałam, że będzie podobna do 2000 calorie, ale niestety znacznie się różni.

Malowanie rzęs tym tuszem wymaga poświęcenia dłuższej chwili, ponieważ pojedyncze rzęsy nie zatapiają się we włosie i trudno się je pokrywa zadowalającą ilością produktu. Żeby uzyskać satysfakcjonujący mnie efekt muszę się trochę namachać. Moje rzęsy nie są grube ani krótkie, są raczej rzadkie - trudno mi na nich uzyskać efekt sztucznych rzęs, bo mam spore odległości między rzęskami.

w ofercie są jeszcze dwie inne wersje tej maskary - podkręcająca i wydłużająca

Świeży, mokry tusz ma tendencje do sklejania rzęs, jak trochę podeschnie używa się go o wiele lepiej, ale wciąż daleko mu do ideału. To wszystko przez szczoteczkę, która nabiera zbyt dużą ilość tuszu i przez to skleja rzęsy. Żeby uzyskać nieprzesadzony efekt, trzeba po prostu ją wytrzeć z nadmiaru produktu. Moich rzęs nie pogrubia spektakularnie, ale nie oczekiwałam aż tak mocnego efektu. Nie lubię grubaśnych, sztucznie wyglądających rzęs, wolę już delikatne podkreślenie moich chuderlaków. Nie zostawia grudek. Nie zauważyłam też nagminnego osypywania się. Zaletą jest za to ładne podniesienie rzęs (przypominam, że trzeba się nim trochę namachać). A teraz efekt:


Nie przepadam za tą maskarą. Jest znośna - zużyję ją jakoś lub oddam mamie.

Cena: nie mam pojęcia      Pojemność: 11g      Dostępność: tego również nie wiem

13 listopada 2012

Kokosowe nawilżenie, czyli pojedynek: lotion Balea i masło Safira


Mam do przedstawienia dwa produkty do nawilżania ciała. Oba są kokosowe, ale trochę się od siebie różnią. Jeden kosmetyk jest w porządku, drugi nie przypadł mi do gustu. Przeczytajcie...

  • Balea, Bodylotion Cocos & Tiareblüte - wygrałam go w konkursie u Naomi. Nie przepadam za zapachem kokosa, sama nie kupuję kosmetyków o tym zapachu... No ale jak już mam, to postanowiłam dać mu szansę. Zapach w opakowaniu i wydobyciu z opakowania jest ładny, dość słodki - wyczuwam samego kokosa. Niestety po roztarciu na skórze zapach staje się brzydszy, trochę ścierkowy, ale do zniesienia. Ma lekką konsystencje lotionu, mleczka. Wchłania się dość szybko, jednak zostawia na skórze nieco lepiącą się warstwę. Nawilżenie nie jest na najwyższym poziomie, ale jak na mleczko jest optymalne. Poza tym nie jest to drogi produkt, pewnie kosztuje około 2€. Tutaj skład:


  • Safira, masło kokosowe do ciała - to masło trafiło do mnie poprzez zlot blogerek we Wrocławiu. Mając za sobą nieprzyjemne wrażenia węchowe (po mleczku Balea), ten produkt mnie nie kusił. I intuicja miała rację. Masło ma luźną konsystencję, równie dobrze mogłoby być mleczkiem. Zapach jest podobny do produktu Balea, ale na ciele staje się jeszcze brzydszy - posmarowanie się Balea to ulga dla nosa. Moim zdaniem to masło nic nie daje pod względem nawilżenia (i mówi to osoba, która nie musi się smarować) - skóra jest taka jak bez balsamu/masła, czyli w moim wypadku normalna. Nie wiem, czy ten produkt jest w stanie nawilżyć suchą i bardzo suchą skórę na ciele.


12 listopada 2012

Dabur: Vatika, olej do włosów wzbogacony kaktusem


Olejek ten kupiłam razem z olejem stymulującym Khadi w sklepie Helfy. Chciałam spróbować któregoś z serii tych olejków, ponieważ nigdy nie miałam tego typu kosmetyku na bazie oleju mineralnego.

Pierwszą cechą, jaką zauważyłam to to, że produkt jest bardziej płynny, ma konsystencję rzadkiego oleju. Przy nakładaniu go na włosy, też widzę różnicę - zachowuje się jak suchy olejek, nie jest taki tłusty jak inne, które mam. Włosy też wydają się być bardziej suche i mniej ociekające. Poza tym zapach nie jest zły - pachnie trochę detergentami do mycia podłóg, jednak nie jest to tak silna i kręcąca w nosie woń.


Dozowanie może sprawiać kłopoty, ponieważ przy gwincie nie ma żadnego aplikatora/dzióbka, jest tylko sporej wielkości dziura. Ja i tak używam dużo olejku, więc nie robi mi to różnicy czy wyleję go trochę więcej. Nie zauważyłam trudności ze zmyciem produktu, ogólnie nie mam problemów ze zmyciem olei.


Kosmetyk jest na bazie oleju mineralnego i z tego względu nie używam go na skalp; wolę tam nałożyć olej z innym składem. Jeżeli chodzi o wpływ na moje włosy, to na pewno wyglądają lepiej po jego zastosowaniu. Ogólnie moje włosy lubią oleje, jak mówiłam, używam różnych, więc nie chcę mu przypisywać konkretnego działania. Jedno jest pewne, po oleju mineralnym moje włosy mocniej się błyszczą. Nie jest to może spektakularna różnica, ale zauważalna.

Cena: ok. 23zł      Pojemność: 200ml      Dostępność: Allegro, sklep Helfy