25 kwietnia 2014

ShinyBox - kwiecień 2014


Witajcie. Chciałabym Wam przedstawić ShinyBoxa, którego i tak pewnie wszyscy widzieliście. Jak zwykle doszedł do mnie na końcu... a właściwie nie doszedł, bo musiałam go odbierać w punkcie odbioru przesyłek. Dobrze, że jest taki niedaleko mnie.

W tym miesiącu pudełko nazywa się Fit&Shape i ma nas zachęcać do zdrowego trybu życia i aktywności fizycznej. Sama ostatnio zaczęłam chodzić na siłownię (chociaż przez ostatnie 2 tyg. nie byłam :P) i to pudełko całkiem dobrze wpisuje się w ten klimat. Oczywiście w ShinyBoxie, poza kosmetykami, znalazło się też sporo kuponów rabatowych.


Moim zdaniem zawartość pudełka jest mocno średnia. Jedną z najciekawszych rzeczy jest zestaw z gąbką i żelem pod prysznic Mythos. Może nie jestem fanką gąbek, ale takiej naturalnej chętnie spróbuję. Produkty Mythos to też dla mnie nowość, próbka 50ml na pewno przyda się na jakiś wyjazd, np. Woodstock. Drugą rzeczą godną uwagi jest diamentowy krem liftingujący do twarzy marki Clarena. Nie miałam jeszcze do czynienia z tą marką, a 30ml tubka kremu spokojnie pozwoli mi sprawdzić, jak moja skóra na niego zareaguje. Mimo że antyperspirant Rexona to kosmetyk ogólnodostępny, całkiem się cieszę, że znalazł się w boxie, ponieważ sama bym po niego nie sięgnęła. Wolę antyperspiranty w kulce, a Rexona będzie dla mnie odmianą.

Reszta pudełka już tak bardzo mi się nie podoba. Lakier do paznokci jest ładny, taka pastelowa cytrynka, ale nie wiem, czy marka Donegal do mnie przemawia. Odcień jest ładny, na wiosnę w sam raz, więc będziemy testować (nr 7175). Zupełnie za to nie podobają mi się naklejki na paznokcie. Moja płytka jest mała i wąska, myślę, że w ogóle nie będą na nią pasować. Zresztą nie chce mi się bawić w naklejki, wolę użyć po prostu lakieru. Komuś je oddam. Marka SYIS dorzuciła do pudełka 10ml ampułkę antycellulitową. Po jednej ampułce nie ma co oczekiwać cudów, a zestaw 3 takich ampułek to koszt 50zł. Na pewno bym się nie nie skusiła.

Szczerze mówiąc, najbardziej spodobał mi się krem Eqyptian Magic, który dostałam jako ambasadora ShinyBox. Poza próbką, do ambasadorek trafił pełnowymiarowy produkt. Zaciekawił mnie swoim prostym, naturalnym składem (składa się z oliwy z oliwek, wosku pszczelego, miodu, pyłku pszczelego, mleczka pszczelego i ekstraktu z propolisu) i naprawdę długim terminem ważności (36 miesięcy od otwarcia). Za jakiś czas możecie spodziewać się jego recenzji.


Ten post jest stricte pokazowy, ponieważ pudełka Fit&Shape już zostały wyprzedane. Pozostaje mi przekazanie informacji o kolejnym ShinyBoxie, który nazywa się Let's be a woman. Majowe pudełko możecie zamówić na stronie ShinyBox za 49zł.

23 kwietnia 2014

Wystrzegałam się Instagrama... a teraz go mam. I zapraszam :D

Post szybki, stricte informacyjny. Przez długi czas byłam hipsterem i nie tykałam się Instagrama. No ale stwierdziłam, że w sumie czemu nie. No i przepadłam. W związku z tym, chciałabym Was na niego zaprosić. Nie jest to konto koniecznie blogowe, raczej jest to po prostu mój Instagram. I tyle.



I pokaże Wam jeszcze mój najnowszy nabytek - najcudowniejszą koszulę na świecie! <3 :D

Equilibra: Aloesowy balsam do ciała


Nie jestem fanką balsamów do ciała. Mimo że moja skóra nie sprawia mi problemów, zdecydowanie wolę masła do ciała lub olejki. Niemniej jednak, do produktu Equilibra podeszłam z dużym optymizmem. Stwierdziłam, że taki lżejszy nawilżacz będzie użyteczny podczas cieplejszych dni. Zapraszam na recenzję ;)

Balsam mieści się w charakterystycznej dla marki 250ml-owej butelce. Jest dość rzadki, więc taka forma opakowania całkiem do niego pasuje, a mi na pewno nie przeszkadza. Powiedziałabym, że ten kosmetyk to raczej mleczko do ciała. Ma bardzo lekką konsystencję, która wchłania się w skórę w przeciągu kilkudziesięciu sekund. Lubię go używać, kiedy po prostu nie mam ochoty bawić się w rozsmarowywanie masła do ciała, ponieważ tutaj wystarczy nam kilka ruchów i skóra już jest nawilżona. Po tak lekkiej formule nie spodziewałam się ekstremalnego nawilżenia, toteż się nie przeliczyłam - jest delikatne. Mojej niewymagającej skórze spokojnie wystarcza, ale co większe sucharki raczej nie byłyby z niego zadowolone.

Balsam ma przyjemny, dość krótki, skład. Na drugim miejscu znajduje się aloes, jak zapewnia producent jego stężenie to 20%. Kosmetyk jest lekko perfumowany, oczywiście nutą aloesową. Ja akurat nie jestem fanką zapachu aloesu, ale ten jest na tyle delikatny i świeży, że zupełnie mi nie przeszkadza. Nie jest intensywny i na pewno nie zdominuje zapachu perfum/wody toaletowej.


Aloesowego balsamu od Equlibry używa mi się naprawdę bardzo dobrze. Aplikuje się go bardzo szybko, a ekspresowe wchłanianie się jest jego wielką zaletą. Na pewno dobrze sprawdzi się latem, kiedy większość z nas nie ma ochoty na ciężkie, tłuste mazidła. Jeśli chodzi o wydajność, to jest ona naprawdę wysoka, wszak do nawilżenia całego ciała potrzeba niewielkiej ilości produktu.

Cena: ok. 20zł      Pojemność: 250ml      Dostępność: apetki

17 kwietnia 2014

Catrice: All Matt Plus, podkład matujący, jak sprawdza się na skórze tłustej? + zdjęcia


Przychodzę dzisiaj z recenzją podkładu, którego używam już od około 2 miesięcy. Jest to podkład Catrice All Matt Plus. Kupiłam go w Niemczech, w Rossmannie, za 6,45€. Zdecydowałam się na niego, ponieważ kusił mnie od dawna, a jego kolegę Photo Finish już wcześniej miałam i całkiem lubiłam. Ciekawi, jak się u mnie sprawdził?

Polubiliśmy się od samego początku, od pierwszej aplikacji. W moim posiadaniu jest kolor 010 Light beige i mimo że jest jasny, to nie polecałabym go osobom bardzo bladym, ponieważ trochę się utlenia. Kolor powinien pasować osobom, które noszą odcienie 150/180 Revlona ColorStay. Konsystencja kosmetyku jest bardzo fajna, niezbyt gęsta i niezbyt rzadka. Przypomina trochę lekki mus. Opakowanie wyposażone jest w wygodną i higieniczną pompkę.



Krycie podkładu jest średnie, ale jeśli nie macie większych problemów z cerą, tylko np. jesteście zaczerwienione, to powinien dać sobie z tym radę. Spotkałam się z opiniami, że kryje lekko (jak krem tonujący), ale ja zupełnie się z tym nie zgadzam, wszak kremy tonujące prawie nie kryją moich niedoskonałości. Stopień krycia oferowany przez All Matt Plus spokojnie wystarcza mi na dzień, a nawet pokusiłam się o użycie tego podkładu solo, kiedy szłam ostatnio na 18-stkę (drugie zdjęcie). Bardzo lubię ten kosmetyk za to, że długo trzyma się na mojej twarzy. Kiedy pierwszy raz go użyłam, wytrzymał spokojnie 12h, a moja cera nadal wyglądała dobrze. Najbardziej lubię go nakładać jajkiem Ebelin, bo wygląda wtedy dość naturalnie i dobrze się trzyma skóry.

Jeśli chodzi o kwestia matujące - moim zdaniem podkład matowi skórę bardzo delikatnie i na krótko. Zazwyczaj nakładam go na krem matujący i przypudrowuję pudrem silnie matującym (Mariza, ryżowy). Przy mojej tłustej cerze, nakładanie go na krem nawilżający mija się z celem, ponieważ już po 2-óch godzinach, świecę się jak latarnia. Ogólnie rzecz biorąc, bardzo polubiłam ten podkład i możliwe, że jeszcze do niego wrócę. Odpowiada mi w nim krycie, trwałość i niewygórowana cena, i mogę stwierdzić, że to jeden z najlepszych podkładów drogeryjnych, z tej półki cenowej, jakich miałam okazję używać.

A tak wygląda podkład na mnie:


Cena: 26,99zł      Pojemność: 30ml      Dostępność: szafy Catrice - drogerie Natura, Hebe

14 kwietnia 2014

Fitomed: Koncentrat na naczynka z liposomami - pierwszy produkt Fitomed, który zupełnie mi nie przypasował


Na samym wstępie powiem, że moja przygoda z koncentratem na naczynka w sumie poważnie się nie zaczęła, a już jest zakończona. Nie miałam dużej okazji, by dobrze go przetestować, bo po prostu od początku się nie zgraliśmy. W sumie nie mam zbyt dużo do opisania. Możliwe, że po prostu nie umiem używać tego produktu, ale szczerze powiem, że nie mam już ochoty po niego sięgać.

Jest to koncentrat, który dodajemy do jakiegoś kosmetyku lub tworzymy swoje własne mazidło na jego bazie. Ja dodałam go do dwóch kosmetyków i oba z nich zepsuły się po kilku dniach. Pierwszym z nich był krem, którego data ważności wciąż była ok. Akurat się tak złożyło, że tego kremu na szczęście nie używałam, bo po kilku dniach otworzyłam opakowanie i zobaczyłam po prostu pleśń - masakra. Za drugim razem, trochę koncentratu dolałam do toniku do twarzy. Po około tygodniu w butelce zaczęła wytrącać się jakaś gęsta substancja. Tonik też poleciał do kosza.

Jak widać, nie ułożyło się między nami. Nie mam ochoty się już bawić z tym koncentratem, bo obawiam się, że znów coś będzie nie tak. Może powinnam go była rozrabiać bezpośrednio przed użyciem, ale też nie chce mi się w to bawić, ponieważ decydując się na ten produkt miałam inne oczekiwania. Niestety na opakowaniu nie ma napisane, jak należy postępować z tym koncentratem. Mamy napisane w jakim stężeniu należy go rozrabiać z kremami, czy serum, jednak nie znalazłam informacji, z której wynikałoby, że mam go dodawać bezpośrednio przed zastosowaniem na skórę. Nie przeczytałam też nigdzie, że mam trzymać otrzymany produkt w lodówce... Coś ewidentnie poszło nie tak. Szkoda, bo myślałam, że koncentrat będzie fajnym produktem wzmacniającym naczynka i starczy mi na bardzo długo. Kosmetyk oddałam koledze, który ma skórę naczynkową, niestety nie wiem, co on o nim sądzi.


Cena: 19zł     Pojemność: 150ml      Dostępność: sklep Fitomed

3 kwietnia 2014

O szamponie koloryzującym Marion, 94 Rubin (na włosach blond) - cz. 2 Relacja z wypłukiwania


Kiedy pokazywałam Wam relację z farbowania włosów szamponetką Marion, wiele z Was było zainteresowanych etapami wypłukiwania się koloru. Sama nie wiedziałam czego do końca mogę się spodziewać, ponieważ była to moja pierwsza przygoda z szamponem koloryzującym. Na szamponetce napisane jest, że kolor ma utrzymywać się do 8 myć. Przyszłam Wam pokazać, jak moje włosy wyglądają po tym czasie.

Od początku szamponetka wypłukiwała się bardzo szybko. Po pierwszym myciu, po imprezie, już widziałam duży 'ubytek' koloru na włosach. Końcówki traciły kolor szybciej niż włosy przy nasadzie. Przy myciu, woda była rdzawa. Po trzech myciach miałam na włosach blondo-rudawy misz-masz, jednak słyszałam opinie, że wygląda to całkiem fajnie. Poniżej możecie zobaczyć zdjęcia:



Przez następne mycia woda praktycznie nie zmieniała swojego koloru. Można było dostrzec bardzo lekkie, rudawe zabarwienie. Było tak przez kilka myć, obecnie już tego nie widzę. Moje włosy w 95% wróciły do poprzedniego koloru. Jedynie te przy nasadzie są lekko rudawe, jednak myślę, że poblask zniknie w przeciągu kilku następnych dni. Na dole macie dowód:


Czego używałam w trakcie wypłukiwania się koloru? Używałam różnych szamponów - czasami silniej oczyszczających, czasami delikatnych. Po każdym myciu standardowo kładłam odżywkę. Kilka razy olejowałam włosy. Robiłam wszystko to, co przy swoim naturalnym kolorze.

Moje wrażenia po całej zabawie? Bardzo lubię się w rudym i szkoda mi, że kolor wypłukał się tak szybko, ale jednocześnie cieszę się, że nie musiałam się z nim użerać i wypłukał się naprawdę szybko i ładnie. Wydaje mi się, że kondycja moich włosów nie ucierpiała przez tę szamponetkę. Możliwe, że kiedyś jeszcze sięgnę po tę szamponetkę, jeśli znów zechcę być Małą Mi ;)


2 kwietnia 2014

Rimmel: Wake Me Up, podkład rozświetlający - 100 Ivory, 103 True Ivory

Witam Was serdecznie. Znów długo mnie nie było - ostatnio latam w tę i nazad. Nie miałam siły, weny ani ochoty, żeby coś pisać. Poza tym zaczęłam chodzić na siłownię (idzie lato, trzeba coś ze sobą zrobić :P), więc jeszcze dłużej nie ma mnie w domu. Czas mija strasznie szybko i nawet nie zdążę się obejrzeć, a już mija tydzień bez posta na blogu.


Dzisiaj chciałabym wyrazić swoją opinię na temat popularnego podkładu marki Rimmel, a mianowicie Wake Me Up. Ja posiadam dwie buteleczki tego fluidu - jeden w kolorze 100 Ivory, drugi 103 True Ivory. Oba trafiły do mnie dzięki blogerkom, jeśli dobrze pamiętam, to jeden pochodzi z wymiany, a drugi odkupiłam.

Zacznijmy od tego, że mam skórę dość mocno tłustą. Oczywiście zależy to od pory roku, ale zaczynam świecić się szybko i zazwyczaj uciekam się do podkładów i kremów matujących. Niemniej jednak, miałam ochotę wypróbować ten sławny podkład rozświetlający. I wiecie co? Polubiłam go (pojawił się nawet w ulubieńcach u mnie na kanale), jednak ma kilka wad.


Wiele osób skarży się na rozświetlające drobinki zawarte w konsystencji kosmetyku, jednak mi one zupełnie nie przeszkadzają. Moim zdaniem nie są widoczne na twarzy, a dają ładny efekt promiennej cery. To, co pokochałam w tym podkładzie, to konsystencja. Jest idealna, ani za rzadka, ani za gęsta. Mimo że nie lubię nakładać podkładów palcami, ten jest do tego idealny i w sumie nie lubię go aplikować niczym innym. Świetnie sprawdza się, kiedy musimy wyrównać koloryt cery, a mamy na to bardzo mało czasu. Krycie określiłabym jako średnie, ale absolutnie wystarczające, jeśli nie macie większych problemów z cerą. Ja jestem dość mocno zaczerwieniona (skóra naczynkowa), a ten podkład satysfakcjonuje mnie swoim kryciem. Ponadto kosmetyk ładnie pachnie, jakby owocowo. Przypudrowany nie sprawia większych kłopotów, nie świecę się po nim nadzwyczajnie mocno.

A teraz przejdźmy do tego, co lubię w nim mniej. Ten podkład jest kapryśny pod względem utrzymywania się na twarzy. Czasami potrafi ładnie na niej siedzieć przez kilka dobrych godzin, a czasami po jakimś czasie mam wrażenie, że go już nie ma. Na pewno zależy to też od dnia mojej skóry, ale jego kaprysy za bardzo mi się nie podobają. Nie podoba mi się też nałożony pędzlem. Co prawda pędzel do podkładu mam jeden, ale przy nim Wake Me Up wygląda na zważony. Pewnie dlatego tak bardzo lubię nakładać go palcami. Ogólnie bywają dni, kiedy nie wygląda on zbyt dobrze. Ale czego ma po nim oczekiwać osoba z tłustą skórą? ;)



Jak to zwykle bywa, gama kolorystyczna nie powala. Jestem w posiadaniu dwóch najjaśniejszych wariantów, a i tak ich kolorystyka zawiedzie osoby o bardzo jasnej cerze. Kiedy byłam opalona po wakacjach, 103 pasował mi bardzo dobrze, jednak kiedy opalenizna zaczęła schodzić sięgnęłam po kolor 100. Obecnie jest on dla mnie odrobinkę za ciemny, a odcień mojej karnacji jest po prostu jasny, a nie porcelanowy.

Podkłady Rimmel Wake Me Up wykończę przez wiosnę i lato, i mimo że je lubię, to chyba już do nich nie wrócę. Moja skóra i ja wolimy coś innego. Szkoda, że nie mam już skóry normalnej (miałam taką całkiem niedawno), bo na pewno polubilibyśmy się jeszcze bardziej. Dodam, że lubię go też mieszać z innymi podkładami, cięższymi i 'długodystansowymi'.


Cena: ok. 30-40zł      Pojemność: 30ml      Dostępność: drogerie z szafami Rimmel