31 lipca 2012

Projekt denko - lipiec 2012

Mój lipiec był dosyć bogaty w zużycia. Może nie jest to największe denko jakie miałam, ale większość produktów było w dużych pojemnościach i kończyłam je dosyć długo. Zapraszam zatem do przeczytania mini-recenzji:

  • Original Source, płyn do kąpieli Czekolada&mięta - był w potrójnym zestawie świątecznym. Pięknie pachniał, dobrze się pienił. Jednak, żeby było go dobrze czuć podczas kąpieli, trzeba było go sporo wlać i przez to stawał się nieekonomiczny. Do płynu nie powrócę, może kiedyś kupię żel (który ma zresztą chyba taki sam skład, jednak z butli było trudno go używać w ten sposób).
  • Farmona, Sorbet do mycia ciała - ostatnio recenzowany tutaj. Nie przypadł mi do gustu i chciałam go jak najszybciej zużyć, więc wykorzystałam jako płyn do kąpieli i nic a nic się nie pienił.
  • Balea, malinowy żel pod prysznic - ładnie pachniał maliną, chociaż podczas mycia odrobinę gorzej. Miał fajny różowy kolor, kremową konsystencję, mył ok. No i po przeliczeniu na PLN kosztował jakieś 2,80 (!!!), więc czego chcieć od takiego żelu?! :D
  • Bourjois, woda micelarna - u mnie sprawdza się bardzo dobrze.
  • Kolastyna, balsam brązująco-rozświetlający - beznadziejny, totalny bubel (przynajmniej stara wersja opakowania) - nie brązuje w ogóle i śmierdzi samoopalaczem. Jedyny plus to złote drobinki, ale ja akurat nie przepadam za takim efektem.

  • Ziaja, szampon do włosów normalnych - meeeega wydajny, miałam go chyba ponad pół roku (co prawda czasami użyłam innego szamponu) i zużywałam razem z tatą. Ślicznie pachniał, ale na razie do niego nie wrócę, bo zmieniam nieco pielęgnację.
  • CHI, odżywka - recenzowana tutaj. Dobrze mi się jej używało, była dobra jak na odżywkę ekspresową. Jest dosyć droga, ale była w miarę wydajna (chociaż szamponu zostało mi jeszcze trochę, a używałam ich jednocześnie) i byłam z niej zadowolona. Może kiedyś skuszę się na zakup.
  • Joanna, balsam nawilżająco-regenerujący - dobrze się u mnie sprawdzał, jest bardzo wydajny i ślicznie pachnie. Mam teraz nową wersję 300ml.
  • Farmona, Jantar - na razie zużyłam jedno opakowanie i robię trochę przerwy, bo wyjeżdżam na Woodstock i nie widzę sensu w odnawianiu kuracji właśnie teraz. Nie zauważyłam póki co większych rezultatów, ale włosy mi się mniej przetłuszczały przy używaniu tej wcierki.
  • Alterra, olejek oliwka&limonka - mój pierwszy olej do włosów. Bardzo przyjemnie się go używało, ślicznie i świeżo pachniał. Był wydajny - zużywałam go przez 7 miesięcy.

  • Eveline, serum ujędrniające brzuch i pośladki - używałam go niestety bardzo nieregularnie, ale widać było ujędrnienie i wygładzenie skóry. Przy okazji było wydajne i dawało efekt chłodzenia (choć na krótko). Nie wiem czy do niego wrócę, ale ogólnie produkty Eveline tego typu na pewno będą wpadać w moje ręce :)
  • Eveline, serum do biustu - to było moje drugie opakowanie; po wyjeździe otworzę kolejne, które już czeka. Moim zdaniem świetny produkt, który naprawdę dba o biust - trochę go ujędrniania i podnosi. Ponadto nawilża i uelastycznia. Widzę poprawę od czasu kiedy go używam (mimo że nie robię tego super regularnie, to efekty nie znikają).
  • Dermika, maseczka czekoladowa - ostatnio ją kupiłam i postanowiłam od razu wypróbować. Dostałam ostrzeżenie, że może podrażniać, więc jak tylko poczułam coś nieprzyjemnego na twarzy, to ją zmywałam. Trochę oczyściła cerę, ale zapach pozostawia wiele do życzenia, brązowa Ziaja ładniej pachnie i jest tańsza.
  • Cherry Masaki, perfumowany balsam - (od japońskiego projektanta) z GlossyBoxa (próbka 50ml). Pełnowymiarowy produkt 150ml kosztuje 150zł. Nie wiem skąd ta cena na taki produkt! Prawie wcale nie nawilża, może najwyżej zdjąć uczucie suchości (ja go trzymałam w torebce, używałam do dłoni). Zapach ma ładny, ale bez zachwytów (przynajmniej moich - moi znajomi się serio zachwycali ;P)
  • NailTek, II Intensive Therapy - daawno temu go zużyłam, resztka zgluciała, a ja zapominałam go dołożyć do starych denek. Zatem robię to teraz. Byłam z niego zadowolona, ale na razie zamówiłam sobie Seche Vite i myślę, że do NT już raczej nie wrócę.
  • Wibo, eyeliner - długo mi służył, robił super kreskę, jest tani. Pewnie kupię go ponownie.
  • Biały Jeleń, żel do higieny intymnej - ot, taki zwykły, przeciętny żel.
  • Joanna, peeling myjący - myślałam, że będzie gorszy, a okazał się naprawdę fajnym peelingiem. Nie jest to mocny zdzierak, ale też nie jest delikatny. Wiem, że niektórzy używają go nawet do twarzy. Bardzo ładnie pachnie, zapach utrzymuje się w łazience dosyć długo po kąpieli. Uważam, że za 3,50zł można go kupić, ale powyżej 5zł to już przesada, bo produkt starcza na jakieś 4 użycia (na całe ciało).

A teraz pozostaje mi Was pożegnać na jakiś tydzień, bo jutro jadę na Woodstock, a po Woodstocku na 2-3 dni do Berlina. Pewnie zrobię tam jakieś zakupy, także pokażę swoje niemieckie łupy po powrocie! :D Trzymajcie się!

30 lipca 2012

Pierre René: Hydra Elegance Lipstick, nr 8 Nude Velvet

Recenzję tego produktu planowałam już od dawna... na pewno pojawiłaby się wcześniej, gdyby pomadka przypadła mi do gustu. Niestety tak się nie stało. A dlaczego? Czytajcie dalej.

Jeżeli chodzi o opakowanie to nie mam większych zastrzeżeń, ale głównie z tego względu, że nic mi się z nim nie stało. Guziczek, którym wysuwamy pomadkę może po prostu odpaść i dostanie się do produktu będzie bardzo trudne (albo nawet niemożliwe). Sztyft waży 4,8g, czyli pojemność w normie. Cena kosmetyku to ok. 15zł.


Przejdźmy do tego, co spowodowało, że nie polubiłam się z tym produktem Pierre Rene. Po pierwsze - kolor ogólnie jest ładny, ale nie mój. Już nie raz to mówiłam, nie raz mogłyście zobaczyć, że wolę intensywne odcienie czerwieni i różu. Ten to różowy nude, nie mój typ. Szminka ma dziwną konsystencję - tłustawą, dosyć ciężką.

tutaj po delikatnym roztarciu pomadki palcem
Nie można nałożyć jej na usta bez późniejszego roztarcia/wklepania palcem, bo wygląda bardzo nieładnie, podkreśla każdy mankament naszych ust, wchodzi w szczelinki. Mimo że nie mam problemów z ustami, nie mam raczej suchych skórek i inne szminki dobrze się u mnie sprawdzają, to ta sprawia, że zaczynam w to wątpić... Ponadto pomadka nie trzyma się długo na ustach. Powiedziałabym nawet, że trzyma się bardzo krotko, bo jakieś 20-30min bez picia i jedzenia. Bardzo możliwe, że ciemniejsze odcienie trzymają się dłużej, bo zazwyczaj tak jest.

Jeżeli komuś te wady nie przeszkadzają i podoba się jak ta pomadka wygląda na ustach, to myślę, że może polubić ten produkt. Osobiście znam lepsze i tańsze szminki.

Mimo że produkt został mi udostępniony za darmo, nie wpływa to w żaden sposób na moją ocenę.

28 lipca 2012

Jutro jedziemy po maleństwo!

Pewnie niektórzy z Was wiedzą, że będę mieć szczeniaczka. Jest to taka sama rasa, jak naszego poprzedniego pieska (czyli Welsh Corgi Pembroke) i również będzie to suczka :) Jutro jedziemy po nią do Krakowa, odbiór w okolicach godz. 13-14. Maleństwo ma w rodowodzie imię Maybe Baby, jednak właścicielka dla odróżnienia ich dała im wcześniej pseudonimy i nasza suczka zyskała miano Gremlinki. Tak przyzwyczailiśmy się tak o niej mówić, że chyba to imię już pozostanie ;)


26 lipca 2012

Wibo: French Duo Color nr 01 + My Secret 104


Dziś pokazuję Wam lakier z Wibo, z serii Duo. Jest to jeden z lakierów ze zlotu, który sobie 'buchnęłam' od Patrycji. Muszę przyznać, że połączenie tych dwóch kolorów podoba mi się. Pewnie lepiej by wyglądały przy frenchu, jednak mam za mało wprawy, żeby zrobić sobie taki, który da się opublikować na blogu ;P

Opakowanie jest dwustronne, a każda ze stron mieści 5ml lakieru, co jest bardzo rozsądną ilością. Na górze znajduje się cytrynowo-limonkowy kolor, na dole - brudny brązo-fiolet (na zdjęciach wyszedł za ciemno). Oba odcienie są dosyć oryginalne i raczej trudno takie znaleźć. Ja postanowiłam pomalować 4 paznokcie jasnym, a serdeczny - ciemnym. Dodatkowo pokryłam wszystkie pazury flejksami My Secret, które bardzo lubię. Lakiery dobrze kryją (mam 2 warstwy), jednak mogą odrobinę smużyć, a topper wszystkie te niedociągnięcia zakrywa.

Czytałam opinię, że był bardzo drogi jak za 2x5ml, ale dwa lakiery z Essence (stara wersja) kosztowałyby podobnie, a wszyscy tak chwalą, że tanie. Nie kumam tej opinii ;P Tutaj macie ciemnego pazurka z flejksami:


24 lipca 2012

Dzienny makijaż oka z limonkową kreską :)


Mój dzisiejszy makijaż oczka. Niestety, troszkę już poturbowany, bo zdjęcie robiłam po 11h noszenia go ;)
  • baza pod cienie - Hean, eyeshadow base recenzja
  • na całej powiece ruchomej - MIYO, nr 04 Vanilla recenzja
  • nad załamaniem - Manhattan, nr 95R Mat Maroon recenzja
  • kreska - Ingrid Cosmetics, eyeliner w pisaku recenzja
  • kreska na dole - MIYO, nr 28 Toxic recenzja
  • tusz - Max Factor - 2000 Calorie recenzja + Oriflame - Revelation recenzja

23 lipca 2012

Golden Rose: Crystal Fashion Color, nr 110


Ten lakierek dostałam za darmo przy zakupach w sklepie internetowym GR, ponieważ jeden produkt, który chciałam, był już wyprzedany i musiałam sobie wybrać inny kolor. Jak dostałam przesyłkę, okazało się, że był w niej gratis w postaci lakieru o podobnym kolorze, który zamówiłam na początku. W sumie ten podoba mi się jeszcze bardziej ;) Jest to lakier brokatowy, czuć jego chropowatość na paznokciu. Ma bazę w jasnozielonym kolorze, bardzo w moim guście, a w niej zatopione są różnokolorowe, holograficzne drobinki. Do pokrycia płytki użyłam dwóch, dość grubych warstw emalii. Pojemność buteleczki to 6ml. Nie widziałam tego lakieru nigdzie, nie wiem czy można go jeszcze dostać. Nie lubię neonów, a wydaje mi się, że taki kolor jest ciekawym zamiennikiem.

22 lipca 2012

MAKIJAŻ: Pawie Oczko, czyli makijaż na lato :)

Ostatnio zostałam poproszona przez Agnieszkę o pokazanie jakiegoś letniego makijażu, który wykonam paletką Sleek Curacao. Postanowiłam wymyślić coś, czego jeszcze na powiekach nie miałam. Ostatnio staram się eksperymentować z coraz większą ilością cieni i o dziwo nawet mi to wychodzi :) Pawie Oczko jest kolorowe i zostało stworzone na spontanie, i jest to dosyć udany spontan. Przekonajcie się same :)


Jak już wspomniałam, by go zmalować posłużyłam się paletą Curacao. Jednak centralny cień to Golden Rose firmy Kobo. Dodatkowo zrobiłam na oczach cieniutką kreskę bez jaskółki (nie umiem jeszcze dobrze obsługiwać tego pędzelka i nie chciałam popsuć całości) granatowym eyelinerem My Secret. Podkład to Revlon CS, puder transparentny - My Secret. Do wykonturowania twarzy użyłam duo Double Act marki W7. Na brwiach mam odrobinę cieni z setu Catrice. Na usta nałożyłam zwykły, różowy błyszczyk. Dajcie znać, czy Wam się podoba :)

7 miesięcy później, czyli efekty używania olei na bardzo zniszczone włosy

Moje włosy dużo w życiu przeszły. Może nie poddaję ich ciepłej stylizacji, nie używam prostownicy, lokówki, suszarki tylko do czasu do czasu, jednak farbuję je już kilka lat. Dwa lata temu zdecydowałam się zafarbować swoje włosy na kolor czerwony. Bardzo mi się podobał, jednak po kilkukrotnej koloryzacji, odcień stawał się brzydki, taki brudny. Mama namówiła mnie na powrót do blondu i zrobiłyśmy to w warunkach domowych rozjaśniaczem Joanna. Aby uzyskać odcień, który mogłam przykryć blond farbą, trzeba było zużyć 3 opakowania tego rozjaśniacza, między nimi dałam włosom 2 tygodnie odpoczynku. Jak się domyślacie - włosy były w bardzo złym stanie. Nie wypadały mi garściami, ale były bardzo popalone.

Tak naprawdę dostrzegłam zły stan moich włosów, dopiero jak zrobiło się głośniej o olejach. Poza tym kiedy jeszcze kręciłam filmiki na YT, zdarzały się komentarze, że mam bardzo zniszczone włosy... Postanowiłam coś z tym zrobić. Najpierw zainwestowałam w maski, odżywki, sera, które jednak trochę poprawiły stan włosów. Dopiero potem zdecydowałam się na kupno oleju. Moje pierwsze to: kokosowy Vatika i oliwkowo-limonkowy Alterra.


Moje włosy wciąż wymagają bezustannej pielęgnacji i walkę o ich kondycję. Niemniej jednak, zauważam sporą różnicę między tym, co było a tym, co jest :) Mam nadal popalone końcówki, jednak, żeby się ich pozbyć, to będę musiała najzwyczajniej je podciąć ;) Jednak na razie mam dosyć krótkie włosy i ich podcięcie w tym momencie nie byłoby zbyt dobrym pomysłem dla mojej psychiki, więc jak tylko trochę urosną, to wybiorę się do fryzjera, najpewniej w październiku. Ważna informacja: włosy zaczęłam olejować w styczniu.

Aktualnie w mojej kolekcji olei znajdziemy:

20 lipca 2012

Inspired by places: tydzień piąty - Tajlandia


Na Tajlandię nie miałam żadnego pomysłu, bo najzwyczajniej w świecie nic mi się z tym krajem nie kojarzy. Chociaż jak pomyślę o tym miejscu to przychodzą mi na myśl ciemne, miedziane, złote odcienie. Chyba moje skojarzenie jest zupełnie nietrafne, ale co tam... i tak zrobiłam taki makijaż ;P Na zdjęciach wygląda on bardzo średnio, a ja wyglądam na bardzo zmęczoną i naćpaną. Na żywo prezentuje się o wiele lepiej, a jeżeli chodzi o mnie, to nie ma takiego efektu. Szkoda, że mój aparat mało co oddaje. Niewątpliwie, połączenie tych kolorów sprawia, że moja tęczówka jest mocno zielona. Do wykonania makijażu oczu użyłam paletki Sunkissed.

Moja kolekcja róży, czyli: kocham róże - małe i duże :D


Golden Rose, nr 301 - jeden z moich pierwszych róży, niestety średnio trafiony. Nie przemawia do mnie jego kolor, jednak myślę, że wielu z Was przypadłby do gustu. Kiedy go kupowałam, był to najjaśniejszy odcień w gamie, nie wiem jak jest teraz. Utrzymuje się średnio długo, jednak nie jest drogi i można mu to wybaczyć. Poza tym nie patrzę jakoś bardzo na trwałość różu. Ma bardzo ładne i eleganckie opakowanie z lusterkiem i pędzelkiem. Matowy. Waga: 6g. Kupiłam go w promocji za 10,50zł.

Mon Ami, Puder prasowany z drobinkami rozświetlającymi, nr 2 - u mnie oczywiście pełni rolę różu. Był moim pierwszym bardziej brzoskwiniowym różem. Dzięki niemu przekonałam się, że brzoskwinka, czy nawet pomarańcz wyglądają bardzo fajnie na moich policzkach. Ma złote drobinki. Waga: 12g. Kosztuje 13zł i można go kupić tutaj.

Quiz, Cherie, nr 10 - róż, który bardzo lubię. Dostałam go jakiś rok temu do testów, i tak często używam, że widać już denko, które stale się powiększa. Będzie mi szkoda, jak się skończy, bo nigdzie nie można go dostać. Jak pokazywałam go w makijażu, to wielu z Was bardzo podobał się efekt. Ma srebrne drobinki, daje satynowy efekt. Waga: 16g. Szersza recenzja tutaj.

Flormar, Pretty Compact, nr P115 - wszystkim dobrze znany róż, w pięknym odcieniu pomarańczu. Nie dziwię się, że robi na blogach furorę, bo jest naprawdę super. Ma srebrne drobinki. Waga różu: 7g. Kosztował 16zł.

Bell, nr 053 - ten róż dostałam w ramach wymiany z Grażyną. Specjalnie go dla mnie kupiła i wybrała odcień brzoskwiniowy. Jest dosyć podobny do tego z Flormar, jednak odrobinę jaśniejszy i bardziej przybrudzony. Wagi nie podano, ale myślę, że jakieś 5-6g. Kosztuje ok. 10zł.

Wibo, róż z jedwabiem, nr 9 - upolowałam go w torbie Patrycji na zlocie we Wrocławiu. Ma dosyć ostry odcień różu, świetnie pasujący do opalonej cery, zwłaszcza w połączeniu z bronzerem. Niestety opakowanie jest bardzo liche i odpadła mu klapka. Ma bardzo delikatne drobinki. Waga: 6,5g. Ma dołączony mały pędzelek. Ten róż można kupić w Rossmannie za jakieś 10zł.

Wibo, róże z kolekcji różanej, Nude Rose 01, Silky Rose 03 - oba kupiłam kilka dni temu za 1,29zł. Ciemniejszego jeszcze nie miałam na policzkach, ale jaśniejszego użyłam 2-3 razy do pracy. Daje ładny, delikatny efekt. Jest to odcień różu, jednak wpada delikatnie w brzoskwiniowy. Róże nie mają drobinek, ale wykończenie jest takie delikatnie satynowe. Waga: 4,5g.

Collection 2000, 01 So pretty - nie wiem, czy można nazwać go różem, ponieważ ma dużo drobinek i kolor średnio pasujący do tego kosmetyku. Niemniej jednak, podoba mi się. Daje efekt bardzo rozświetlonych policzków, w niespotykanym odcieniu. Wagi nie podano, ale myślę, że to jakieś 5g. Ja akurat dostałam go w wymianie, ale koszt tego produktu to jakieś 3zł.

Annabelle Minerals, próbki róży Coral i Sunrise - przyznam się Wam, że jeszcze ich nie używałam. Trochę się boję, ponieważ pigmentację mają bardzo fajną, a nie chciałabym sobie nimi zrobić krzywy i przy okazji popsuć makijażu. Odcień Coral jest bardzo ciekawy, taki bordowy brąz, natomiast Sunrise to taki ciemniejszy beż.

Basic, 01 Rose - mój jedyny róż w płynie. Jego też mam ze zlotu, jednak dostałam go od którejś z dziewczyn siedzących na przeciw mnie. Jego też jeszcze nie miałam na policzkach, ale czuję, że niedługo użyję, ponieważ ma bardzo ładny odcień i pigmentację. Waga: 13g

Duo Aziza II - ten też jest z wymiany. Niestety nie przypadł mi do gustu. Kolory są ładne, lecz pigmentacja niestety bardzo średnia. Na policzkach właściwie nic nie widać (a ja lubię jak widać), poza tym bardzo pyli i więcej produktu lata w powietrzu niż zostaje na pędzlu. Jeżeli chodzi o ten róż, to nie zrobiłam mu swatchy. Waga: 7g. Podobno cena tego różu to 4$.

kliknij, aby powiększyć

19 lipca 2012

Farmona: Sweet Secret, Kokosowy sorbet do mycia ciała


Pewnie już macie dość recenzji tego produktu. Jest już ich na blogach od groma... ale się zobowiązałam i muszę się z tego wywiązać. Zresztą możliwe, że moja opinia różni się od innych, bo pod różnymi względami mam nieco inne zdanie. Produkt otrzymałam do testów od Werner i wspólnicy, za co serdecznie dziękuję.

Kremowy żel, nazwany w tym przypadku sorbetem, znajduje się w 225ml butelce, z lekko profilowanym kształtem. Butelka jest nieduża, myślałam, że będzie większa. Jeżeli chodzi o zapach, to czuć w nim przede wszystkim banany; niestety woń jest dosyć sztuczna i syntetyczna. Przyznam, że średnio mi się podoba, chociaż nie przeszkadza mi. Konsystencja kosmetyku jest dosyć rzadka. W płynie znajdują się małe, białe kawałki czegoś, co prawdopodobnie ma być namiastą wiórków kokosowych. Trochę mi przeszkadzają, bo ani nie peelingują, ani nic. Na szczęście rozpuszczają się, gdy napieniamy ciało.

Produkt jest średnio wydajny, chociaż moim zdaniem jest tylko trochę poniżej normy dla innych żeli do mycia. Wiem, że wiele dziewczyn pisało, że sorbet wystarczył im na dosłownie kilka użyć. W moim przypadku jest inaczej: mimo że używam go już jakiś czas, to nadal jest jeszcze połowa butelki. Jeżeli chodzi o mycie, to sprawdza się w porządku - po prostu myje. Moja skóra jest niewymagająca, rzadko używam balsamów/maseł, a jednak po użyciu tego żelu i umyciu się gąbką, muszę się czymś nawilżyć. Na gąbce/myjce żel pieni się całkiem ok. Inaczej sprawa się ma, jeżeli nie użyjemy gąbki/myjki - żel nie pieni się prawie wcale, ale skóra jest w normalnym stanie. Przy żadnym innym żelu nie miałam takich odczuć.

Cena tego produktu to jakieś 12zł. Uważam, że nie jest adekwatna do jakości. Nie kupię tego produktu ponownie, bo jestem znacznie bardziej zadowolona z żeli kosztujących w okolicach 3zł (Kamill, Balea) niż z tego ;)

16 lipca 2012

Moja kolekcja cieni do powiek cz. II, czyli cienie pojedyncze

Przyszła pora na drugą część postu, czyli cienie pojedyncze. Nie mam ich dużo, bo raczej takich nie kupuję. Kupiłam z nich tylko jeden, reszta wpadła w moje ręce przez przypadek/współpracę/podarunek.

Alverde, 20 Plum - ten cień również dostałam od cioci. Ma bardzo ładny odcień - jest to śliwkowy fiolet mieniący się na złoto. Niestety pigmentacja jest bardzo średnia i żeby nałożyć ten cień w widoczny sposób trzeba go sporo użyć. Poza tym nie można otrzepywać pędzelka z nadmiaru, bo po prostu nic na nim nie zostanie. Niemniej jednak, cień nie osypuje się i tym się ratuje. Jego cena to chyba 2,49€.


Cienie Miyo - bardzo dobrze znane cienie, zwłaszcza w bloggerskim świecie. Wszystkie mają bardzo fajną pigmentację, jednak różnią się znacznie między sobą. Cienie matowe (Vanilla, Toxic) dosyć mocno pylą i są suche. Pierwszy z nich, mimo że wydaje się cielisto-beżowy, tak naprawdę ma w sobie sporo szarego tonu, który średnio mi odpowiada. Gold dust jest bardziej mokry, jednak jego konsystencja nie za bardzo mi pasuje - o wiele lepiej się go nakłada (i przy okazji on lepiej wygląda) na mokro. Poza tym, mimo że jest perłowy, to ma jeszcze większe drobinki, które wyglądają średnio na oku. Cień Happy Suzy jest już zupełnie inny - ma twardą, jednak dosyć mokrą konsystencję. Dobrze nakłada się go palcem, bo na pędzlu niewiele z niego zostaje. Cienie Miyo są ok, ale nie powaliły mnie na kolana. Cena jednej sztuki to jakieś 5-6zł.


My Secret, Pearl Touch, 107 - czyli ta sama rodzinka cieni co Miyo, ale z tego jestem bardziej zadowolona. Dostałam go w ramach wymiany. Pigmentacja jest w porządku, dobrze się go nakłada. Mimo że z nazwy jest perłowy, to w rzeczywistości daje bardziej satynowy efekt. Odcień fioletu jest też bardzo ładny, pasuje do mojej tęczówki. Poza tym jest tani, kosztuje ok. 5zł.


Essence, 16 Go glam - ten cień też dostałam poprzez wymianę. Jest to ładny liliowy odcień fioletu. Pigmentacja jest w porządku, cień dobrze się nakłada. Daje na powiece ładny, liliowy kolor, dodatkowo ją rozświetlając. Tworzy ciekawe połączenie z cieniem My Secret pokazanym piętro wyżej. Ja jestem z niego zadowolona. Cena to bodajże 6,99zł.


Cienie Manhattan, 95R Mat Maroon / 95W - posiadam dwa, w bardzo podobnych odcieniach. Oba dostałam od cioci. Pierwszy z nich jest matowy, drugi - z drobinkami. Szczerze mówiąc, różnica w odcieniu jest nikła... W każdym razie, średnio lubię te cienie. Matowego czasami użyję nad powiekę ruchomą, przy neutralnych makijażach. Sprawdza się w porządku, ale fanką cieni Manhattan z pewnością nie zostanę. Tym bardziej, że - z tego, co wiem - cena nie jest niska.


Mon Ami, nr 2 - nic o nim pisać nie będę, ponieważ jego recenzja znajduje się tutaj.


Kobo, Golden Rose - to ostatni pojedynczy cień, jaki mam w kolekcji. To właśnie ten kupiłam. Kupując go nie wiedziałam, czy jego kolor mi się przypadkiem nie zdubluje z którymś cieniem z palety OSS. Jednak okazało się, że ma zupełnie inny odcień, niż Sleekowe róże. Jego konsystencja jest dość mokra, aplikacja może sprawiać trochę problemu. Jednakże polubiłam ją, jak i trwałość tego cienia. Przyznam, że zdarzyło mi się nałożyć go raz bez bazy (a zawsze ją aplikuję) i, ku mojemu zdumieniu, nie zebrał się w załamaniu po jednej godzinie, jak to zawsze u mnie bywa. Skubaniec trzymał się dobrze przez jakiś czas, czym bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Poza tym świetnie się mieni na złoty kolor. Kupiłam go w promocji za 8,99zł.



Na tym kończy się kolekcja moich cieni. Lubicie tego typu posty?
Może powinnam zrobić coś podobnego z kolekcją lakierów czy róży? ;)


Lipcowe zakupy, czyli jak NIE przeżyć za 50zł...

Byłam dziś w kilku drogeriach na zakupach. Mówiąc szczerze, nie kupiłabym tyle, gdybym nie wymieniła koron szwedzkich, które zostały mi z wyjazdu sprzed dwóch lat. Odwiedziłam Naturę, Rossmanna, drogerię Jaśmin (nic w niej nie kupiłam) i jedną małą, bezimienną znajdującą się w niewielkim centrum handlowym.

  • Pomadki Kobo, Celebrity Lips - myślałam, że są już wyprzedane, ale zobaczyłam, że zostało jeszcze kilka sztuk w koszyczku. Pogrzebałam, pogrzebałam i wybrałam sobie dwie - 307 (podobna do 306, jednak jest jaśniejsza i bardziej różowa) i 304 (czerwień). Nie lubię jasnych odcieni szminek, więc niech Was mój wybór nie dziwi ;) Cena: 9,99zł
  • Róże Wibo, z kolekcji różanej - myślałam, że już ich nie dorwę, a jednak się udało. Wzięłam te odcienie, które zostały, czyli 03 (ciemniejszy) i 01. Pachną delikatnie nadzieniem różanym z pączków. Cena: 1,29zł
  • Eyeliner MySecret - skończył mi się eyeliner Wibo, a muszę mieć taki w pędzelku w zapasie (o wiele łatwiej maluje mi się takim niż żelowym). Wyszukałam go w 'odpadkach' w Naturze, kosztował 6,99zł.
  • Lakier różany Wibo, nr 9 - kolejny lakier z tej serii, który wpadł w moje ręce. Mam ich 4 i bardzo je lubię. Szkoda, że nie było nr 4, bo on mnie najbardziej kusi :( Cena: 1,29zł
  • Sonda do zdobienia paznokci Essence - jakiś czas temu pomyślałam, że przydałoby mi się takie urządzenie, gdybym chciała zrobić na paznokciach kropki czy inne wzory. Kosztowała 5,59zł.

  • Żel Original Source, Malina i wanilia - polowałam na ten zapach, ale często był wyprzedany, gdy był w promocji. Tym razem udało mi się go kupić. Co z tego, że mam w kolejce chyba jeszcze z 6 żeli?! Cena: 6,99zł
  • Żel Kamill, Rabarbar i limonka - skusiłam się na niego przez orzeźwiający zapach i niską cenę. Kosztował 2,99zł
  • Szampon BabyDream - wstyd się przyznać, ale nie miałam go jeszcze. Kupiłam w celu zmywania nim olei z włosów. Do tej pory używałam do tego szamponu CHI, który już niedługo mi się skończy. Cena: 3,99zł
  • Peeling, Z apteczki babuni - dziewczyny, które go testowały bardzo kusiły swoimi recenzjami. Nie widziałam go do tej pory nigdzie (podobno jest w Super-Pharm, ale ja tam baaaardzo rzadko bywam), dziś ujrzałam to cudo w małej drogerii. Był w dosyć korzystnej cenie, jak na takie odludzie. Zapłaciłam 12,50zł
  • Maseczka czekoladowa, Dermika - nie miałam jej nigdy, ale była w Naturze na promocji, więc wzięłam jedną na wypróbowanie ;) Cena: 2,99zł

    Podliczając, wydałam: 65,89zł. Nie przeżyłam za 50zł... :(

15 lipca 2012

Moja kolekcja cieni do powiek cz. I, czyli palety i paletki :)

Kolekcja moich cieni nie jest jakaś super duża, ale też nie można ją nazwać małą. Składa się z 11 pojedynczych, jednego trio, dwóch quattro i pięciu palet z 12 cieniami. Uwielbiam malować powieki na różne kolory, jednak nie potrzebuję do tego drogich cieni, ani np. kilku odcieni tego samego koloru, które różnią się między sobą tonem czy dwoma.


Alverde - 37 Chocolate. To quattro dostałam od cioci, która była u swojej córki w Niemczech. Miło, że pomyślała o mnie i przywiozła mały upominek :) Zwłaszcza, że są to cienie Alverde, a sama nie kupiłabym sobie raczej cieni tej marki. Paletka jest bardzo fajna - cienie mają dobrą pigmentację (zwłaszcza brązy), dobrze się aplikują, a wkłady są standardowych kształtów, więc można je przenieść do palety magnetycznej. Najjaśniejszy cień jest świetny do rozjaśnienia przestrzeni między innym cieniem a brwią. Ponadto w klapce jest małe lusterko, co na pewno jest plusem, jeśli ktoś chce nosić cienie w torebce. Jeśli dobrze się orientuję, to cena tej paletki to 4,45€, co daje nam mniej niż 5zł za jeden cień.


Wibo - bez numeru. Te cienie mam już od dawna, jedne z moich pierwszych. Mają bardzo fajną pigmentację, wszystkie są metaliczne. Biały cień jest świetny do kącików. Zieleń i ciemniejszy brąz lubię wykorzystywać w jednym makijażu, ładnie razem wyglądają. Miedzianego nie używam prawie wcale, bo to nie mój kolor. Bardzo możliwe, że tej wersji kolorystycznej już nie ma, bo - jak mówię - moja paletka ma z 3 lata. Jeżeli chodzi o opakowanie, to niestety jest słabe - klapka mi odpadła, a kółko z cieniami odkleiło się w środku. Niemniej jednak, jestem z nich zadowolona. Kosztują koło 11zł.


Hean - 'Delta' 318. Kupiłam je kupę czasu temu, kosztowały wtedy jakieś 7zł. Jak widać, beżowy cień ma największe zużycie, bo wypada na powiece dosyć neutralnie. Na całą powiekę lubię też nałożyć ten jaśniejszy. Brązu używam do dolnej powieki. Pigmentacja cieni jest dosyć dobra, wykończenie - perłowe. Sprawdzają się do delikatnego, dziennego makijażu. Jednak nie kupiłabym ich ponownie, bo obecnie wolę większe palety lub cienie pojedyncze, które można przenieść do palety (której nie mam).



Jak już wspominałam, w mojej kolekcji są też większe palety. Cztery z nich to palety Sleek. Bardzo je lubię, jednak nie zamierzam powiększać swojej kolekcji (no, chyba, że coś w łapę wpadnie w ramach wymiany itp.) ;) Posiadam: Storm, Oh So Special, Curacao i Bad Girl.

Ostatnią paletą, jaką mam Wam do pokazania, jest Sunkissed. Można ją kupić na Allegro lub Paatal. Jej śmieszna cena (jakieś 9zł) skłoniła mnie do zakupu. Poza tym spodobały mi się kolory i fakt, że cienie są małe i, przy ich gramaturze, można je jako tako wykończyć ;) Nie powiem, by pigmentacja była rewelacyjna, jednak do dziennego makijażu bardzo mi odpowiada. Polubiłam się z tymi cieniami z tego względu, iż jasne odcienie ładnie wyglądają na powiece, delikatnie ją rozświetlając, jednak nie są super kryjące. Spodobały mi się też niektóre odcienie brązu, zwłaszcza te zimniejsze. Można je ładnie zaaplikować nad powiekę ruchomą, a przez to, że mają w sobie trochę transparentności nie można sobie zrobić nimi krzywdy. Paletkę polecam wszystkim, szczególnie początkującym. Nie wiem czy osoby obeznane z makijażem byłyby z niej zadowolone z w/w względów ;)

Pod każdy cień używam bazy Hean (na moich powiekach bez bazy prawie nic się nie trzyma dłużej niż 1-2h) i z tego względu jestem zadowolona z prawie każdego cienia ;) Jeżeli macie życzenie, żebym zrobiła makijaż z użyciem którejś z powyższych palet, to proszę o taką informację, a postaram się je zrealizować ;)

13 lipca 2012

Inspired by places: tydzień czwarty - Japonia


Tym razem Japonia, w dosyć delikatnej odsłonie. Jak pewnie większość makijaży inspirowanych tym krajem, mój jest w odcieniach drzewa wiśni. Do jego wykonania użyłam palety Oh So Special, w końcu jakaś odmiana od Curacao ;P Nie chciałam się robić na Japonkę, bo w końcu jestem blondynką i jakoś mi się to nie widziało. Kreski wyszły mi niestety bardzo, bardzo średnio, bo eyeliner już mi się skończył i wygrzebywałam resztki. Muszę koniecznie kupić nowy! Podkład to Revlon CS (recenzja tutaj), puder transparentny - My Secret. Brwi podkreśliłam setem z Catrice. Na policzkach mam róż Quiz (recenzja tutaj) oraz bronzer Honolulu. Na usta nałożyłam błyszczyk Manhattan (recenzja tutaj). Wyszedł z tego, moim zdaniem, typowo dzienny makijaż.


Zapraszam do polubienia FanPage'a bloga na Facebooku: https://www.facebook.com/Agusiak747 :)