27 grudnia 2014

Wielki haul prezentowo-zakupowy, część 1 - kosmetyki

Postanowiłam, że pokażę Wam, co dostałam i kupiłam w ciągu ostatnich dwóch miesięcy. Od początku listopada pracuję, więc trochę zarobiłam, ale przy okazji też trochę wydałam ;) W tym poście pokażę same kosmetyki i przybory, natomiast w następnej notce chcę pokazać ubrania i dodatki (drugi post będzie na pewno krótszy).


Na pierwszy ogień idą produkty z drogerii DM. Ostatnio spotkałam się z Moniką, która prowadzi swój kanał na YouTube - KLIK. Monika mieszka w Niemczech i przyjechała do Polski na Święta. Postanowiłyśmy się spotkać i przed podróżą Monika zapytała, czy nie chcę czegoś z DM. Ostatni raz robiłam tam zakupy w lutym, więc niemieckie kosmetyki wykorzystałam do cna. Zrobiłam Monice listę z kilkoma rzeczami: Alverde, żel pod prysznic Kardamon i Wanilia / Balea, żel pod prysznic White Passion / Balea, żel pod prysznic Purple Kisses / Balea, żel pod prysznic Black Secret / Balea, żel pod prysznic Wanilia i Kokos (ten żel dostałam od Moniki w prezencie i pachnie bosko!) / Babylove, szampon do włosów dla dzieci / Balea Professional, odżywka do włosów Oil Repair / Alverde, masło do ciała Vintage Rose.


Najśmieszniejsze jest to, że ostatnio doszłam do stanu jednego, tak, JEDNEGO żelu w zapasach. Jak widać, stan ten nie potrwał długo, ponieważ Monika przywiozła mi ich sporo, a ja sama kupiłam sobie jeszcze dwa duże, 500ml opakowania Original Source w Rossmannie. Skusiła mnie promocja - 8,99zł za sztukę, a to jednak duże opakowania. Wybrałam wersję kokosową (niestety pachnie bardzo sztucznie, nie jest to najprzyjemniejsza woń) i wanilia-malina (ten zapach lubię bardzo, jest słodki i apetyczny). Żele kosztują bez promocji 11,99zł, więc cena i tak nie zabija.



Miałam też wielką ochotę na maski algowe Bielenda. Pierwszy raz użyłam ich na pracowni w szkole kosmetycznej i bardzo przyjemnie mi się z nich korzystało. Postanowiłam kupić sobie swoje własne do domu - wybrałam dwie wersje: z rutyną i witaminą C (czyli maska chłodząca, idealna do skóry naczynkowej) oraz z kwasem hialuronowym (maska nawilżająca, do każdego typu cery). Jedna maska kosztuje ok. 38zł/190g, jednak takiej maski nie używamy dużo i też nie nakładamy jej codziennie. Sprzedawca miał w ofercie także mini zestaw do rozrabiania alg za 7,99zł, więc dorzuciłam go do zamówienia, ponieważ szpatułką o wiele wygodniej nakładać ten kosmetyk na twarz. Dorzuciłam do tego kilka 'pierdół' - np. gumki ala InvisiBobble czy blok polerski do paznokci. Wszystko kupiłam na Allegro u tego sprzedawcy - KLIK.


Korzystając z licznych promocji na stronie SkarbySyberii, kupiłam sobie kilka rzeczy. Na zdjęciu widzicie Love2Mix Organic, żel do mycia ciała i włosów 2w1 / Natura Siberica, neutralny szampon do wrażliwej skóry głowy / Receptury Babuszki Agafii, krem pod oczy do 35 roku życia. Pierwszego szamponu już używam i bardzo go lubię - jest delikatny, mam wrażenie, że trochę nawilża włosy i pozostawia je gładkie i miękkie. Używam też kremu pod oczy i jest to naprawdę fajny, delikatny kremik. W dodatku ma wielką pojemność, bo aż 50ml. Do zamówienia dorzuciłam też zestaw szampon+balsam do włosów, który podarowałam mamie.



Skorzystałam też z okazji Dnia Darmowej Dostawy i zakupiłam kremy do twarzy Tołpa. Na stronie Tołpy wraz z DDD obowiązywała także inna promocja, co skutecznie skłoniło mnie do złożenia zamówienia. Na instagramie Chochlika zobaczyłam, że Tołpa, przy zakupie kremu na dzień, oferuje krem na noc za 1gr. Do tego dochodziła darmowa wysyłka, więc jak mogłam się nie skusić! Do koszyka wrzuciłam Łagodzący krem wzmacniający na dzień do skóry naczyniowej i za 1gr otrzymałam Regenerujący krem wzmacniający na noc. Na stronie można zamówić też próbki różnych kremów/serum itp. po 1gr za sztukę, więc dorzuciłam 5 innych próbek. Za całość zapłaciłam 43,05zł.

Postanowiłam kupić też podkład, na który czaiłam się od jakiegoś czasu. Chodzi o podkład wodoodporny MakeUp Atelier Paris. W związku z tym, że przesyłka była darmowa nie miałam wyrzutów sumienia, by kupić jeden droższy produkt. Podkład kupiłam w sklepie LadyMakeup za 110zł. Mój kolor to FLW2NB - dobierałam go przez internet, a okazał się idealny. Powyżej możecie zobaczyć test na żywo, przy okazji jest to pierwsze wrażenie.


Kupiłam również kilka rzeczy na promocji w Rossmannie 1+1. Co prawda podkład Max Factor Face Finity miał być dla mojej mamy, ale nie spodobał się jej, więc mi go oddała. Ja go bardzo lubię, więc na pewno się nie zmarnuje. Wraz z nim wzięłam farbkę do ust Bourjois Rouge Edition Velvet w kolorze 06 Pink pong (mam ją na zdjęciach w poprzednim poście). Poza tym kupiłam dwa tusze do rzęs Wibo, które bardzo lubię - Dolls Lash i Extreme Lashes. Chciałam też wziąć róż Lovely Natural Beauty 05, ponieważ mam podobny róż z Wibo, który mi się kończy. Dorzuciłam do niego eyeliner Lovely, który niestety tyłka nie urywa. Eyeliner Wibo/Lovely lubię, ale ten jest jakiś oporny. Kupiłam też dwie rzeczy Catrice - korektor pod oczy w pędzelku i pojedynczy cień do powiek, ale zapomniałam o nich i nie umieściłam ich na zdjęciu.


Zrobiłam niewielkie zamówienie na Kosmetyki z Ameryki, ponieważ chciałam kupić gąbkę Real Techniques. Używam jej od jakiegoś czasu i uważam, że jest świetna. Jest bardzo miękka, przyjemnie aplikuje się nią podkład, który wygląda bardzo naturalnie. Jest zdecydowanie lepsza niż gąbka Ebelin czy SYIS. Kosztowała niecałe 30zł. Kupiłam też kilka par rzęs, ponieważ były w śmiesznie niskich cenach (ok. 2,50-3,50zł) - na zdjęciu widać 3 pary, mam jeszcze jedną w użytku. Chciałam też wypróbować pomadkę I <3 geek="" i="" lip="" makeup=""> i na stronie jest ona dostępna tylko w jednym kolorze Just Have Fun. Jednak spodobał mi się on i dokonałam zakupu.


Chorowałam też na kosmetyki NYX. Najpierw zamówiłam farbkę do brwi Eyebrow Gel w kolorze Blonde, a potem przypomniało mi się, że firma ma w swojej ofercie róż, który jest zachwalanym bronzerem, więc i jego musiałam kupić. Z bronzera jestem bardzo zadowolona - ma piękny, chłodny kolor i wygląda na twarzy cudownie. Natomiast farbka jest dla mnie za jasna i wyglądam jakbym sobie namalowała brwi jajecznicą :( Będę musiała pokombinować lub ją odsprzedać. Rzeczy te kupiłam Allegro od sprzedawcy Solidna Firma.


Chciałam też nowe pędzle. Wybór padł na dwie sztuki pędzli Kavai. Wybrałam dużą kulkę w celu nakładania bronzera - jest to nr 21. Uważam, że jest świetna. Jest bardzo duża, ale przyjemnie nakłada się nią bronzer. Drugi pędzel to pędzel skośny do nakładania różu - nr 48. Jest miękki i bardzo dobrze mi się z niego korzysta. Akurat trafiłam na promocję i te pędzle były trochę tańsze niż w regularnej cenie. Za białą kulkę zapłaciłam ok. 47zł, natomiast za pędzel skośny do różu ok. 22zł. Widzę, że ta promocja nadal obowiązuje, więc polecam :)


Kolejna rzecz to jeden z prezentów, które otrzymałam od swojego lubego :) Jest to zestaw kosmetyków do włosów Lass Naturals IHT9. W skład zestawu wchodzą: olejek do włosów, szampon i odżywka. Miałam kilka razy ten olejek i bardzo go lubię, a w związku z tym, że pracuję w sklepie Helfy i mam zniżkę, postanowiłam wypróbować cały zestaw. Szampon jest naprawdę w porządku, jednak odżywka na razie mnie nie powaliła. Jest to zestaw przeznaczony do skóry głowy, więc bardziej sprawdza się na skalpie niż na długości włosów (bo nie wygładza i włosy są raczej tępe w dotyku). Olejek natomiast bez zmian - nadal jest świetny :)


Przy okazji zakupów w sklepie iPerfumy (chciałam perfumy dla mojego Wojtka na Święta), zobaczyłam wodę toaletową Calvina Kleina In2U w dobrej cenie (89zł/150ml), więc po prostu kupiłam. Nigdy tego zapachu nie miałam, ale wąchałam go kiedyś w drogerii i postanowiłam kupić. Podoba mi się, więc na pewno będzie w stałym użytku :)


A to kolejny prezent od Wojtka - lampa UV do paznokci. Wojtek uznał, że znalazł w dobrej cenie i mi kupi :D Powiedziałam, że ma mi nie kupować do tego lakierów, bo sama sobie wybiorę i kupię, a poza tym i tak na mnie dużo wydał przez grudzień (naprawdę dużo od niego dostałam). Lampa mi się przyda, bo od kiedy pracuję mam o wiele mniej czasu na paznokcie i często chodzę w niepomalowanych lub po prostu 'zużytych'.

Uffff! To już koniec tej kosmetycznej sagi. Zmęczyłam się przy robieniu tych zdjęć i pisaniu też! Mam nadzieję, że ktoś to przeczyta, bo jak nie, to będzie mi przykro :( :P Kolejny post poświecę ubraniom i dodatkom, które ostatnio do mnie trafiły (np. kupiłam sobie sukienkę na studniówkę :D). Piszcie komentarze, bo jakoś ostatnio tak smutno na blogu! Pa :*
  

26 grudnia 2014

Kilka zdjęć 'przy choince' i świąteczny makijaż :)

Cześć wszystkim! W końcu jestem i coś piszę! Bardzo ciężko znaleźć mi czas, żeby napisać jakiś post. Teraz mam kilka dni wolnych, więc na pewno coś stworzę. A tymczasem chciałabym pokazać Wam mój wczorajszy makijaż, który zrobiłam na imprezę bożonarodzeniową. Przy okazji, zrobiliśmy sobie kilka zdjęć z Wojtkiem przy choince :)


TWARZ:
Kobo Professional, Modeling Illuminator, 010
MakeUp Atelier Paris, podkład wodoodporny FLW2NB
Joko, Matt your face, 20
NYX, blush Taupe
Annabelle Minerals, róż Rose

OCZY:
Joko, exclusive eyeshadows base
Paese, eyeshadow Kaszmir, 667
Matowe brązy z paletki - KLIK
Lovely, Glossy eyeliner
Wibo, Extreme Lashes
Max Factor, Kohl Pencil, 090

BRWI:
Catrice, eyebrow stylist, 020 Date with Ash-ton

USTA:
Classics, konturówka do ust, 306
Bourjois, Rouge Edition Velvet, 06 Pink pong

15 grudnia 2014

ShinyBox - grudzień 2014


To już ostatnie pudełko jeśli chodzi o 2014 rok. Muszę przyznać, że w tym roku ShinyBox bardzo pozytywnie mnie zaskoczył - pudełka były na naprawdę wysokim poziomie i wiele z nich przypadło mi do gustu. A jak podoba mi się grudniowe pudełeczko?



Jak widzicie, tym razem w pudełku znalazłam bardzo dużo rzeczy! Gdyby nie fakt, iż jestem ambasadorką (i w sumie przez ten tytuł należę do grona VIP), otrzymałabym o dwa produkty mniej.

Zacznijmy od pierwszej pozycji na liście, czyli od kremu do twarzy Pose. Ja otrzymałam wersję odmładzającą dla wszystkich typów skóry. Krem jest naturalny, na bardzie aloesu. Pewnie będzie w użytku dopiero jakoś w okolicach wiosny, ale bardzo jestem go ciekawa. Druga rzecz to płyn micelarny Lierac. Z tej firmy miałam kiedyś krem/serum, była to próbka z pierwszego GlossyBoxa i nie polubiliśmy się, ponieważ krem wywoływał u mnie uczucie szczypania. Mam nadzieję, że tym razem będzie ok. Następne jest mydełko glicerynowe od firmy Organique. Całe pudełko nim pachniało, ponieważ kompozycja zapachowa tego produktu to... cynamon. W sam raz na okres zimowo-bożonarodzeniowy. Kolejne produkty to 3 cienie do powiek od marki APC. W poprzednim pudełeczku otrzymałyśmy 5 cieni tej marki, jednak tamte były w kulkach. Teraz są to cienie sypkie, w tym jeden brokat. Pięknie błyszczą i moim zdaniem wydają się o wiele ciekawsze od poprzednich. Aż wstyd mówić, ale tamtych nie zdążyłam jeszcze nawet użyć, ale naprawdę mam mało czasu (w przeciągu miesiąca miałam wolne 3 dni). Dwie kolejne rzeczy, są to produkty od Vaseline. Nazwa tej marki wybitnie mi się nie podoba - niestety nie kojarzy się z dobrymi składami i jakoś mnie odpycha. Pierwszy z nich to balsam do ciała - ma parafinę w składzie (jednak nie na początku), więc wędruje do mamy, która ma bardzo suchą skórę; drugi produkt to zwykła wazelina kosmetyczna. Powiem szczerze, że nie wiem, co taki produkt robi w pudełku, bo jak dla mnie nie jest ani atrakcyjny, ani użyteczny. Nie wiem, do czego miałabym używać tej wazelinki... może do ochrony ust, albo pomocniczo do robienia henny czy kwasów (w domu). Troszkę bez sensu. Kolejny produkt to pasta do zębów Signal. Pasta do zębów to kosmetyk do codziennego stosowania, ale jej obecność mi nie przeszkadza - chętnie przetestuję i w przeciwieństwie do wazeliny, tę rzecz na pewno wykorzystam. Dwa ostatnie produkty, moim zdaniem jedne z ciekawszych, to kosmetyki dla klientów VIP - balsam do rąk z cynamonem, imbirem, goździkami i szałwią Pat&Rub oraz olejek do masażu Love Me Green. Oba produkty 'dla VIPów' z pewnością znajdą się u mnie w codziennym obiegu, ponieważ w czasie zimy mam bardziej suchą skórę dłoni, a olejków do masażu używam sporo (czy to do masażu twarzy Wojtka, czy to Wojtek do masażu moich pleców ;)).



Moim zdaniem pudełko jest naprawdę udane! Pewnie gdybym nie dostała dwóch ostatnich produktów, byłabym trochę mniej zadowolona. Mimo tego, że z zawartości jestem bardzo zadowolona, to nadal nie pojmuję obecności wazeliny. Idzie zima, ja wiem, ale jakoś nie widzę sensu wrzucania takiego produktu do tak fajnego pudełka - trochę jednak je psuje.

Jeśli jesteście zainteresowani zakupem pudełeczka, to odsyłam Was na stronę ShinyBox - możecie je tam nabyć za 49zł. Jeśli nie jesteście w klubie VIP, to niestety nie otrzymacie tylu produktów.


12 grudnia 2014

E-naturalne: Tonik dla cery tłustej, łojotokowej - takiego podrażenia to ja jeszcze nie miałam :(


Cześć! Przychodzę dzisiaj z niezbyt pochlebnym postem. Od e-naturalne dostałam tonik, który przygotowuje się samemu w domu. Do bazy tonikowej należy dodać szereg składników, wymieszać i... używać. Wydaje się proste, takie też jest. Liczyłam na ten tonik, ponieważ lubię naturalne produkty.

Mimo że mam skórę naczynkową i jest ona często zaróżowiona (taka już naturalnie jest i od okresu dorastania była zawsze), to nigdy nic mnie nie uczuliło... aż do tej pory. Po zrobieniu i użyciu toniku ze skórą było wszystko w porządku. Czułam lekkie mrowienie, ale było ono naprawdę delikatne i nie spodziewałam się, że może być jakimś złym objawem. Toniku użyłam kilku dni pod rząd. Po tym czasie nie zauważyłam większej zmiany z przetłuszczaniem się skóry, ale to nic dziwnego. I nagle po jakimś tygodniu na skórze pojawił mi się wielki rumień - suchy i mocno czerwony. Miałam go na całych dwóch policzkach. Byłam w szoku. Nawilżałam go i peelingowałam na zmianę. Cera wyglądała jak ostre zapalenie przy skórze atopowej. Po kilku dniach zaczęłam się mocno łuszczyć. Po jakichś 10-14 dniach skóra wróciła do normy. Co prawda była cała nadal przesuszona, ale już bez wielkich czerwonych i suchych placów na twarzy.

Po jakimś czasie postanowiłam użyć tego toniku raz jeszcze, by przekonać się, czy to aby na pewno on. Użyłam go raz! Tylko raz! I po około 5-ciu dniach znów nabawiłam się tego okropnego uczulenia! Nie mam pojęcia, jaki składnik mnie tak uczula, czy może jest to cały tonik. Być może jest za silny dla mojej skóry lub ma zbyt wysokie stężenie.

Ja go już nie użyję, poza tym kończy mu się termin ważności. Polecać Wam nie będę, ale też nie odradzam, bo może macie zupełnie inną skórę niż ja. Nie mam zdjęć swojej twarzy z tego okresu (chciałam Wam zrobić kilka dni temu, ale jakoś nie miałam okazji, a uczulenie na szczęście mi już zeszło i skóra wygląda całkiem normalnie, chociaż okolice nosa nadal mi się lekko łuszczą), jednak wyglądało to podobnie jak AZS.

Skład bazy tonikowej: Aqua, Glycerin, Polysorbate 20, Penthanol, Allantoin, Caprylic Glycol, Phenoxyethanol, Hexylene Glycol
Pozostałe składniki, które należy dodać: mocznik, azeloglicyna, witamina B3, naturalna betaina, mleczan sodu
   

22 listopada 2014

ShinyBox - listopad 2014 (6 pełnowymiarowych kosmetyków!)


Zapraszam Was serdecznie na przegląd najnowszego ShinyBoxa! Tym razem jest to pudełko listopadowe, w którym mamy znaleźć produkty przygotowujące nas do nadchodzącej zimy. I muszę stwierdzić, że w końcu zapowiadana koncepcja została całkiem nieźle zrealizowana! Na wstępie zdradzę, że pudełko bardzo, ale to bardzo mi się podoba, a jak sprawdzi się z czasem... to zobaczymy :) Mamy tu aż 6 pełnowymiarowych produktów, zatem to gratka dla osób nieusatysfakcjonowanych miniaturkami. A teraz zapraszam Was na prezentację wszystkich produktów i moją wstępną opinię na temat ich miejsca w pudełku.


Mój Wojtek, jak zobaczył wnętrze pudełka, zapytał, czy to jakaś edycja pro-kosmetyki naturalne. Ma chłopak oko, bo całkiem trafnie to określił. Ale jednak mamy się dzięki temu boxowi przygotować na zimę, niekoniecznie naturalnie, ale połowę produktów jednak można zaliczyć do tych bardziej naturalnych. 

Na pierwszy ogień idzie zmywacz do paznokci w chusteczkach. W poprzednim pudełku było coś podobnego, jednak nie aż tak dużych rozmiarów. Poprzednie chusteczki były super malutkie i było ich bardzo dużo jeśli chodzi o ilość. Niestety nie zdążyłam ich przetestować (użyłam tylko jednej sztuki), bo obecnie nie mam czasu nawet na malowanie paznokci. Jeśli chodzi o chusteczki zmywające lakier NU to jest ich tylko 10 i wydają się o wiele większe. Pewnie wrzucę sobie z 2 saszetki do torebki na wszelki wypadek, kiedy zacznie odpryskiwać mi lakier i nie będę miała czasu na malowanie paznokci... czyli przydadzą się na pewno. Od firmy Organique otrzymaliśmy peeling cukrowy do ciała. Jest to już trzeci kosmetyk tego gatunku od tej marki, jaki wylądował w boxie. Był już peeling enzymatyczny do twarzy, potem solny do ciała, to teraz przyszła pora na cukrowy. Pachnie ładnie, delikatnie, może trochę jak mleko. Ma dobry skład, więc pewnie będzie lekko natłuszczał skórę, co na pewno pożądane jest w czasie zimy. Kolejny produkt to odżywka do włosów Bania Agafii, której jestem bardzo ciekawa. Nie miałam jeszcze tych produktów, jeżeli chodzi o te w saszetce. A dodatkowo jestem osobą lubiącą dbać o włosy, zatem chętnie ją sprawdzę. Kosmetykiem, który już mam w swoim posiadaniu, a który także znalazł się w tym pudełku jest baza pod cienie Joko. Nie wiem, czy ją komuś podarować, czy zostawić sobie na przyszły rok, ponieważ mój egzemplarz świetnie się sprawdza, jednak jak to z bazami bywa, po roku używania często się kończą, albo zasychają. W każdym razie - bazy używam od września i mogę ją polecić. Następny kosmetyk to wielkie, dla mnie, zaskoczenie, ponieważ ostatnio nie śledzę nowości marki Mariza i obecność ich peelingu do ust całkiem mnie zdziwiła. Już go użyłam po otwarciu pudełka i mogę powiedzieć, że jest naprawdę spoko. Ładnie pachnie pomarańczami, a przy tym zapach jest delikatny i naprawdę naturalny. Delikatnie, ale skutecznie peelinguje wargi, więc myślę, że się polubimy. Skład nie jest zły, ale też nie na tyle dobry, bym uznała, że można go bezpiecznie zlizać, zatem po prostu wycieram resztki chusteczką. Ostatnia rzecz to zestaw cieni do powiek APC, ale nie takich zwykłych, tylko... w kulkach! Cienie są w kolorach nude, czyli szeroko pojętych bezpiecznych barwach - beżach, złotach, brązach. Wyglądają całkiem ładnie, jestem ciekawa, jak będą wyglądały na powiekach. W pudełku znalazła się 'kolumna' pięciu cieni. Słoiczki są ze sobą połączone, więc spód jednego cienia jest jednocześnie zakrętką następnego.


Poza oficjalną zawartością, w swojej paczuszce (jestem ambasadorką ShinyBox) znalazłam świetny upominek. Jak widać, tym razem pudełko nosi miano Towaru pierwszej klasy, a wszystko to dzięki współpracy ShinyBoxa ze sklepem Pewex.pl. Z tej okazji do pudełeczka dodano kilka gadżetów. Z tego co wiem, przypinki są dodawane do każdego pudełeczka, a ja poza tym otrzymałam jeszcze świetną torbę i koszulkę. Nie spodziewałam się tak fajnych dodatków, a są naprawdę super! Zobaczcie same:



Jeśli pudełko Wam się podoba, to mam dla Was kod na małą zniżkę. Wpisując go przy zakupie na stronie ShinyBox, nie będziecie płacić 59zł, a 53. Zawsze to kilka złotych w kieszeni :) Kod to: TOWAR1KLASA.


16 listopada 2014

Pat&Rub: Regenerujące serum do ust i okolic, Anti-aging


Przychodzę dziś z recenzją produktu Pat&Rub, który otrzymałam już dość dawno temu. Mowa o regenerującym serum do ust i okolic. Produkt wydaje się bardzo ciekawy, ponieważ mało marek ma taki specyfik w swoim asortymencie. Ale pytanie - czy jest on rzeczywiście potrzebny w naszych kosmetycznych zasobach?

Ja uważam, że nie. Jestem osobą, która stara się używać produktów regularnie, o czym świadczą moje (czasem i bardzo duże) denka. Nie wyobrażam sobie pójść spać bez zmycia makijażu i posmarowania twarzy kremem. Natomiast o kosmetyku Pat&Rub notorycznie zapominałam. Na początku, po otwarciu używałam go dość często, ale potem o nim zapomniałam i mimo że leżał koło łóżka na stoliku, wcale często po niego nie sięgałam. Stwierdzam zatem, że serum Pat&Rub to zbędny produkt, przynajmniej u mnie... no i niezbyt użyteczny w wieku 22 lat.


Ale w recenzji chodzi o to, by opisać właściwości i działanie, co oczywiście zamierzam teraz uczynić. Produkt przypomina przeciętny krem pod oczy - ma taką samą konsystencję, takie samo opakowanie i w sumie mogę powiedzieć, że również działanie. Myślę, że spokojnie można go używać pod oczy, co mi się czasami zdarzało. 

Po aplikacji niewielkiej ilości produktu na okolice ust, czuć lekkie ściągnięcie, jakby lifting. Nie jest to nieprzyjemne, ale dość niespotykane. Okolice ust są nawilżone, ale nie powiedziałabym, żeby to był efekt piorunujący. Jest zbliżony do zwykłego, sprawdzającego się u nas kremu do twarzy. Ponadto nie zauważyłam, żeby wpływał jakoś na stan samych warg - lekko je nawilżał i tyle. Naprawdę większego działania nie udało mi się zaobserwować.

Zamysł kosmetyku fajny i myślę, że u osób koło 30-50 roku życia może lepiej by się sprawdził - bardziej wymagająca cera pewnie bardziej doceniłaby właściwości tego produktu. Ja niestety nie mogę go polecić, bo szału nie robił, a kosztuje sporo. Dajcie, proszę, znać, czy znacie ten kosmetyk i jak się u Was sprawdzał - jestem bardzo ciekawa.

Cena: 79zł      Pojemność: 15ml      Dostępność: sklep Pat&Rub

  

12 listopada 2014

Organique: peeling enzymatyczny z ziołami - najlepszy peeling ever!


Witajcie po dość długiej nieobecności. Gwoli wyjaśnienia - od początku listopada zaczęłam pracę, więc mam zdecydowanie mniej czasu na... wszystko. Poza tym, ostatnimi czasy bardziej skupiłam się na działalności na YouTube niż tutaj (działo się to głównie przez zepsuty aparat i fakt, iż nie mogłam patrzeć na zdjęcia nim zrobione). Teraz aparat jest naprawiony, a ja przychodzę z recenzją świetnego peelingu!

Recenzja będzie krótka, ponieważ jest to naprawdę dobry i godny polecenia produkt. Mowa o peelingu enzymatycznym Organique. Swój egzemplarz otrzymałam w którymś z ShinyBoxów. Na początku obawiałam się, że będzie działał tak jak inne peelingi enzymatyczne, czyli... prawie wcale. Na szczęście okazało się, że się myliłam i produkt podbił moje serce.


Nie ma co się oszukiwać - kosmetyk ten do tanich nie należy, natomiast nadrabia działaniem i wydajnością, i uważam, że warto wydać na niego te ~80zł. Peeling enzymatyczny Organique ma po pierwsze bardzo dobry skład - poza podstawowymi enzymami papai i ananasa, mamy tutaj także zioła i kwasy: cytrynowy, glikolowy i mlekowy. Produkt naprawdę dobrze usuwa martwy naskórek. Po nałożeniu lekko piecze, jednak nie jest to nic niepokojącego, ponieważ na opakowaniu mamy informację, że takie uczucie może nastąpić. Osobiście trzymam ten peeling ok. 10 minut na skórze, jednak uważam, że równie dobrze działa po 5. Lubię też robić nim delikatny masaż, przez co mam go na skórze dłużej i jeszcze skuteczniej pozbywam się martwego naskórka.

Używam go co ok. 2 tygodnie, jednak muszę Wam powiedzieć, że ostatnio coś bardzo uczuliło mi policzki. Były bardzo suche i zaczerwienione (sam środek policzków). Podjęłam akcję 'złuszczać+nawilżać', więc używałam tego peelingu codziennie, żeby doprowadzić moją cerę do porządku. Już po dwóch dniach stan policzków niesamowicie się poprawił, a chwilę później wszystko wróciło do normy.


Krążyły ostatnio pogłoski, że produkt jest wycofany. Na szczęście okazało się, że to tylko chwilowe usunięcie produktu, który powraca do sklepów na dniach. Kiedy skończę swoje opakowanie, to na pewno sięgnę po drugie, a wcale nie jestem osobą, której uśmiechałoby się wydać tyle pieniędzy na peeling. Naprawdę serdecznie polecam! :)

Cena: ok. 70-80zł      Pojemność: 100ml      Dostępność: sklepy Organique

24 października 2014

ShinyBox - październik 2014


Witajcie. Dzisiaj pokażę Wam zawartość ShinyBoxa, którego otrzymałam wczoraj. Jest to pudełko listopadowe o nazwie Think pink, któremu przyświeca akcja mająca na celu walkę z rakiem piersi i przypominane kobietom o regularnych badaniach.

Moje pudełeczko było ciężkie - chyba najcięższe ze wszystkich, jakie do tej pory otrzymałam. W standardowej wersji w pudełku znajdziemy 6 produktów, w tym jeden gratis. Ja, jako ambasadorka, dostałam także paczuszkę z nowościami od marki Wibo oraz krem do twarzy. A teraz sami spójrzcie, co znalazło się w październikowym ShinyBox.


Najcięższym i zarazem pierwszym pełnowymiarowym produktem jest płyn micelarny Biały Jeleń. Użyłam go już wczoraj do demakijażu i muszę przyznać, że dobrze zmył mój makijaż. Myślę, że się polubimy. Natomiast nie podoba mi się jego zapach - pachnie takim płynem do podłóg, jest to mdlący zapach. Następny produkt, wpisujący się w tematykę pudełka, to krem-żel do biustu, szyi i dekoltu od marki Norel. W pudełku znalazła się wersja o pojemności 75ml. Na pewno znajdzie u mnie zastosowanie, jednak prawdopodobnie będę go używać do szyi i dekoltu, gdyż do biustu mam obecnie dwa produkty. Kolejna jest odżywka do paznokci Paese. Mi trafiła się wersja witaminowa. Akurat od jakiegoś czasu namiętnie maluję paznokcie (i już znacznie je zapuściłam), więc na pewno się nie zmarnuje. Najbardziej zaskakującym dla mnie kosmetykiem z pudełka jest puder do oczyszczania twarzy Yasumi. Pierwszy raz spotykam się z taką formą produktu do mycia twarzy. Na pewno intensywnie przetestuję, zwłaszcza, że jest to kosmetyk pełnowymiarowy. Ostatnia rzecz to miniaturka pomadki Isa Dora - moja jest w kolorze 148 Red rush i ma pojemność 2,5g.



W moim pudełku znalazła także krem do twarzy marki Lichtena o pojemności 25ml. Pierwszy raz spotkam się z tą firmą i wcześniej raczej o niej nie słyszałam. To kolejny krem wędrujący do moich wielkich kremowych zapasów. Niestety ma w składzie parafinę i to dość wysoko, bo na 6-stym miejscu, jednak mam zamiar dać mu szansę w okresie zimowym. Wtedy parafina będzie pełnić funkcję ochronną, a moja skóra raczej nie ma tendencji do zapychania, więc mam nadzieję, że mnie nie wypryszczy. Pożyjemy, zobaczymy. 
Kolejna rzecz to wspomniany wcześniej gratis w postaci chusteczek zmywających lakier Jelid. W kartoniku znajduje się 25 podwójnych listków z chusteczkami, czyli łącznie mamy ich 50. Każda chusteczka ma starczyć na 10 paznokci. Pomysł fajny, jestem ciekawa jak się sprawdzi i jeszcze dzisiaj zobaczę, jak sobie radzą. Na pewno warto mieć coś takiego w torebce, gdy nagle odpryśnie nam lakier i nie mamy ochoty na to patrzeć ;)



Paczuszka z nowościami od Wibo została dołączona tylko dla ambasadorek. Uważam, że jest świetna, mimo że mamy tutaj tylko 4 produkty. Ah, przypomina mi się bycie ambasadorką Wibo - dostawałyśmy podobne paczki, a często nawet gorsze, więc ta bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. W jej skład wchodzą: tusz do rzęs Boom Boom, zestaw trzech pudrów do konturowania twarzy (mamy bronzer, puder i... coś w stylu bronzero-różu), małą paletkę cieni Silk Wear (ja mam zestaw nr 4 i moje kolory to: beż, złoto, róż i brąz, czyli bardzo dzienne) oraz pomadkę Glossy Temptation (mi trafił się nr 5 i jest to kolor baaaardzo podobny do pomadki Eliksir również w nr 5, jednak tamta ma bardziej kremową konsystencję).

Jeśli ktoś jest zainteresowany tym pudełkiem, odsyłam na stronę ShinyBox, gdzie można je dostać za 59zł (z przesyłką).
 

22 października 2014

Jajko czy pędzel? - moje odczucia co do obu sposobów nakładania podkładu + kilka słów na temat używania palców


Jest kilka sposób aplikowania podkładu. Najbardziej znanym i chyba najczęściej używanym w zaciszu domowym są palce. Sama czasami ich używam - robię to jednak bardzo rzadko, ponieważ nie lubię brudzić rąk przy makijażu, a jednak nakładanie podkładu palcami musi skończyć się wizytą w łazience w celu umycia dłoni. W tym poście przedstawię zatem wszystkie trzy metody i opiszę, jak sprawdzają się u mnie. Podkreślam, że są to tylko moje osobiste odczucia.



Palce:
Palców używałam do nakładania podkładu Rimmel Wake Me Up, ponieważ ten podkład ma fajną konsystencję i przyjemnie nakładało się go tym sposobem. Poza tym nie do końca lubiłam efekt, jaki przy tym kosmetyku dawała mi gąbka czy pędzel. Miałam wrażenie, że podkład od razu się waży, wygląda nieświeżo i brzydko. Przy użyciu palców, wykończenie było o wiele lepsze. Niemniej jednak, ta metoda jest moją najmniej ulubioną i muszę mieć specyficzny podkład, żeby używać do niego palców. Natomiast chętnie palcami rozprowadzam korektor pod oczami, gdyż są najbardziej precyzyjne i mogę dobrze rozetrzeć korektor pod samą linią rzęs.
Zalety: za darmo / szybka aplikacja / dobre stopienie podkładu ze skórą
Wady: niezbyt higieniczna metoda / brudne palce / podkład może wchodzić za paznokcie


Pędzel:
Pędzel do podkładu, jaki posiadam to LancrOne F80. Jest to pędzel typu flat-top, bardzo podobny do Hakuro H50. Po pędzel sięgałam, kiedy nie posiadałam żadnej gąbki-jajka. Ta metoda sprawdzała się u mnie i nadal się sprawdza, mimo że nie używam jej nazbyt często. Uważam, że pędzel fajnie sprawdza się przy podkładach tłustych w konsystencji (np. Revlon ColorStay czy Me Me Me Flawless), jednak przy użyciu metody stemplowania, a nie rozcierania. Stemplowanie sprawia, że podkład zostaje nam w jednym miejscu, możemy go nałożyć więcej w konkretnym obszarze, a rozcieranie przy problematycznej cerze (np. trądzikowej czy zaczerwienionej w kilku miejscach) niejednokrotnie prowadzi do odsłonięcia tych 'skaz' kiedy przejedziemy zbyt wiele razy w jednym miejscu. Nałożony pędzlem podkład trzyma mi się na twarzy bardzo długo, jednak tracę więcej produktu niż w przypadku palców czy jajka.
Zalety: sprawdza się przy tłustych podkładach / długotrwały makijaż / różne metody nakładania / pędzel wytrzyma kilka lat
Wady: pędzel musimy kupić (cena: ok. 30-100zł) / czasochłonna aplikacja / wysoka wchłanialność podkładu


Jajko-gąbka:
Gąbki do nakładania podkładu używam już ponad rok. Od kiedy poznałam tę metodę, stosuję właściwie tylko ją. Jajko myję przed każdym użyciem (przy pędzlu niekoniecznie chciało mi się to robić non stop), sprawdza mi się do tego mydło w kostce. Podkład nałożony jajkiem wygląda najnaturalniej (moim zdaniem) ze wszystkich tych metod. Wbrew temu, co często słyszę, przy gąbce nie tracę wcale dużo podkładu (jakieś dwa razy mniej niż przy pędzlu!). Gąbka świetnie sprawdza się do podkładów kryjących i płynnych. Osobiście nigdy nie miałam oryginalnego Beauty Blendera, jednak po doświadczeniach z gąbkami ebelin i SYIS, mogę śmiało powiedzieć, że jest to idealna metoda dla osób lubiących naturalne wykończenie i dość szybką aplikację (na pewno wolniej niż palcami, ale higienicznej). Jajeczka używam na sobie, ale też na osobach, które maluję i nierzadko padają słowa zaskoczenia, gdy wyciągam to dziwne urządzenie.
Zalety: dość szybka aplikacja / naturalne wykończenie / spory wybór gąbek w różnych cenach / dobra trwałość makijażu
Wady: gąbkę musimy kupić (cena: 10-80zł) / gąbka nie jest zbyt trwała - niszczy się po kilku miesiącach