27 lutego 2013

Zainspiruj się gwiazdą: Taylor Momsen

Kurczę! W ogóle nie mam czasu na ten projekt - nie mam kiedy zrobić wymyślnych makijaży i dlatego makijaż Taylor będzie dziś totalnie delikatny. Gdybym szła na jakąś imprezę, to mogłabym zrobić taki w jej stylu, ale niestety nie idę. Także wybrałam dziś lekką wersję.


Twarz: podkład Revlon CS + p2 ProfiTime!, puder Bourjois, bronzer duo Flormar P115
Usta: pomadka Alverde 53 Cherry / Brwi: konturówka Vipera Ikebana 260 Sepia
Oczy: Manhattan 95R, MIYO Vanilla, paletka Technic, tusz Delia

źródło

Przy okazji pokażę Wam strój dnia (widać tu ten makijaż) ;)

25 lutego 2013

Farmona: Sweet Secret, zestaw Słodkie trufle i migdały


W końcu przychodzę z notką dotyczącą zestawu z Farmony. Niestety nie miałam wcześniej czasu i okazji, by wypróbować te produkty. Udało mi się je otworzyć dopiero jakiś czas temu. Jeśli chciecie znać moją opinię, to zapraszam do dalszej części postu. Zestaw zapakowany był w kartonowe opakowanie z kokardką - podwójne edycje zostały wydane w okolicach Świąt, więc od razu nasuwały skojarzenia z prezentami. Koszt takiej paczki to ok. 26zł, ale nie wiem czy można je jeszcze gdzieś dostać. Nawet jeśli nie, to można kupić te produkty osobno.


Farmona, Sweet Secret, Słodkie trufle i migdały, migdałowy peeling do mycia ciała:
Zacznę od peelingu. Standardowo dla tej serii, mieści się on w 225ml słoiczku z apetycznie wyglądającą szatą graficzną. Zapach kosmetyku jest intensywny, nawet za bardzo. I niestety na nim się nieco zawiodłam, bo zupełnie nie pachnie mi truflami z migdałami. Gdy podkładam słoik pod nos, to przed oczami mam raczej wiśniową nalewkę. Podczas masażu, zapach jest jeszcze gorszy - zaczyna się robić chemiczny i nieprzyjemny. Jeżeli chodzi o jego konsystencję, to jestem fanką takich! Peeling nie jest cukrowy ani solny, to gęsta galaretka z drobinkami. Niestety drobinek jest za mało - co prawda da się nim osiągnąć ładny efekt wypeelingowanej skóry, ale - wnętrze słoiczka aż samo prosi się o większą ilość zdzierających ziarenek. Jak wspomniałam, galaretowata konsystencja odpowiada mi - trzyma się ciała, nic mi nie spada do wanny (w przeciwieństwie do peelingów cukrowych) i się nie marnuje. Siłę zdzierającą peelingu zaklasyfikowałabym jako średnią - nie jest on mocny, ale też nie słaby. Nie u każdego sprawdzi się na nogach, bo tam może być za delikatny. Uważam, że jest odpowiedni do okolic brzucha czy rąk - tam silne zdzieraki nie są tak bardzo potrzebne, przynajmniej na moim ciele. Zdzierak nie zostawia na skórze tłustej powłoki, ponieważ peeling ogólnie nie jest tłusty. Po zabiegu skóra jest wygładzona i przyjemna w dodatku. Produkt Farmony przypomina mi peelingi BeBeauty, które można było dostać w Biedronce dawno temu, jednak jego konsystencja jest zdecydowanie gęstsza.

Pragę zauważyć, że ja peelingi wykonuję na sucho - wtedy mam pewność, że martwy naskórek rzeczywiście jest usunięty. Nie zadowala mnie metoda na mokre ciało - mam wrażenie, że wszelkiego rodzaje scruby nie działają wtedy tak, jak powinny. Peeling Farmony sprawdza się u mnie na sucho i gdyby zawierał większą ilość drobinek oraz miałby nieco inny zapach, byłoby mu blisko do ideału.

Cena: ok. 13zł     Pojemność: 225ml     Dostępność: Natura, Rossmann, inne drogerie, internet



Farmona, Sweet Secret, Słodkie trufle i migdały, migdałowy balsam do ciała:
Balsam do ciała zamknięty jest w butelce zawierającej 225ml produktu. Od razu zauważyłam, że butelka nie jest najlepszym rozwiązaniem przy tej formule. Balsam ma średnio-gęstą konsystencję, jednak jest ona na tyle stała, że trudno wydobywa się go z opakowania. Przechylamy butelkę - nic nie leci; potrząsamy - nic nie leci; ściskamy - leci za dużo i chaotycznie. Wydaje mi się, że lepszym rozwiązaniem przy takiej konsystencji byłaby tuba. Produkt ma jasny, lekko beżowy kolor. Zatopione są w nim małe, czarne kulki - nie wiem, czemu mają służyć, ale na szczęście znikają przy rozsmarowywaniu. Zapach balsamu jest podobny do peelingu, jednak odrobinę delikatniejszy (na skórze trochę się zmienia w mniej przyjemny; jest wyczuwalny do jakichś 2 godzin po aplikacji). Niemniej jednak, i tak jest drażniący - przeszkadza moim rodzicom, gdy chodzę po domu wysmarowana tym kosmetykiem. Balsam wchłania się w ciągu kilku minut. Nawilżenie, które nam daje jest z rodzaju codziennego, lekkiego. Produkt Farmony usunie nieprzyjemne uczucie suchej, ściągniętej skóry, jednak nie zapewni dogłębnego nawilżenia. Skóra przez kilka godzin będzie czuła się dobrze, jednak po dłuższym czasie może się domagać czegoś intensywniej nawilżającego. Ja nie mam problemów z przesuszeniem, także taki stopień nawilżenia mi odpowiada, jednak jestem pewna, że wielu z Was by nie zadowoliło.

Cena: ok. 13zł     Pojemność: 225ml     Dostępność: Natura, Rossmann, inne drogerie, internet
Dziękuję Agencji Werner i Wspólnicy za możliwość przetestowania produktów :)

Ogólnie produkty uważam za średnie. Bardziej do gustu przypadł mi peeling i możliwe, że kiedyś do niego wrócę. Jednak na pewno nie podczas ciepłych miesięcy - zapach jest za ciężki i zbyt intensywny. Balsam nie jest najgorszy, ale jestem zwolenniczką maseł, zwłaszcza na zimę. W lecie wolę używać czegoś lżejszego, aczkolwiek ten produkt zostaje wykluczony przez zapach i na pewno nie chciałabym go stosować w czasie upałów. A Wy, co o nich sądzicie?

24 lutego 2013

Projekt denko - luty 2013

  • Alverde, szampon z henną i oliwką, nadający objętości - nie zauważyłam nadawania objętości, jednak szampon przypadł mi do gustu. Miał przyjemną konsystencję, ładnie się pienił i dobrze mył. Dodatkowo, orzeźwiający, cytrusowy zapach uprzyjemniał zabieg mycia włosów. Szampon mnie nie uczulił, nie przesuszył ani nic ze złych rzeczy ;)
  • Alterra, szampon z kofeiną i biotyną, do włosów osłabionych i przerzedzających się - ten szampon też całkiem polubiłam. Właściwiości podobne do Alverde, jednak konsystencja nieco inna i zapach, jednak muszę przyznać, że całkiem podobny - również były w nim wyczuwalne cytrusy. Szampon nie zrobił mi nic złego, może do niego kiedyś wrócę.
  • Rossmann, szampon srebrny do włosów blond - właściwości, jakie powinien mieć ten szampon są raczej oczywiste - ma on redukować żółty odcień na włosach blond. Sprawdzał się w tej roli, jednak nie jakoś super. Jego największą wadą jest to, że bardzo mocno przesuszał włosy. Nigdy więcej do niego nie wrócę!
  • Facelle intim, Fresh, żel do higieny intymnej - używam go do zmywania olejków, ale także zgodnie z przeznaczeniem. Bardzo lubię ten produkt, u mnie się sprawdza. Wolałam wersję Sensitive ze względu na zapach, ale działanie mają takie samo. Kupię ponownie.

  • Joanna, z Apteczki babuni, balsam do włosów - zużyłam, całkiem lubię, ma u mnie różne zastosowanie na włosach, jednak na razie go sobie odpuszczę. Mam go trochę dość po kilkunastu miesiącach ciągłego używania ;) U mnie się sprawdzał.
  • Schwarzkopf, BC bonacure, szampon i olejek - recenzowane tutaj

  • Avon, Senses, żel o zapachu jaśminu i egzotycznej róży - ten żel jest z domu mojego chłopaka, zużyliśmy go tam. I wzięłam go do denka, bo naprawdę mi się spodobał! Nie sądziłam, że żel z Avonu może mieć tak ładny zapach! Może dzięki niemu wypróbuję inne żele z tej firmy.
  • Balea, żel pod prysznic, Juicy Melon - śliczny zapach, chyba najlepszy z tej edycji limitowanej. Zużyłam go teraz, w zimie, ale nie przeszkadzało mi to w rozkoszowaniu się tym letnim zapachem.
  • Bentley Organic, żel i mleczko do ciała - recenzowane tutaj.
  • Balea / Isana, mydła w płynie - oba bardzo fajne, do obu chętnie powrócę :)

  • Venita, Arctic, krem do masażu stóp, dezodorujący - taki przeciętny, delikatnie nawilżający kremik. Starałam się używać go regularnie, jednak nie zauważyłam większych rezultatów. Krem nie radził sobie z większymi przesuszeniami. Raczej nie polecam.
  • Balea, krem do rąk z 5% mocznikiem - całkiem przyjemny produkt, o fajnym, jednak nieco ciężkim zapachu. Nawilżenie było w porządku, trwało przez jakiś czas. Myślę, że powrócę do niego w przyszłości. Kosztuje 1,45€.
  • Rilastil, krem do cery naczynkowej - bardzo miło go wspominam. Dobrze nawilżał i uspokajał skórę. Nie zauważyłam działania na naczynka, ale wydaje mi się, że to zauważę dopiero po latach (czy ogólnie tego typu produkty coś dają). Recenzja tutaj.
  • Alverde, krem z dziką różą, do skóry suchej - też spoko krem. Trochę ściągał skórę (i była jakby lepka) przez kilka pierwszych minut po nałożeniu, ale potem wszystko było ok. Całkiem przyjemnie nawilżał. Nic złego mi nie zrobił, nie uczulił, nie zapchał.

  • Maybelline, Fit me!, podkład z SPF 18 - kupiony w Niemczech przez moją mamę. Oddała mi go, bo dla niej miał za małe krycie i rzeczywiście kryje delikatnie. Nadaje się na wiosnę i lato, był całkiem przyjemny. Teraz używałam go do przyciemniania Revlona 110. Szersza recenzja tutaj.
  • Wibo, Growing lashes, maskara - jak już pisałam w recenzji, nie polubiłyśmy się. Za bardzo się osypywała, a dzisiaj okazało się, ze znacznie wyschła. Wyrzucam ją bez emocji - po prostu mi nie pasowała.
  • Hean, trio cieni do powiek - już pora na nie, mimo że nie zostało zużyte do końca. Kupiłam je daaawno temu, straciło termin ważności w kwietniu 2012. Używałam go sporo, nie mogę powiedzieć, że nie, więc nie żałuję :) Było w porządku.

I kolejne denko za mną. I zapomniałam o jednym produkcie - kremie do mycia twarzy z Alterry, który bardzo lubię ;) Zużycia są spore, jak zawsze u mnie. Pojawiło się trochę więcej kolorówki, bo aż 3 rzeczy lądują w koszu :)
 

23 lutego 2013

Flormar: Pretty compact, blush-on P115 - róż i bronzer


Dzisiaj chciałabym Wam bliżej przedstawić duo Flormar. Jest to jeden z popularniejszych kosmetyków z tej firmy. Pisałam już o nim kilka zdań w zestawieniu moich róży, ale myślę, że zasługuje na więcej. 

Od jakiegoś czasu opakowanie jest różowe. Z tego, co wiem, to wcześniej było inne, bodajże białe. Plastik jest całkiem ok, nic nie stało mi się z produktem. Jedyne, co może być uciążliwe, to zamknięcie - klapka jest po prostu nakładana. W różowym spodeczku znajdziemy 14g produktu, co daje nam 7g różu i 7g bronzera.


Wersja P115, którą Wam prezentuję, przyciąga wzrok przede wszystkim przez piękny, koralowo-pomarańczowy róż. Myślę, że odcień bronzera też może być interesujący, ponieważ jest dość nietypowy. Może wyglądać blado i szaro, jednak dzięki tej barwie trudniej zrobić sobie nim krzywdę lub zrobić z siebie pomarańczę :) Oba produkty bardzo ładnie podkreślają kości policzkowe.

Przy nabieraniu na pędzel, bronzer może trochę się kruszyć i pylić, jednak przy różu raczej nie zauważyłam takiej cechy. Oba produkty ładnie aplikują się na policzki, należy jednak uważać, by nie narobić sobie plam poprzez niedokładne roztarcie lub nabranie zbyt dużej ilości kosmetyku na pędzel. Róż ma mocniejszą pigmentację i najlepiej nabierać go w bardzo małej ilości i najwyżej dołożyć w razie potrzeby. Bronzerem trudno zrobić sobie placki, jednak także polecałabym stopniowanie nasycenia koloru.


W pochmurny, bezsłoneczny dzień, róż i bronzer będą wyglądały na satynowe, jednak w świetle słonecznym czy błysku z lampy, ujawni się ich drobinkowe, rozświetlające oblicze. Jednak nie jest to efekt przesadzony - rozświetlenie jest świeże i dość delikatne. Oto jak kosmetyk wygląda na zdjęciu bez lampy i z lampą:


Duo P115 jest naprawdę dobrej jakości - róż i bronzer trzymają się długo na policzkach. Produkt przypadnie do gustu osobom lubiącym szaleństwo i różne kolory w makijażu. Obie części duo zawierają drobinki, które nie pasują każdemu. Poza tym należy pamiętać, że nie każdemu jest dobrze w takim odcieniu różu (natomiast bronzer może być za jasny do ciemnych karnacji) - ja go uwielbiam. Jeśli macie dostęp do stoisk Flormar, to polecam przyjrzeć się temu produktowi. Jego jakość jest naprawdę dobra, a cena niewygórowana.


Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć jak wygląda róż (bronzer to Honolulu). Niestety nie mam zdjęć z bronzerem z Flormar, trudno go uchwycić na zdjęciach, bo efekt jest raczej delikatny.

Cena: ok. 16zł     Pojemność: 14g (2x7g)      Dostępność: stoiska Flormar, internet

21 lutego 2013

ShinyBox - luty 2013


Pora na prezentację najnowszego ShinyBoxa :) Już wiecie co jest w pudełku? Może się już domyślacie?


Lista produktów wydaje się długa... owszem, w pudełeczku jest sporo przedmiotów. Czy jednak jest się czym zachwycać? Widać, że mamy krem BB, produkty Biodremy, jednego Rimmela... i nieśmiertelny Dermedic!


Nie zamierzam ukrywać, że pudełko mi się podoba. Być może Dermedic pojawia się kolejny raz w ShinyBox, jednak polubiłam tę markę, a pełnowymiarowe produkty pozwalają mi na dokładną ocenę. Tym razem w pudełku znalazł się krem pod oczy oraz tonik/mleczko. Bardzo cieszę się z płynu micelarnego z Biodermy - bynajmniej nie z tego powodu, że ją lubię... nigdy jej nie miałam - ale po prostu zawsze chciałam wypróbować, a teraz mam okazję wykorzystać 100ml produktu :) Kolejny pełnowymiarowy kosmetyk jest od Rimmela. Nie jest to ekskluzywna firma, ani taka, która byłaby jakoś trudno dostępna, więc tu SB się nie popisał. Można było dostać tusz do rzęs lub pomadkę. Niestety, trafiło mi się to drugie i to w zupełnie nie moim kolorze (jest o wiele za jasna) - pójdzie do rozdania ;)). Pozostałe kosmetyki to próbeczki - krem BB od Anny Lotan oraz dwie rzeczy od Biodermy - krem BB i lekki fluid, oba z filtrem ochronnym. Chętnie przetestuję :))

Wydaje mi się, że ShinyBox chciał zrobić dobrze osobom, które narzekały na brak kolorówki. W końcu coś jest... Co prawda w próbkach i niewysoko półkowej szmince/maskarze, ale jest. Najbardziej zadowalają mnie jednak produkty pełnowymiarowe - wszystkie z chęcią wypróbuję. Pudełko dostępne: ShinyBox.pl

A Wy co myślicie o tym pudełku? Lepsze niż poprzednie?

18 lutego 2013

Dermedic: tonik głęboko oczyszczający oraz oczyszczający żel do mycia twarzy - produkty ze styczniowego ShinyBoxa


Jako że tych produktów używam już jakiś czas, postanowiłam napisać o nich kilka słów. Były to jedne z pierwszych produktów Dermedic, które otworzyłam (chociaż po kilku ShinyBoxach trochę mi się już ich uzbierało).
   

Dermedic, Acne Expert, tonik głęboko oczyszczający, kuracja przeciwtrądzikowa: Tonik mieści się w estetycznej butelce, mieszczącej 200ml płynu. Ma mały dozownik, który raczej nie wylewa za dużo produktu. Zaraz po otwarciu opakowania, chciałam powąchać tonik. Zapach nie przypadł mi do gustu. Jest dość mocno perfumowany, trudno mi go opisać, ale pachnie czymś w stylu toaletki starszej pani. Wiem, że wielu z Was ten zapach się podoba, jednak dla mnie jest męczący, i uważam, że jest całkowicie niepotrzebny w takim produkcie. Działanie toniku mogę ocenić na bardzo dobre. Od tego typu produktu oczekuję oczyszczenia, usunięcia zanieczyszczeń i przywracanie właściwego pH skórze. I w tym kosmetyk sprawdza się świetnie. Ostatniego nie mogę sprawdzić, ale wierzę ;) Ponadto tonik nie robi nic złego mojej skórze - nie wysusza jej, nie ściąga, nie powoduje wyprysków. Czy je likwiduje - nie wiem, ponieważ nie mam tego problemu. Nie wiem też, czy matuje, ponieważ nie dążę do tego i niedługo po aplikacji toniku, zazwyczaj nakładam krem nawilżający. Produkt jak najbardziej mogę polecić, jedyne wady jakie w nim dostrzegłam, to zapach i dość wysoka cena.

Cena: ok. 26zł     Pojemność: 200ml     Dostępność: apteki, internet


Dermedic, Normativ, żel oczyszczający, seria matująca: Z żelu także jestem zadowolona. W plastikowej tubie, stojącej na klapsie, mieści się 100g produktu. Ma średnio-gęstą konsystencję, potrzeba małej ilości by umyć twarz. Według mnie, dobrze się pieni, ale słyszałam opinie, że inni uważają inaczej. Zapach ma dość delikatny, ale męski - pachnie mi produktami przeznaczonymi dla płci przeciwnej. Żel dobrze oczyszcza, nie ściąga mojej skóry ani jej nie przesusza. Mam skórę w okolicach normalnej, która czasami ma okresy bardziej przetłuszczające lub wysuszające. Obecnie jestem w tym pierwszym i żel krzywdy mi nie zrobił. Nie zauważyłam działania matującego, bo - jak napisałam wyżej - nie oczekuję takiego od kosmetyków pielęgnacyjnych. Żel Normativ to niezły produkt, z przyjemnością go zużyję, jednak nie kupię ze względu na cenę i umiłowanie do zmieniania i testowania innych produktów.

Cena: ok. 25zł      Pojemność: 100g      Dostępność: apteki, internet

17 lutego 2013

Test podkładu Revlon Color Stay - czyli relacja YouTube'owa z nakładaniem.



Jeżeli jesteście ciekawi jak wygląda twarz przed, w trakcie i po nakładaniu podkładu Revlon Color Stay, to zapraszam na film :) Z góry mówię, że kładę go sporo... ale myślę, że filmik może być przydatny ;) Nie zapomnijcie włączyć HD - zupełnie zmienia efekt (w niskiej jakości nie widać zaczerwienień).

Włosy po roku olejowania!

Dawno nie robiłam posta o włosach. Ogólnie robię je rzadko, raczej są to jakieś porównania i zestawienia. Nie robię zdjęć tyłu włosów, bo moje włosy mają obecnie dziwne cięcie i na zdjęciach nie wyglądają dobrze. Jakiś rok temu, w styczniu lub lutym zaczęłam olejować włosy po raz pierwszy. Przez ten czas przeszły wielką metamorfozę. Jak zmieniały się moje włosy na przestrzeni lat mogłyście zobaczyć tutaj. W lipcu pokazałam też post z efektami po 7 miesiącach stosowania olei na włosy. Możecie go zobaczyć tutaj.

Półtora roku temu moje włosy były tragiczne! Nie wiem jak mogłam takie mieć! Dzisiaj sobie tego nie wyobrażam. Dzięki stosowaniu naturalnych olejków na włosy, stały się bardziej miękkie, odżywione, nawilżone i przestały się łamać i kruszyć.


Obecnie moje włosy nie są w złym stanie, jednak zima bardzo źle na nie wpływa. Czuję po końcówkach, że jak nadejdzie wiosna i temperatury będą wyższe, będę musiała wybrać się do fryzjera na podcięcie kilku centymetrów włosów. Ze względu na uczelnię i sesję, miałam okazję olejować włosy tylko co kilka dni, czasami tylko podczas weekendu. Zdjęcie nie jest najlepsze, zostało zrobione komórką, jednak widać to, co ma być widać.


Jak widać, od dawna nie farbowałam włosów. Mam takie naturalne 'ombre'. Mój kolor nie jest zbyt ciekawy, jednak wolę go niż comiesięczne niszczenie włosów farbami ;) No i oczywiście nie rezygnuję z olejowania! Mam jeszcze sporo olejków do wykorzystania ;)

15 lutego 2013

Zakupy w sklepie Bandi 10% taniej - kod rabatowy!

W związku z moją nową współpracą z marką Bandi, otrzymałam of firmy kod rabatowy 10% na zakupy! Jeżeli jesteście zainteresowani kosmetykami Bandi, to zapraszam na stronę www.bandi.pl/sklep. Po wpisaniu kodu przy zakupach, otrzymacie 10% zniżki. Kod ważny jest do 15.04.2013.

hasło: agusiak747


12 lutego 2013

Zakupy kolorówkowe! Cienie i podkłady :)


Ostatnio udało mi się kupić kilka rzeczy z kolorówki. I nie mówię tu o rzeczach, które pokazywałam w haulu kolorówkowym na YT, bo tamte zostały kupione bardzo dawno temu. Teraz pokażę Wam zakupy z przeciągu kilku dni. Kupiłam sobie dwa podkłady - w sumie nie wiem czemu, były tanie, więc wzięłam i wiem, że na pewno je zużyję, bo akurat podkłady u mnie idą.

Pierwszy podkład to Miss Sporty - So Matte Perfect Stay. Kosztował mnie 12zł i wzięłam numer 003 Medium. Jest to chyba jeden z ciemniejszych tam, ale 002 był dla mnie za jasny, a poza tym wszystkie jaśniejsze miały rozdarte kody, a to był jedyny cały. Nawet nie sprawdzałam koloru, ale myślę, że będzie mi pasować na wiosnę/lato, bo ja nie jestem taka super blada. Jego pojemność to 27,3g.

Drugi podkład to Bell - Super Cover long lasting. Kupiłam go w Biedronce za 5,99zł. Mój numerek to 02 Nude. Mam nadzieję, że będzie dobry. Pewnie będę go używać jakoś teraz, bo zaraz skończy mi się podkład, którym przyciemniam Revlona CS 110 Ivory, który jest dla mnie o wieeeleee za jasny. Tubka mieści 30g produktu.


Moimi innymi nabytkami z kolorówki są 4 cienie Catrice. Dorwałam je w koszyczku z końcówkami/przecenami. Każdy z nich kosztował mnie 6,99zł, myślę, że to dobra cena. Kilka miesięcy temu kupiłam 3 cienie Catrice, ale w jasnych, błyszczących odcieniach i mi nie przypasowały, więc tym razem skupiłam się na innych i jestem zadowolona (chociaż dwóch jeszcze nie używałam, ale widzę, że pigmentacja jest fajna ;)).

040 In the Army now / 190 Petrol keeps me running / 180 Ocean's 14 / 310 Lobster-Lobby.com
bez lampy / z lampą

10 lutego 2013

Suddenly, Madame Glamour - Lidlowa wersja zapachu Chanel - Coco Mademoiselle? Czy warto wydać na nie pieniądze?


O istnieniu tego zapachu wie już chyba każda kosmeto-maniaczka. Swego czasu było o nim głośno, ale obecnie rzadko go widuję w sieci. Zapach, który możemy zakupić w Lidlu, nazywa się Suddenly  Madame Glamour, i podobno pachnie bardzo podobnie do perfum Chanel - Coco Mademoiselle. Nie mogę tego potwierdzić ani znegować, bo nie znam oryginalnej wersji.


Woda kryje się w dość ładnym, przyjemnym dla oka, flakoniku. Mieści 50ml produktu, czyli jak najbardziej standardowo. Ja kupowałam go za bodajże 16,99zł, czyli bardzo przyjazną dla portfela kwotę. Nie wiem jaka cena jest obecnie, możliwe, że nadal ta sama - dajcie mi znać, jeśli wiecie. Widziałam też inną wersję Suddenly, taką w czerwonym kartoniku (ta ma biały).


Jak widać, ja już jestem przy końcu buteleczki. Wodę kupiłam ok. rok temu po zeszłorocznej sesji zimowej. Używam jej przede wszystkim podczas chłodnych, jesienno-zimowych miesięcy, bo właśnie na takie najbardziej się nadaje. Woń jest dość ciężka i intensywna. Nie przepadam za ciężkimi zapachami, jednak na zimę takie jak najbardziej pasują. Nie jestem dobra w opisywaniu zapachów, także polecam powąchać ten produkt podczas wizyty w Lidlu. Uważam, że nie jest to produkt dla bardzo młodych dziewczyn, bo jak mówię, jest chyba dla nich zbyt ciężki. W dodatku niektórym zapach może się kojarzyć z dojrzałą, mocno wyperfumowaną panią. Mnie on całkiem przypadł do gustu, chociaż na co dzień wolę lżejsze, słodsze zapachy. Na pewno wielką zaletą produktu jest jego utrzymywanie się. On naprawdę pachnie bardzo długo, to najbardziej trwałe perfumy jakie mam. Ubrania czuć nimi nawet po kilku dniach. Jak za 17zł, warto spróbować :)

Cena: ok. 17zł     Pojemność: 50ml      Dostępność: Lidl

7 lutego 2013

Schwarzkopf: BC Oil Miracle - olejek na końcówki i szampon


Zestaw olejku i szamponu dostałam, jak sporo z Was, w ostatnim ShinyBoxie. Nie pałam miłością do firmy Schwarzkopf, od dawna nic od nich nie kupuję (kupowałam tylko farby, a teraz się nie farbuję), ale jako że próbki były dość małe, postanowiłam je zużyć. Jeżeli jesteście zainteresowani moją opinią, to zapraszam do czytania ;)


Schwarzkopf professional, olejek pielęgnacyjny do włosów, BC Oil Miracle - olejek, czy też serum, mieściło się w małej buteleczce, można by ją wręcz nazwać ampułką - zawierała 5ml produktu. Opakowanie było zakręcane, także można było aplikować wybraną ilość produktu. Niestety, jednocześnie zakrętka nie ułatwiała zadania, bo po takim serum, palce zazwyczaj są tłuste. No ale to nie jest pełnowymiarowy produkt, nie ma się co czepiać. Konsystencja była dość leista, ale niewiele się różniła od innych kosmetyków typu serum na końcówki. Wydaje mi się, że olejek sprawdzał się w swojej roli - zmiękczał, nabłyszczał i chronił końce włosów. Dla mnie nie był zbyt wydajny, bo starczy mi na jakieś 5 użyć.


Schwarzkopf professional, szampon do wszystkich rodzajów włosów, BC Oil Miracle - z szamponu nie jestem do końca zadowolona. Jak wspomniałam, nie lubię takich produktów - jeżeli chodzi o szampony, to myję włosy delikatnymi produktami typu Facelle czy Babydream, a z tych bardziej inwazyjnych sięgam po Alterrę i Alverde. Także ten szampon nie wpisywał mi się w mój gust, jednak jego pojemność to tylko 30ml, które szybko zużyłam. Miał konsystencję gęstego kisielu, o zabarwieniu pomarańczowym. Był bardzo glutowaty, jednak nie przeszkadzało mi to. Zapach nie należał do najprzyjemniejszych, pachniał takim kosmetykiem fryzjerskim, a ja nie jestem fanką takich. Był niewydajny, trzeba było go dużo wycisnąć do jednego mycia. Pienił się, ale jak mówię - jedynie w większej ilości. Jeżeli chodzi o działanie, to było ono nieco dziwne. Wydaje mi się, że to szampon dla osób ze zdrowymi włosami, bo moje kłaczki przy nasadzie były miękkie i wygładzone, jednak te bardziej zniszczone na końcach, wydawały się wysuszone i sianowate. Zauważyłam też, że szampon ma skłonność do przyspieszania przetłuszczania się włosów - zdecydowanie tego nie lubię. Zużyłam, przetestowałam, jednak nigdy więcej do niego nie sięgnę ;)


 Za pełnowymiarowy olejek o pojemności 100ml trzeba zapłacić ok. 70zł.
Za pełnowymiarowy szampon o pojemności 200ml trzeba zapłacić ok. 35zł.


5 lutego 2013

Mariza: Soft&Colour, pomadka w odcieniu nr 5


Cześć! Chciałabym Wam krótko opisać pomadkę Mariza. Dostałam ją w ramach współpracy - sama wybrałam produkt. Myślałam, że będzie miał zupełnie inny kolor (w katalogu szminka wyglądała na czerwono-koralową), no ale w rzeczywistości okazała się zupełnie inna.


Jak widać - odcień jest soczyście, słodziutko różowy. W dodatku pełen drobinek. Nie takiego się spodziewałam. Gdyby jeszcze pomadka dobrze kryła, byłabym w stanie jej to wybaczyć. Niestety, szminka jest z rodzaju błyszczykowatych i pół-transparentnych - nie przepadam za takimi.


Pomadka ma słabe krycie - trzeba kilka/kilkanaście razy przejechać po ustach, żeby coś pokryło. Jako fanka kryjących produktów do ust, jestem zawiedziona. Zapach kosmetyku jest boski - pachnie owocowymi lodami wodnymi. Woń jest nieziemska, ale to chyba jedna zaleta tego produktu marki Mariza.


Jak możecie się domyślić - z utrzymywania też nie jestem zadowolona. Szminka trzyma się na ustach bardzo krótko. Prawdopodobnie wynika to z jej formuły, bardzo lekkiej i delikatnej. Na moich ustach mało szminek/błyszczyków trzyma się długo, ale jest to jedna z tych baaardzo krótkotrwałych. Ogólnie - niestety się zawiodłam i na inne pomadki Marizy raczej się nie skuszę. Jeśli chodzi o wysuszanie, to nie zauważyłam - szminka trzyma się tak krótko, że nie jestem w stanie tego ocenić.

Szkoda, że ten produkt wypada tak słabo, bo większość kosmetyków tej marki przypadło mi do gustu.


Cena: 9,50zł      Pojemność: nie podano      Dostępność: internet, konsultantki Mariza

4 lutego 2013

MAKIJAŻ: w odcieniach niebieskości


Chciałam dziś wykorzystać nowy cień z Catrice, który wczoraj kupiłam. Nałożyłam go nad powieką ruchomą i całkiem mi się podoba :) Makijaż z tego posta mam na sobie w filmikach, które właśnie wrzucam na YT. Jeśli jesteście zainteresowane obejrzeniem (kolekcja szminek i mini haul), to zapraszam na swój kanał za kilka godzin.

Twarz: podkład Revlon CS + Fit me! Maybelline, róż mozaika Mon Ami
Usta: miałam błyszczyk Paese, ale się starł ;P Brwi: konturówka Vipera Ikebana 260 Sepia
Oczy: MIYO White, paletka Technic, Catrice Ocean's 14, eyeliner Ingrid, tusz Wibo Growing lashes

2 lutego 2013

Zainspiruj się gwiazdą: Rihanna

Uffff, to już koniec. Po sesji. Dzisiaj miałam ostatni egzamin. Rano postanowiłam pomalować się w stylu Rihanny, żeby w końcu zrobić kolejny tydzień projektu Zainspiruj się gwiazdą ;) Dajcie znać, co sądzicie :)


Typem urody Rihanny to ja na pewno nie jestem (:D) i wszystko w tym makijażu jest inne niż powinno. Kreska jest błekitno-kobaltowa zamiast być granatową, kreska na dole jest zupełnie inna niż ta u Rihanny, a usta są w jaśniejszym, mniej fioletowym odcieniu.

Twarz: podkład Revlon CS + Fit me! Maybelline, puder Bourjois, bronzer duo Flormar P115
Usta: pomadka Kobo 307 Wild at heart / Brwi: konturówka Vipera Ikebana 260 Sepia
Oczy: cień MIYO 04 Vanilla, eyeliner Wibo, tusz Wibo Growing lashes

źródło