31 grudnia 2015

ShinyBox - grudzień 2015 || WHERE THE MAGIC HAPPENS + makijaż sylwestrowy :)


Mam dla Was troszkę opóźnioną prezentację grudniowego ShinyBoxa. Z mojej winy, bo zapomniałam wysłać zespołowi Shiny linka do poprzedniej notki z pudełkiem ;) I otrzymałam boxa dopiero dziś, ale mi to bez różnicy. Pudełko grudniowe, podobnie jak rok temu, nosi nazwę Where the magic happens i jest w kolorze czerwono-zielono-białym :)


Zacznę od produktów, które podobają mi się najbardziej. Pierwszym z nich jest olejek Mokosh o zapachu pomarańczy z cynamonem, wydany specjalnie na potrzeby ShinyBoxa. Baza olejku to olej z pszenicy i olej makadamia, reszta składu to naturalne olejki esencjonalne. Kiedy wąchamy olejek z opakowania czuć Delicje pomarańczowe, ale rozsmarowany na skórze uwalnia nutkę cynamonu. Drugi kosmetyk, który przypadł mi do gustu to krem pod oczy Vianek. To nic innego, jak kolejny twór doskonałej, polskiej marki Sylveco. Krem ma 15ml - dla mnie na plus, bo 30ml-owy Sylveco jest dla mnie trochę z duży. Kolejna rzecz, z której się cieszę to próbka peelingu kawowego BodyBoom. W boxie znalazło się 50g opakowanie tegoż peelingu o zapachu cynamonowym, jestem bardzo ciekawa, jak się sprawdzi :)


A teraz pora na produkty, które przypadły mi mniej do gustu. Zaczynam od kremu ochronnego na naczynka Oillan. Na początku się z niego ucieszyłam, ale potem zobaczyłam skład, no i czar prysł. Niestety, zawiera w składzie wazelinę i ma bardzo mało substancji aktywnych polecanych na naczynka. Nie zmarnuje się - moi rodzice też są naczykowcami, ale nie takimi wymagającymi jak ja ;) Pasta do zębów Signal to też nie najciekawsza propozycja, chociaż na pewno prędzej czy później się ją zużyje. Ja nie mam nic do past w pudełkach, byle nie były zbyt często ;) Kolejnym produktem jest dodatek dla członkiń klubu VIP. Jest to błyszczyk do ust Perfect-Skim, który pod wpływem ciepła skóry nadaje naszym ustom różowy odcień. Na początku nie byłam przekonana, ale po użyciu stwierdziłam, że nawet ładny efekt uzyskałam :)


W pudełku znalazły się też próbki kilku produktów Bioliq oraz mineralny cień do powiek marki Neauty. Mój jest w kolorze srebrno-szarym i nosi nazwę Stormy Cloud. Oczywiście wolałabym coś bardziej złotego albo różowego, ale szary też jest ok :) Będzie pasował do moich zielonych tęczówek. Opakowanie zawiera 1g produktu.


A teraz krótkie podsumowanie: Mnie pudełko się podoba. Może nie jest rewelacyjne, ale ze względu na obecność trzech pierwszych produktów i kilku pozostałych, które nie są tragiczne - oceniam je jako bardzo dobre. Jeżeli Wam też się ono podoba, to wciąż możecie je zamówić na stronie ShinyBox za 49zł + koszty przesyłki. Można też składać zamówienia na pudełko styczniowe - KLIK.


Korzystają z okazji życzę Wam udanej zabawy sylwestrowej i Szczęśliwego Nowego Roku :) Jeżeli nadal nie wiecie,
jak się pomalować, to przygotowałam dla Was propozycję na łatwy makijaż dla każdego:



25 grudnia 2015

MAKIJAŻ: Świąteczna klasyka


Cześć :) Dawno nie było makijażu, a jako że dziś przychodzą goście, to trzeba było się pomalować. Postawiłam na dość klasyczny makijaż, chociaż oko jest mocne, mocno wyciągnięte. Usta wyjątkowo nie są czerwone, bo jednak będziemy dużo jeść i pomadka/konturówka szybko się zetrze. Dajcie znać, jak Wam się podoba :)

♥ Oczy:
- baza pod cienie Persuade Sigma Beauty
- cienie MakeupRevolution z paletki Death by chocolate <KLIK>
- maskara Sexy Pulp Yves Rocher Polska
 
♥ Brwi:
- pomada do brwi Inglot nr 12
 
♥ Twarz:
- podkłady MAP nr 1NB + Perfect Skin Astor nr 100 Ivory
- korektor Grashka
- bronzer NYX Taupe
- róż Paese nr 41
- rozświetlacz Wibo Diamond Illuminator
♥ Usta (zrobiłam delikatne ombre):
- konturówka Dream Lips Golden Rose nr 512
- konturówka Felicea nr 74


18 grudnia 2015

Co kupić w Helfy? Pomysły na prezenty.

Cześć! Święta zbliżają się wielkimi krokami i pewnie wiele z Was ma już wszystkie prezenty dla najbliższych. Jednak jeśli nie macie, to zaprezentuję Wam, co można kupić w Helfy. Jak wiece, ja w Helfy pracuję i dlatego też chciałabym polecić Wam kilka produktów, którymi można obdarować rodzinę czy znajomych :)

POMYSŁY NA PREZENT Z HELFY:


Dla naszych klientów przygotowaliśmy kilka zestawów prezentowych, w których skład wchodzą nasze hity oraz produkty bardzo uniwersalne. Większość kosmetyków z zestawów prezentowych to kosmetyki indyjskie. Zestawy można kupić w sklepach stacjonarnych i internetowym (link do zestawów).


W związku z tym, że ja sama lubię dbać o włosy, pomyślałam, że fajnym pomysłem na prezent dla włosomaniaczek są produkty związane z tym "hobby" :) Każda dziewczyna, która olejuje włosy na pewno ucieszyłaby się z nowego olejku, którego jeszcze nie miała - na zdjęciach widzcie olejki Vatika, Khadi i Lass Naturals

Do olejku można dobrać też fajny szampon. Jeżeli osoba, której kupujecie prezent nie lubi SLSów, warto zdecydować się na szampony Khadi z serii w kartonowych opakowaniach. Nie zawierają one żadnego SLSu, tylko łagodny detergent myjący. Jednak jeśli danej osobie nie przeszkadza obecność silniejszych substancji myjących, warto sięgnąć po coś z Naturado. To nasza nowa marka, która ma w ofercie bardzo ciekawe szampony z glinkami.


Dobrym pomysłem są też perfumy. Ja polecam zainteresować się perfumami Song of India, które mają małe pojemności i atrakcyjne ceny, a dodatkowo są niezwykle oryginalne i nietypowe. Perfumy SOI dostępne są w dwóch wersjach: w olejku lub kremie. Teraz niektóre z nich są dodatkowo przecenione, zatem warto się skusić. Jak nie dla kogoś, to dla siebie :) Ja mam zapach Nag Champa, który bardzo lubię. Tych perfum używa także mój chłopak Wojtek, ma wariant Neroli i również bardzo te perfumy lubi.


Dość uniwersalnym prezentem są też kremy do twarzy lub olejki do twarzy/ciała. Każda kobieta używa jakiegoś kremu, a zakup czegoś dobrego składowo i niespotykanego może okazać się strzałem w 10 :) Na zdjęciach pokazuję Wam kremy MakeMeBio oraz olejki Khadi (moje typy to różany i anti-aging).


Z kremem/olejkiem można połączyć jakieś serum. Uniwersalnym wyborem będzie kwas hialuronowy :) Ja osobiście lubię go mieszać z olejami - szybciej się wchłaniają, a skóra jest dobrze nawilżona. W naszym sklepie znajdziecie też coś dla najmłodszych oraz dla fanek makijażu. Myślę, że każda fanka kosmetyków kolorowych i naturalnych znajdzie coś dla siebie. Niedawno pojawiła się u nas marka Felicea - polskie naturalne produkty do makijażu. Na powyższym zdjęciu możecie zobaczyć stand - jest wypełniony różnego rodzaju wspaniałościami! Ja z Felicea polecam konturówki do ust i kredki do brwi :)


PROMOCJE I WYPRZEDAŻE:

Warto wspomnieć też o naszych wyprzedażach i promocjach, bo jest tego naprawdę sporo.



Gdzie można zrobić zakupy?
  • na http://helfy.pl
  • w sklepach stacjonarnych: WROCŁAW (Św. Mikołaja 40, Hallera 8, Piłsudskiego 49-57), TORUŃ (Rynek Nowomiejski 18), KRAKÓW (Św. Gertrudy 24).

9 grudnia 2015

Kringle Candle: Secrets, Cosy Cabin, Hot Chocolate - mini-recenzje zapachów.


W ostatniej notce opisywałam Wam woski Yankee Candle. Tym razem postanowiłam przedstawić 3 zapachy Kringle, które posiadam. Na razie jest ich niewiele, ale z pewnością w przyszłości moja kolekcja się rozrośnie. Zapachy Kringle są bardziej złożone niż Yankee, woń często jest wielowymiarowa i bardziej intensywna. Marka charakteryzuje się tym, że wiele ich wosków ma nuty męskie.

  • Secrets: Mój ulubiony zapach, chyba najulubieńszy ever (a przynajmniej z tych, które wąchałam i miałam). Pewnie znacie zapach sklepu Stradivarius... czasami wchodziłam tam, żeby tylko go poczuć. A ten wosk jest do niego bardzo podobny! Jest to zapach męski, bardzo tajemniczy i intrygujący (wcale nie dziwię się nazwie Secrets), ale absolutnie nie jest płaski. W dodatku moc ma niesamowitą i można go wręcz nazwać killerem. Wystarczy mu jakieś 10min., by woń rozprzestrzeniła się po całym 21m pokoju. Woski KC są porcjowane na 5 części, a tym, że Secrets jest na tyle mocny, że można go palić po 3 razy. Świeca już zamówiona, już do mnie leci ♥ Jak znajdę perfumy męskie o podobnej nucie, to na pewno kupię je Wojtkowi!

  • Cosy Cabin: Zapach starej, drewnianej chatki. Dosłownie. Zakładam, że mało kto z Was był w opuszczonej chatce na Śnieżniku, ale ja byłam i mogę powiedzieć, że zapach jest naprawdę dobrze oddany. Jest to zapach drewna z dymem ze starego pieca, z delikatnie męską nutą (jakże by inaczej). Bardzo klimatyczny, nieduszący, chociaż wyczuwalny dość szybko po rozpaleniu. Fajny na zimowe wieczory, zwłaszcza dla osób, które nie mają kominka w domu, a chciałyby poczuć zapach palonego drewna :) 

  • Hot Chocolate: W moim wypadku nie jest to wosk, a mała świeczka (była w pudełku Chillbox), którą jednak paliłam w kominku. Paliłam tylko raz, ponieważ zapach mi nie odpowiada. Wiem, że jest grono osób, które uważają, że to piękna woń gorącej, słodkiej, mlecznej czekolady. Nie dla mnie. Owszem, jest to zapach czekoladowy... ale z nutą skarpety. Nie umiem tego inaczej opisać, po prostu jest słodkim smrodkiem. Wiem też, że nie jestem jedyną osobą, której ten zapach nie przypadł do gustu. Oczywiście moc bardzo dobra, co w tym wypadku niekoniecznie należy do zalet ;)

Notka nie powstała przy współpracy z żadnym sklepem. Korzystając z okazji chcę Wam polecić sklep stacjonarny ze świecami Yankee, Village, Kringle Candle i Goose Creek, który bardzo często odwiedzam. Jeżeli jesteście z Wrocławia lub czasami tutaj przyjeżdżacie, to musicie koniecznie odwiedzić Pachnący Domek przy ul. Ruskiej 41.

4 grudnia 2015

Yankee Candle: Soft Blanket, Honey Glow, Snow in love, Salted Caramel - mini-recenzje zapachów.


Stwierdziłam, że skoro palę woski i świece od jakiegoś czasu, to warto je Wam pokazywać. Zaczęło się niewinnie od 3 wosków, które kupiłam jakoś w kwietniu, teraz mam ich więcej, ale mój zbiór póki co nie przeraża ;) Dzisiaj zaczniemy od 4 zapachów, które miałam napoczęte, kiedy robiłam im zdjęcia. Jeśli seria Wam się spodoba, to będą kolejne notki z innym zapachami :)

  • Soft Blanket: Hit, jeśli chodzi o zapachy Yankee Candle. Ja się długo przed nim wzbraniałam, ponieważ nie uważam, że jest to "mój" zapach, jednak postanowiłam go wypróbować. Dużo się nie myliłam, ponieważ nie jestem fanką pudrowych zapachów. Natomiast doskonale rozumiem, że może się podobać. Jeśli chodzi o moc, to uważam, że wosk nie jest ani zbyt drażniący, ani zbyt delikatny. Jest wyczuwalny, ale nie jest przetłaczający, za co należy mu się plus. Wyczuwam w nim dużo wanilii i rzeczywiście jest to taki kocykowy zapach. Mogłabym powiedzieć, że czuję świeży kocyk, pachnący pudrową wanilią. Misiek na naklejce może sugerować dziecięcą delikatność i chyba coś w tym jest.

  • Honey Glow: Wosk urzekł mnie przede wszystkim swoją 'etykietką' z drzewem. Obrazek jest bardzo klimatyczny i sprawia, że trzeba kupić sobie wosk albo świecę ;) Kupowałam go z wielką nadzieją, że będę czuć więcej niż na sucho ze świecy (bo akurat mało co czułam). Zapach jest naprawdę przyjemny. Znajdziemy w nim nutę wody kolońskiej i miodu. Podczas palenia czuć przede wszystkim tę wodę kolońską, która jest męska, ale nie dusząca. Zapach jest bardzo intrygujący, lekko słodki, trochę bursztynowy. Niestety nie jest najmocniejszy. Ja zużyłam wosk na 3 razy, ponieważ chciałam, żeby zapach był mocno wyczuwalny w moim pokoju (21m). Warto go powąchać, zwłaszcza gdy lubicie męskie nuty, ale w delikatniejszym wydaniu.

  • Snow In Love: Zapach, który był wybierany przez nos Wojtka, kiedy ja swojego węchu akurat nie posiadałam ;) Na początku zupełnie mi się nie podobał, bo byłam źle nastawiona do paczuli. Na szczęście po jakimś czasie zdążyłam ten zapach pokochać i myślę, że kiedyś skuszę się na świecę. Jest to niezwykle ciepły zapach. Trochę żywiczny, orientalny, ale przede wszystkim słodki i otulający. Czuć w nim dużo paczuli, ale takiej ładnej, hipnotyzującej. Uwielbiam ten zapach, ale bardzo ciężko go opisać. Musicie powąchać i sami ocenić, chociaż wydaje mi się, że wąchając go na sucho w sklepie nie poczujecie w nim tej magii. Radziłabym wypróbować wosk :)

  • Salted Caramel: Słony karmel to zapach nie przez wszystkich lubiany. Podobno można wyczuć w nim nuty rosołu/kostki rosołowej i rzeczywiście, jeśli się wwąchamy, to na sucho można mieć takie wrażenie. Na szczęście ta niepożądana nuta niknie w trakcie palenia. Wosk jest bardzo, ale to bardzo wydajny, ponieważ już niewielka jego ilość zabija nas słodyczą. Ja czuję samo gęste, ciągnące się, zabójczo kaloryczne i niezwykle słodkie toffi. Mniam! Lubię ten zapach, bo czasami fajnie zapalić sobie takiego ulepka. Świecy bym nie kupiła, bo chyba ta słodycz by mnie zabiła. Zapach dla słodyczo-holików ;)

Notka nie powstała przy współpracy z żadnym sklepem. Korzystając z okazji chcę Wam polecić sklep stacjonarny ze świecami Yankee, Village, Kringle Candle i Goose Creek - jeżeli jesteście z Wrocławia lub czasami tutaj przyjeżdżacie, to musicie koniecznie odwiedzić Pachnący Domek przy ul. Ruskiej 41. Byłam wiele razy, wiele razy jeszcze tam zajrzę i Wam też polecam!

2 grudnia 2015

NOWOŚCI KOSMETYCZNE I NIE TYLKO :)


Wydaje mi się, że dawno nie pokazywałam na blogu żadnych zakupów ani nowości. Pora to zmienić, a uzbierało mi się tego naprawdę dużo. Bez zbędnego gadania, przejdźmy do rzeczy:


Od Evree dostałam (jak wiele innych dziewczyn) zestaw kosmetyków Instant Help w fajnej, metalowej puszce. W skład zestawu wchodzą: balsam do ciała i krem do rąk. Oba mają zapach mango, ale nie wiem, czy ładny, bo jeszcze ich nie otwierałam. Myślę, że zacznę ich używać po Nowym Roku :)


Polski zespół Nanshy podarował mi pędzelki do oczu, a w zasadzie cały zestaw. Mam już dwa pędzle do twarzy i gąbeczkę, i te rzeczy sprawdzają się u mnie bardzo dobrze. Mam nadzieję, że pędzelki do oczu będą równie dobre i będę mogła je Wam polecić :)


Korzystając z promocji na stronie BeautyBlender.pl, kupiłam sobie pierwsze jajeczko. Promocja polegała na tym, że przy zakupie jednego produktu, otrzymuje się mini wersję BB do korektora. Kupiłam jedno jajeczko na próbę, ale gdy w koszyku znalazło się więcej produktów, otrzymywało się więcej mini-jajeczek ;)


Najnowsze zakupy świecowe z Pachnącego Domku, czyli stacjonarnego ze świecami we Wrocławiu. Jakiś czas temu kupiłam dwie świece - YC Midnight Jasmine (zapach typowo kwiatowy) oraz VC Harvest Moon (cytrusowy, męski zapach). Wczoraj w moim zbiorze pojawiła się nowa świeca - prezent od Wojtka na Mikołajki, a mianowicie VC Egyptian Sandalwood (piękny, głęboki orientalny zapach).


Zostałam też posiadaczką nowych perfum. Pierwsze z nich to Givenchy Ange ou Demon, natomiast drugie to Nicole nr 157 (odpowiednik Ange ou Demon Le Secret) :) Oba pachną bardzo ładnie.


Niedawno od Skin79 dostałam do przetestowania krem BB Hot pink (zostałam wybrana do testowania na FB). Mam już w swoim posiadaniu wersję Vip Gold, której recenzję niedługo napiszę. Mogę Wam wstępnie zdradzić, że będzie pochlebna, bo kremik jest super! Dodatkiem do paczuszki była próbka kremu BB Snail, jego też chętnie spróbuję.


Podobnie, jak w powyższym przypadku, do testowania kosmetyków Norel zostałam wybrana na FB, z czego bardzo się cieszę, bo to zawsze taka trochę nagroda za wieloletnie starania :) Nie wiem, ile można było wybrać sobie rzeczy, ja wybrałam dwie i dwie dostałam od firmy. Wybrałam tonik żelowy z kwasem migdałowym (już go używam od 3 dni) oraz mleczko łagodzące (też go już używałam). Marka dodatkowo podarowała mi serum z witaminą C (na pewno mi się przyda na moje zaczerwienienia) oraz krem witaminowy (też z przyjemnością zużyję :)).


Zrobiłam też ostatnio zakupy w sklepie internetowym Hean, ponieważ znalazłam kod na -15%, a od dawna czaiłam się na te cienie. Rabat obowiązywał nawet przy promocjach i wyprzedażach, co dodatkowo mnie ucieszyło. Zamówiłam sobie: paletkę z 5 wybranymi cieniami + 1 pojedynczy cień, tusz do rzęs, paletkę 4 cieni Hot chocolate (kosztowała mnie ok. 7,50zł, więc żal było nie wziąć) i dostałam trio cieni jako gratis. Dorzuciłam do koszyka jeszcze tonik aloesowy za 1zł, ale nie ma go na zdjęciu.


Ostatnie rzeczy, które Wam pokażę to upominki ze zlotu blogerek, na którym niedawno byłam. Zlot odbył się w lokalu Wytwórnia we Wrocławiu, a organizatorkami były Justyna i Daria :) Na zlocie pojawiły się przedstawicielki marki Arkana, które przedstawiły nam produkty i podarowały dwa kremy do twarzy (jeden z kwasem traneksamowym, a drugi nawilżający) oraz mały kremik o naturalnym składzie, który nadaje się do nawilżania przesuszonych miejsc.

Dostałyśmy też kilka rzeczy od Catrice oraz jeden kosmetyk od Lavery (każda z nas dostała coś innego). Z Catrice otrzymałyśmy: lakier do paznokci, kredkę do oczu oraz pomadkę (moja w kolorze 290 Sweet Coraline). Z Lavery trafił mi się pojedynczy cień do powiek, o ładnym beżowo-stalowym kolorze, dość dziennym.

Ufff, i to wszystko! Dużo się tego nazbierało, co? :) Przepraszam za jakość zdjęć, częściowo są mocno ziarniste, ale za oknem jest taka szaruga, że aparat nie wyrabia :(

30 listopada 2015

Inspired by: Rafał Maślak || ZAWARTOŚĆ BOXA


Niedawno ruszyła druga edycja pudełek Inspired by. Pierwszą byłam szczerze zachwycona i mam z niej dwa boxy: Kasi Tusk i Charlize Mystery, oba opisane na blogu. Byłam bardzo ciekawa, czy druga edycja okaże się równie udana, zatem cierpliwie czekałam na pierwsze zdjęcia zawartości pudełek. Warto wspomnieć, że częściowo zmienili się też autorzy pudełek, aktualnych możecie zobaczyć tutaj.

Pewnie jesteście ciekawi, jak zareagowałam na ujawnione już zawartości pudełek drugiej edycji. Niestety, nic mnie nie porwało, jeśli chodzi o damskie wersje. Nie uważam, żeby boxy były złe (na pewno istnieją osoby, którym zawartość bardzo odpowiada), ale raczej nie zawierają żadnego produktu wow, dla którego chciałabym zamawiać dane pudełko. 

Natomiast bardzo podobała mi się wersja męska. I pal licho te kosmetyki, które częściowo są np. ogólnodostępne, a częściowo są powtórką sprzed kilku miesięcy. Przede wszystkim spodobała mi się mucha, tak tak... mucha z pudełka Rafała Maślaka. Przypadła też do gustu mojemu Wojtkowi, zatem nie pozostało mi nic innego, jak sprezentować mu to pudełko. Z pomocą przyszła marka Inspired by (czyli skład ShinyBox, z którym pracuję już 3,5 roku :)), i w ten oto sposób pudełko do mnie trafiło. Ale gdybym go nie dostała, to i tak bym się na nie zdecydowała w okresie wyprzedażowym/promocyjnym ze względu na muchę, która na stronie producenta kosztuje niemało, bo 72zł.



Na powyższych zdjęciach widzicie zawartość pudełka oraz muchę na moim Wojtku
(ostatnio byliśmy na "Dziadach" w Teatrze Polskim). W pudełku znalazły się takie produkty jak:
  • Mucha marki Bowstyle: obojgu nam bardzo się podoba. Wzór jest niebanalny i będzie doskonałym, ciekawym uzupełnieniem wyjściowego stroju. Myślę, że najfajniej będzie wyglądała z jednolitą koszulą, której kolor będzie zbliżony do któregoś występującego na kracie muchy :) Jest to produkt polski, w 100% bawełniany i naprawdę solidnie uszyty. Mucha, którą otrzymujemy jest już zawiązana, zatem nie trzeba jej wiązać samemu. / 72zł/sztuka
  • Żel pod prysznic i żel po goleniu Bond: dwa niskopółkowe kosmetyki. O ile żel pod prysznic jest duży (500ml) i całkiem użyteczny (szczególnie dla panów, którzy chyba sporo na siebie takich rzeczy wylewają), tak żel po goleniu (150ml) mógłby być zastąpiony czymś innym (zwłaszcza, że jest drugi podobny produkt w pudełku), np. próbką markowych perfum. / ok. 8zł/sztuka
  • Szampon do włosów Head&Shoulders: wersja 2w1 Apple Fresh. Moim zdaniem podstawowy produkt, codziennego użytku. Dobrze, że jest w pudełku, ponieważ każdy mężczyzna zużyje taki produkt. Szampon bardzo fajnie pachnie jabłkiem. / ok. 16zł/360ml
  • Rexona, men Invisible: produkt, z którego również skorzysta każdy mężczyzna. Zapach całkiem w porządku, długo czuć go na skórze, ale to norma przy męskich antyperspirantach :) / ok. 11zł/150ml
  • Balsam do rąk Pat&Rub men: całkiem ciekawy produkt, ale nie jestem pewna, czy przeciętny facet będzie po niego w ogóle sięgał. Moim zdaniem kosmetyk ten jest raczej dla mężczyzn, którzy nie wstydzą się dbania o dłonie i rzeczywiście używają kremów. Myślę, że Wojtek użyje go może kilka razy. / 43zł/100ml
  • Balsam ochronny/krem po goleniu Organique: był chyba w jakimś męskim boxie jakiś czas temu, ale mimo wszystko uważam, że fajnie go tu znaleźć. Kosmetyk nie należy do najtańszych, ma dobry skład i raczej będzie używany przez panów, którzy mają podrażnienia lub od czasu do czasu się czymś posmarują. Jak Wojtek go nie będzie używał, to pewnie mu go zabiorę :P / 51,90zł/150ml
  • Signal, White Now Men, Deep cool: męska pasta do zębów?! Tego jeszcze nie widziałam. Ni ziębi, ni grzeje - po prostu jest, a jako że jest to artykuł codziennego użytku, toteż na pewno zostanie zużyty. Wojtek już używał i powiedział, że niczym nie różni się od zwykłych past. / ok. 11,90zł/75ml

Osobiście uważam, że pudełko jest warte swojej ceny (99zł), a jak będą promocje i wyprzedaże to tym bardziej! Zwłaszcza, jeżeli Wasz mężczyzna lubi ciekawe dodatki, właśnie takie jak muchy (Inspired by dorzuca losowo muszkę w jednym z trzech wzorów, poza tą w kratę są jeszcze kropkowane), to myślę, że jak najbardziej będzie zadowolony z takiego podarunku. Ciężko jest wybrać coś dla mężczyzn z kosmetyków, zatem uważam,że taki podstawowy zestaw pielęgnacyjny, jaki zapewnia Inspired by, powinien być ok :) Możecie je kupić tutaj. Jakie macie zdanie na temat tego pudełka? :)

29 listopada 2015

ShinyBox - listopad 2015 || MISS AUTUMN


Jak co miesiąc, przyszła pora na pokazanie Wam, co kryje w sobie najnowszy ShinyBox. Listopadowe pudełko nosi nazwę Miss Autumn, chociaż biorąc pod uwagę termin wysyłki (okolice 20 listopada), jest nam już bliżej do zimy, a jesień powoli się kończy. W pudełku znalazły się 3 pełnowymiarowe kosmetyki, pozostałe 4 to miniaturki.


Zacznijmy od lewej. Pierwsza rzecz to krem do stóp marki Delia. Nie podoba mi się jego obecność w pudełku, ponieważ jest zwykłym kosmetykiem niskopółkowym. W dodatku skład wskazuje na działanie antyperspiracyjne, które kojarzy mi się raczej z porą letnią. Już trafił do mamy. Kolejny produkt to krem rozjaśniająco-wygładzający z kwasem migdałowym od Norela. Jeśli chodzi o Norela, to się cieszę, bo mam kilka produktów tej marki. Właśnie ostatnio dostałam możliwość przetestowania kilku kolejnych, a w tym toniku z kwasem migdałowym z tej serii :) Szkoda, że to tylko miniaturka, ale na pewno starczy na kilkanaście użyć. Dwa kolejne kosmetyki to produkty Enklare. Pierwszy z nich to premierowe serum regenerujące do twarzy. Ma siedzieć w lodówce, więc już w niej od kilku dni siedzi. Użyłam go do tej pory 2 razy. Serum jest przyjemne, dzięki temu, że jest chłodne. Poza tym jest dość miętowe, pobudza i odświeża. Niestety wszyscy mają problem z pompką, bo działa bardzo niestabilnie - raz się zacina, raz wypluwa za dużo. Druga rzecz to naturalne mydło. Wygląda pięknie, jednak jest bezzapachowe. Powędrowało do mamy, bo do niej trafiają wszystkie mydła, które dostaję.

Trzy następne rzeczy to miniaturki kosmetyków AA z serii z orchideą: serum do rąk, balsamu do ciała i żelu do mycia ciała. Średnio mi się to podoba, prawdę mówiąc. Niby dużo tego wszystkiego, a jednak są to kosmetyki dość marnej jakości. Wolałabym jakąś próbkę perfum, maskę do włosów czy chociażby eyeliner.


Pudełko jest już wyprzedane, bo wiele osób jest nim zachwyconych. Ja ogólnie uważam, że jest całkiem w porządku ze względu na dwa produkty do twarzy, natomiast reszta wyposażenia jest 'taka sobie'. Mam nadzieję, że grudniowy ShinyBox zaskoczy, bo już wiadomo czym będzie jeden z produktów i zapowiada się obiecująco (olej do ciała Mokosh o świątecznym zapachu) :) Listopadowego pudełka już nie kupicie, ale możecie skusić się na grudniowe TUTAJ.

26 listopada 2015

Fitomed: kremy nr 11 i 12 || opinia mojej mamy i mojego chłopaka


Kremy Fitomed długo czekały na recenzję. Początkowo jeden miał być mój, a drugi Wojtka, ale jako że "ten mój" świetnie wpasował się w potrzeby skóry mojej mamy, postanowiłam go jej odstąpić. I w ten sposób do mojej mamy trafił krem nr 11, natomiast kremik nr 12 zadomowił się u Wojtka. Oczywiście, jak to chłopu trzeba było powiedziać "Masz tu, bierz i używaj!". :)

Już kiedyś miałam do czynienia z kremem Fitomed do cery naczynkowej, jednak znacząco różnił się od tych. Był bardzo tłusty, miał zbitą konsystencję i długo się wchłaniał, natomiast nowe kremy 11 i 12 należą do kremów lekkich. Jeżeli jesteśmy na tym etapie, to może od razu przejdę do opinii moich najbliższych i dorzucę 2 grosze od siebie, bo oczywiście też musiałam te kosmetyki pomacać.



FITOMED, KREM NA 11:
Kilka słów ode mnie: Krem na bardzo lekką konsystencję i brązowawy odcień. Nie pachnie mocno, jednak zapach jest dość ziemisty i średnio mi się podoba. Po nałożeniu na skórę jest delikatnie lepki, co odczuwam jako niezbyt komfortowe.
Opinia mojej mamy: Mama uważa, że krem jest przyjemny w użytkowaniu. Szybko się wchłania i sprawia, że skóra jest miękka w dotyku. Krem nadaje się pod makijaż. Mama nie zauważyła żadnej poprawy jeśli chodzi o rozszerzone pory. Jest natomiast zadowolona, że krem w żaden sposób nie podrażnia, a jest posiadaczką wrażliwej, alergicznej skóry.


FITOMED, KREM NA 12:
Kilka słów ode mnie: Krem jest leciutki, bardzo szybko się wchłania, a skóra po nim jest super delikatna i miękka. Podoba mi się też jego zapach. Jest taki świeży, ale delikatny. Jak najbardziej na plus! Moim zdaniem nadaje się dla skór tłustych, bo nie zostawia żadnej lepkiej, nieprzyjemnej powłoki. Nie przesusza i nie przyczynia się do  podwyższonej produkcji sebum.
Opinia mojego mężczyzny: Wojtek ma bardzo podobne zdanie: uważa, że krem ma ładny zapach, szybko się wchłania i zapewnia uczucie świeżości. Nie należy do kremów ciężkich (pewnie by takich nie używał ;)). Po nałożeniu można mieć wrażenie, że delikatnie chłodzi. Poza tym Wojtek mnie zaskoczył, bo naprawdę używa tego kremu i go polubił (przede wszystkim za tę lekkość).



Myślę, że po przeczytaniu opinii kilku osób sami możecie dojść do wniosku, czy te kremy są godne uwagi, czy nie. Oczywiście każda skóra ma inne potrzeby i potrzebuje czego innego, zatem nie każdy będzie zadowolony z powyższych kremów. Na szczęście to nie jedyne warianty w ofercie Fitomed. Z innymi możecie zapoznać na ich stronie internetowej. Warto też wspomnieć, że powyższe kremy są kosmetykami naturalnymi, które mają krótki termin przydatności (3 miesiące od otwarcia).

Cena: 25zł/szt.      Pojemność: 50 ml      Dostępność: apteki, sklepy zielarskie, internet

20 listopada 2015

Polskie Świece: moja opinia dotycząca zapachów Lemon Cake, Mint Cream i Almond Cookie


Na moim blogu nigdy nie pojawiła się żadna recenzja świec. Co się dziwić, skoro przez długi czas blog był nieregularnie prowadzony, a ja świruję na temat świec i wosków dopiero od niedawna? :) Od kilku miesięcy jestem zakochana w woskach Yankee Candle, mam też w swoim posiadaniu świece. Jednak niedawno, zupełnie przez przypadek, trafiłam na polską fabrykę świec zapachowych, i ze względu na konkurencyjne ceny bardzo się nimi zainteresowałam.

Stwierdziłam, że kupię sobie kilka małych świec (kosztują 6,50zł/sztuka). Widziałam, że firma współpracuje z blogerami, więc po prostu napisałam maila z pytaniem, czy nie oferują jakichś zniżek na zakupy. Dostałam odpowiedź, że chętnie wyślą mi świece, które chcę. Tak się też stało i jakiś czas temu otrzymałam wielką pakę, a w niej nie tylko moje zamówienie, ale także mnóstwo bonusów. 


Sama wybrałam sobie: Cocoa Butter, Almond Cookie, Mint Cream i Strawberry&Rhubarb. Resztę dostałam jako bonus :) Pierwszą świecą, jaką zapaliłam była Lemon Cake. Jednocześnie był to dobry i zły wybór, ponieważ jest to najlepsza świeca z tej firmy, którą do tej pory paliłam. Reszta już nie jest tak dobra. Ale przejdźmy do dzisiejszej recenzji trzech zapachów. Pozostałe trzy przedstawię innym razem ;)


  • LEMON CAKE: Jest to bardzo dobra świeca. Ma intensywny zapach, który bardzo przypomina ciasto cytrynowe. W moim pokoju, który ma 21m2 czuć ją bardzo dobrze, zapach jest na tyle mocny, że przy otwartych drzwiach czuć go nawet w połowie przedpokoju. Świeca jak najbardziej udana, godna polecenia. Zapach jest moim zdaniem bardzo realistyczny i kiedy świeca byłaby palona w kuchni, mogłoby to sugerować, że właśnie pieczemy pyszne ciasto cytrynowe.
  • MINT CREAM: Niestety wielkie rozczarowanie. Wydawało mi się, że zapach mięty powinien być intensywny, dlatego też zdecydowałam się na wybór tej świecy. Nie czuć nic, w ogóle, zero. Nawet jak się niemalże wsadza nos pod płomień. Dostałam też wosk, który dałam Wojtkowi, który posiada kominek ode mnie. U niego też nic nie było czuć. Jakby zupełnie nic się nie paliło. Nie mogę polecić tego zapachu.
  • ALMOND COOKIE: Wąchając ją bez palenia czuć mocny zapach olejku migdałowego. Myślałam zatem, że podobny efekt otrzymam, kiedy podpalę knot. Niestety. To co poczułam, przeszło moje najśmielsze oczekiwania. Po kilku minutach od zapalenia świecy zaczęłam się zastanawiać, co tak śmierdzi grzanym piwem?! U mnie w domu czasami się takie robi, więc myślałam, że któryś z domowników przygotował sobie taki napój. Nie, nikt go nie robił. Taki zapach wydzielała podpalona świeca Almond Cookie. No niestety, dla mnie to nie migdałowe ciasteczko, a piwny grzaniec. Przy okazji - nie najpiękniejszy.

Dajcie znać, co myślicie o tych świecach, jeśli je miałyście. Ja niestety nie jestem do końca zadowolona. Trudno wyczuć, która świeca będzie dobra, a która nie. Lemon Cake polecam, jeśli lubicie takie zapachy, pozostałych dwóch - nie. Świece można kupić na stronie Hurtowni Świec. Dostępne są różne warianty i rozmiary.