Przedstawię Wam produkt, który był dla mnie sporym zaskoczeniem. Zaskoczyło mnie już samo opakowanie, które okazało się duże i dość ciężkie. A zawartość przeszła moje najśmielsze oczekiwania. Odkryłam wieczko i przez moment nie wiedziałam, co widzę. Potem sobie to uświadomiłam :) Jak widzicie na zdjęciach, w peelingu zatopione są owoce borówki.
Oczywiście, zanim wsadziłam do niego swoje łapska, musiałam go porządnie ofocić, żebyście mogli zobaczyć jak to wszystko wyglądało w stanie nienaruszonym. Peeling nie ma powalającego zapachu, pachnie dość kosmetycznie i może trochę leśno-drzewnie, nie jest to owocowy zapach. Jest to peeling solny, więc polecałabym go dla osób, których skóra nie jest wymagająca i nie jest skłonna do podrażnień. Jeżeli macie ranki i podrażnienia, to najlepiej odpuścić sobie taki produkt, bo może Was szczypać.
Kosmetyk jest gęsty i ma bardzo dużo drobinek. Główną substancją ścierającą jest oczywiście sól, ale dodatkowo w składzie znajdują się także pestki malin, które nieco wzbogacają formułę. Produkt naprawdę mocno złuszcza martwy naskórek, więc z pewnością przypadnie do gustu miłośnikom porządnych zdzieraków. Drobinki są ostre i bardzo mocno wygładzają skórę. Konsystencja kosmetyku jest taka jakby żelowa, a to wszystko sprawka gliceryny, która znajduje się już na drugim miejscu w składzie, więc jest jej sporo. Na trzecim miejscu w składzie mamy masło shea, ale przyznam, że nie wyczułam za bardzo jego obecności.
Peeling bardzo dobrze oczyszcza skórę, znakomicie wygładza, ale nie ma właściwości nawilżających. Przez zawarte w kosmetyku substancje delikatnie myjące, wszystko zostaje zmyte. Skóra nie jest pokryta żadnymi nawilżającymi substancjami - gliceryna i masło shea nie oblepiają skóry i niestety wszystko spływa wraz z wodą do odpływu. Troszkę szkoda. Natomiast jest to peeling idealny dla osób, które nie lubią nawilżać skóry lub wręcz nie znoszą uczucia tłustawej, naolejowanej skóry. Zwłaszcza, jeśli miały ochotę na coś naturalnego, a zawarte w naturalnych zdzierakach oleje, je zniechęcały ;)
Bardzo polubiłam się z tym kosmetykiem. Może nie pachnie najpiękniej, ale skóra po jego zastosowaniu jest super gładka. Po mało którym peelingu odczuwam aż takie wygładzenie. Troszkę szkoda, że nie nawilża skóry substancjami zawartymi w składzie, ale dzięki temu może być chętnie stosowany przez osoby, które za nawilżeniem nie przepadają. Na pewno starczy na dłuższy czas, ponieważ w opakowaniu jest go aż 370 ml, a do masażu całego ciała nie potrzeba go dużo.
Ja mogę go serdecznie polecić. Od jakiegoś czasu używam peelingów naturalnych i lubię większość z nich, jednak nie zawsze mam ochotę na ciało pokryte olejkiem lub masłem - wtedy sięgam po ten kosmetyk. Plusem jest też to, że drobinki ścierające są naturalne i nie mają szkodliwego wpływu na środowisko. Jeżeli chodzi o te owoce, to oczywiście trzeba je dobrze rozgnieść przy peelingowaniu, żeby mogły swobodnie wpaść do odpływu. Nie mają większej funkcji niż ta dekoracyjna :)
Skład: Sodium Chloride (sól), Glycerin (gliceryna), Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Cetearyl Alcohol, Fragaria Vesca Seed (pestki malin), Cocamidopropyl Betaine (substancja myjąca), Vaccinium Uliginosum Berry (owoce borówki bagiennej), Juniperus Communis Fruit Extract (ekstrakt z jałowca), Parfum, Benzyl Salicylate, Coumarin, Mica, CI 77891, CI 42090, CI 19140.
Cena: ok. 31zł Pojemność: 370 ml Dostępność: np. Prawo-Natury