3 lutego 2016

Yankee Candle: Season of Peace, Gingerbread Maple, Candy Cane Lane, Black Coconut - mini-recenzje zapachów.


Przychodzę dziś z woskami, a właściwie wrażeniem na temat czterech kolejnych zapachów. Tym razem wydawać by się mogło, że są całkiem zimowe, może nawet świąteczne. No właśnie niekoniecznie, więc jeżeli jeszcze ich nie mieliście, a chcecie się dowiedzieć, jak pachną, to zapraszam do mini-recenzji:

  • Yankee Candle, Season of Peace - zapach z gatunku - jak ja to nazywam - praniowych, czyli świeży, trochę powietrzny, trochę jak proszek do prania. Powinien przypaść do gustu fanom Fluffy Towels, Clean Cotton czy Soft Blanket. Dla mnie to ta sama rodzina zapachów - z jednej strony świeża i czysta, ale z drugiej trochę przytłaczająca i dusząca (przynajmniej moim zdaniem). Akurat Season of Peace mi się podoba i jest z tej gromadki najfajniejszy, pewnie za sprawą rześkiej nuty mięty pieprzowej i delikatnej słodyczy paczuli. Fanom bawełnianych zapachów na pewno się spodoba.

  • Yanke Candle, Gingerbread Maple - zapach piernika z cytrusową nutą. Zdaję sobie sprawę, że ma spore grono przeciwników, ale mnie się naprawdę bardzo podobał. Nie był ani za słodki, ani za kwaśny. Nie przytłaczał i nie dusił. Było w nim sporo typowego piernika i jakby cytrynowa nuta imbiru, która nadawała zapachowi nieco rześkości. W nutach zapachowych ma być jeszcze krem klonowy, ale ja go nie wyczuwałam. Całość bardzo przypadła mi do gustu. Fajny na okres świąteczny, ale nie tylko - mi nie kojarzył się ze Świętami, bo u mnie nie piecze się piernika ;)

  • Yankee Candle, Candy Cane Lane - bardzo ciekawa propozycja, i wbrew świątecznej etykietce i czerwonemu kolorowi wosku, nie jest to zapach kojarzący się ze Świętami. Jak dla mnie to... miętowe tic-taki, serio. Zapach jest słodko-miętowy, z delikatną nutą ciasteczek. Całkiem ładny, ma spore grono zwolenników, jednak mnie nie porwał tak, żebym miała ochotę często po niego sięgać. To chyba kwestia tej naklejki i koloru wosku, które kłócą się z tym, co czuje mój nos ;)

  • Yankee Candle, Black Coconut - to zapach dość mocny, powiedziałabym nawet, że wieczorowy. Wyczuwam w nim kokosowego drinka z palemką, pitego po zachodzie słońca, kiedy na zewnątrz jest jeszcze parno i duszno. Dużo osób określa go mianem męskiego, ale ja raczej bym go tak nie zaklasyfikowała. Jest to zapach trochę perfumowy, i może nawet ma w sobie kapeczkę faceta, jednak jest ona na tyle subtelna, że w moim odczuciu zupełnie nie dominuje. Mam wrażenie, że ten zapach spodobałby się osobom, które lubią kokosowe ulepki (takie jak np. woda kokosowa z Yves Rocher).


Znacie te zapachy? Lubicie? Macie podobne odczucia co ja, czy zupełnie inne? :)
Wrocławian informuję, że woski i świece marek takich jak Yankee, Village czy Kringle
możecie dostać w sklepie Pachnący Domek przy ulicy Ruskiej 41 :) Sama zawsze tam kupuję i polecam :)

7 komentarzy:

Kobiecy Żywioł pisze...

Uwielbiam zapach Season Of Peace <3

Edyta170 pisze...

A Ja nadal sto lat za murzynami z tymi woskami :P

Anonimowy pisze...

Uwielbiam Black Coconut i mam podobne odczucia do Ciebie :) Co do tego czy jest męski- może jest w tym ziarnko prawdy, bo uwielbia go mój facet :)

Unknown pisze...

Nie miałam jeszcze tych zapachów, uwielbiam za to Soft Blanket :)

Anna | Kosmetykoholizm pisze...

Black Coconut mi się nie podobał w paleniu. Może inaczej - na sucho łądny, w paleniu też ujdzie, ale ja nie lubię tego typu zapachów w mieszkaniu.
Gingerbreag Maple odrzucił mnie na sucho w wosku.
Candy Cane Lane - nie znam :(
Season of Peace - mam w świecy lecz jeszcze nie palony. Na sucho to dla mnie mieszanka Egyptian Musk i mięty

Drzemiące Piękno pisze...

Nie znam żadnego z tych zapachów ale tarty z YC bardzo lubię. :)

Unknown pisze...

jedynie ten pierwszy zapach - "praniowy", nie przypadłby mi raczej do gustu. zapachy korzenne kocham, a ostatnio do kokosa i mięty mam ogromną słabość.:)