29 listopada 2013

Ebelin: gąbka do podkładu, tańszy zamiennik Beauty Blendera || opinia po pół roku używania


Pamiętacie moje dwie notki poświęcone blenderowi do podkładu z niemieckiej drogerii DM? Jeśli jeszcze ich nie widzieliście, zapraszam do kliknięcia linków na dole, które przeniosą Was kilka miesięcy w tył.

Tymczasem, chciałabym się z Wami podzielić moją opinią na temat różowego jajka po 6-ciu miesiącach używania. Czy moja opinia się zmieniła? Czy nadal jestem zadowolona? Czy nadal bym je poleciła? Przekonacie się czytając dalszą część postu.

Przez około pierwsze 4 miesiące jajko sprawdzało się bez zarzutu. Byłam z niego zadowolona tak, jak na początku. Jednak z biegiem czasu zaczęło się z nim dziać coś niefajnego. I wcale nie chodzi m o to, że płowiał czy się sypał... nic takiego nie miało miejsca. Po prostu jajko zaczęło się robić coraz bardziej gumowe. Ma trudności, by (np. po umyciu) wrócić z powrotem do normalnego kształtu. Wydaje mi się, że głównym powodem dla którego tak się stało, był zły sposób mycia jajka. Na początku prałam je żelem i wydaje mi się, że to spowodowało stan obecny. Najlepiej myć je mydłem w kostce. Ta metoda najlepiej doczyszcza blender z podkładu i przy okazji może przywrócić gąbkę do dobrego stanu używalności. Ja z niej będę jeszcze korzystać.

Po pół roku używania tej gąbki wiem, że sprawdza się ona przede wszystkim przy lekkich, płynnych podkładach. Rewelacyjnie działa z podkładami mineralnymi, sypkimi. Revlon ColorStay jest dla niej za ciężki i za tłusty, co sprawia, że nie jestem zadowolona z efektu jaki daje. Mój następny target to inny zamiennik Beauty Blendera. Jestem ciekawa, jak się sprawdzi.


Czy moja opinia się zmieniła?
Nie do końca, ale trochę tak.

Czy nadal jestem z niego zadowolona?
Tak, ale w obecnej sytuacji nieco mniej. Nadal uważam, że jest to niezłe jajko w dobrej cenie. Nie byłabym w stanie wydać 80zł na oryginalnego BB i chyba jednak wolałabym wymieniać co 4 miesiące jajko ebelin lub inne zamienniki.

Czy nadal bym je poleciła?
Tak. Ale tylko osobom, które nie mają serca wydać masy pieniędzy na oryginał i nie są zafascynowane porowatą strukturą BB. Nie przypadnie do gustu fankom oryginalnego Beauty Blendera. Jeśli traktujecie tego typu blender jako gadżet, a nie jako coś niezbędnego, to gąbka ebelin powinna się sprawdzić.


ZOBACZ TAKŻE:

27 listopada 2013

Cece of Sweden: Cece MED, odżywka dwufazowa bez spłukiwania + NOWY SZABLON


Nadchodzi zima - okres noszenia swetrów, szalików i czapek. Dokładnie tego, co przyprawia nasze włosy o dreszcze i urazy mechanicznie. By im zapobiec, warto sięgać po produkty z zawartością silikonów, które tworzą barierę ochronną na naszych kosmykach. W związku z tym, że marka Cece of Sweden zaproponowała mi ostatnio współpracę i mogłam wybrać sobie kilka produktów, a że znaczna większość odżywek w sprayu zawiera silikony, postanowiłam przetestować tego typu odżywkę dwufazową.

Opakowanie produktu wygląda dość profesjonalnie. Na zewnątrz mamy kartonik z 'szybką' i opisem producenta, natomiast w środku kryje się butelka z atomizerem typu 'psik-psik' oraz ulotka informacyjna. Płyn, z którym mamy do czynienia jest dwufazowy, dość często spotykany w odżywkach w sprayu. Akurat ten jest koloru niebieskiego.

Pierwsza rzecz, na jaką zwróciłam uwagę, to zapach odżywki. Bardzo mi się podoba. Jest świeży, ale przy okazji dość elegancki i przypomina mi woń obecną w kosmetykach fryzjerskich. Staram się nie przesadzić z ilością nakładaną na włosy, ponieważ takie kosmetyki lubią obciążyć. Stosuję kilka psiknięć na długość włosów, pomijając końcówki, które nie lubią tego typu specyfików i przez nie się przesuszają (na końcówki stosuję co innego z silikonami).


Jeśli chodzi o działanie, to na moich włosach nie jest ono spektakularne. Ale jak wiecie, moje włosy są oporne na działanie tego typu wynalazków. Największe działanie produktu Cece od Sweden zauważyłam przy rozczesywaniu włosów. Szczotka sunie po nich nieco lżej - sądzę, że to zasługa cyclomethicone, silikonu odpowiedzialnego za wygładzenie powierzchni włosów.

Wydaje mi się, że odżywka lekko nawilża moje włosy na długości, tam gdzie nie są zniszczone ani suche. Końcówki nie zyskują na działaniu produkty, więc go tam nie aplikuję. Kosmetyk sprawia, że włosy są bardziej miękkie i błyszczące, natomiast nie zaobserwowałam obiecanego wzrostu objętości. Nie powinno to nikogo dziwić, wszak jest to odżywka, a nie lakier czy pianka.

Podsumowując, odżywka nie wypada źle. Miałam poprzednio dwa produkty tego typu (Gliss Kur czerwony i Joannę Argan Oil), które absolutnie się u mnie nie sprawdziły. Propozycja firmy Cece of Sweden nie jest może ideałem, ale pozytywnie mnie zaskoczyła. Niemniej jednak, będę szukać dalej. Jeśli odżywki dwufazowe bez spłukiwania u Was działają, to powinnyście być zadowolone.

Cena: ok. 22zł      Pojemność: 200ml     Dostępność: Rossmann, Hebe, drogerie internetowe

26 listopada 2013

Świąteczna WishLista

Tak naprawdę, ta lista została stworzona po to, żeby pomóc mojemu chłopakowi w wyborze prezentu świątecznego dla mnie. Okazuje się jednak, że ma on już coś na oku, a żeby się nie marnowała, postanowiłam wstawić ją na blog. Coraz bliżej Święta, coraz bliżej Święta... Cóż, nie da się ukryć. Zewsząd otacza nas coraz więcej ozdób choinkowych, sklepy zaczynają kusić świątecznymi przecenami, a wiele osób zastanawia się już nad prezentami dla bliskich.

Szczerze mówiąc, rzeczy na grafice nie są moimi wielkimi marzeniami. Raczej nie mam wielkich zachcianek kosmetycznych. Mam nadzieję, że prędzej czy później wszystkie rzeczy z listy się u mnie znajdą. Nieważne czy od kogoś, czy sama je sobie kupię. Najbardziej chciałabym rzeczy najbardziej dostępne, czyli te dwa słynne cienie Catrice. W sumie mogłabym skoczyć do Natury i sobie je kupić, ale nigdy nie mam do niej po drodze i jakoś trudno wydać mi 17zł na pojedynczy cień (zawsze kupowałam pojedyncze cienie Catrice na wyprzedażach). Chciałabym też zalotkę, bo mam taką słabą, bez firmową, która praktycznie nie podkręca rzęs. Inglot na pewno by mnie zadowolił. Reszta rzeczy jest dostępna przez internet i myślę, że w przyszłości do mnie trafi. Czaję się też na jakiś nowy, lepszy bronzer typu The Balm czy Sleek. Reszta byłaby miłym dodatkiem :)

A Wy, co chciałybyście dostać na Święta?

25 listopada 2013

Skromne zakupy z Rossmanna (+ swatche)


W Rossmannie byłam i ja. Co prawda planowałam nie iść wcale, ale stwierdziłam, że w normalnej cenie nie kupię tych produktów, na które miałam oko. Planowałam odłożyć sobie trochę grosza, kupić kilka rzeczy więcej, jednak nieplanowane dwa wyjścia na miasto spowodowały, że nie miałam nic :P więc poprosiłam Kubę o pożyczkę sumy tylko na to, czego chcę najbardziej.

Gdy weszłam do drogerii, myślałam, że już nic ciekawego nie zastanę i w sumie nie będę musiała nic wydawać. Prawda okazała się inna. Mimo że byłam w Rossmannie w samym Rynku, wszystko było... heh, no i musiałam ulec pokusie. Warto jednak zaznaczyć, że chapnęłam tylko te trzy rzeczy, które planowałam. No a i tak kwota do zapłaty nie była niska. Wydaje mi się, że ceny przy kosmetykach były nieco zawyżone, no ale i tak po odjęciu -40% wychodziło opłacalnie.


Na powyższych zdjęciach widać całe moje zakupy.

Od dawna czaiłam się na pomadkę Rimmela z serii by Kate w kolorze 16. Jest to bardzo popularny odcień szminki, dużo osób ją ma i w sumie się nie dziwię, bo kolor jest fantastyczny. To jasny róż z domieszką koralu. Idealna na wiosnę i lato, ale w zimie też wygląda ok. Dawno nie nosiłam jasnych pomadek, ale coraz częściej się do nich przekonuje... co prawda są to odcienie soczyste, bo typowe korektorowe nude nadal mnie nie ciągną ;) Zapłaciłam za nią 11,99zł.

W związku z tym, że kocham Stellar, zapragnęłam kolejny twór Rimmela z serii Apocalips. Tym razem w moje ręce trafiła Nova. Po szalonym kolorku, przyszła kolej na bardziej stonowany. W sumie myślałam, że jest mniej różowy, a jednak radzi kolorem. Mi to nie przeszkadza. Jestem ciekawa, jak będzie się sprawdzał. Zapłaciłam za nią 14,39zł.

I ostatnim, chyba najważniejszym zakupem jest kredka Max Factor w kolorze 090 Natural Glaze. Po nieudanej przygodzie z białą kredką elf, chciałam coś dobrego na linię wodną. Białe kredki nie do końca do mnie przemawiają, więc zapragnęłam zachwalanej beżowej od Max Factor. Po pierwszych aplikacjach jestem zadowolona. Zapłaciłam za nią 17,39zł.

 

24 listopada 2013

ShinyBox - listopad 2013 (by DeeZee)


Przepraszam za obsuwę z prezentacją najnowszego ShinyBoxa, jednak kiedy do mnie przyszedł, nie było mnie przez kilka dni w domu. Widziałam go już u innych dziewczyn i byłam ciekawa, czy trafi mi się cień beżowy czy brązowy... okazało się, że w moim pudełku był zupełnie inny kolor. O rozczarowaniach i pozytywnych zaskoczeniach dotyczących nowego pudełka, już za chwilę.


Listopadowy SB jest dość ciężki. Wszystkie produkty są pełnowymiarowe, co na pewno powinno cieszyć. Jednak czy są to kosmetyki trafiające w mój gust? Na pierwszy rzut oka wydaje się fajnie. Coś z kolorówki, coś z pielęgnacji. Takie pudełko zadowoliłoby osoby, którym kończą się kosmetyki typu puder czy balsam do ciała. Ja takich rzeczy mam pod dostatkiem, co nie oznacza, że nie skorzystam z tych z SB. A teraz pora na moja opinię na temat każdego z kosmetyków; czy się z niego cieszę, czy nie; dlaczego tak, dlaczego nie?

  • AA, Odżywczy balsam do ciała - balsamów, maseł i olejków do ciała mam od groma. W związku z tym obecność tego kosmetyku w pudełku mnie nie rusza. Gdyby była to inna firma, np. bardziej naturalna i atrakcyjniejsza dla mnie, zostawiłabym go i zużyła za jakiś czas. Natomiast w takim wypadku powędruje on do kogoś ze znajomych. Wolałabym dostać żel pod prysznic, który był drugą opcją zamiast balsamu ;)
  • Bingo Spa, maska do twarzy z olejem winogronowym - cieszę się, że mogę przetestować kolejny produkt Bingo Spa. Niedawno testowałam maseczkę oczyszczająco-nawilżającą, która piekła w skórę i nie przynosiła efektów. Mam nadzieję, że jej siostra jest zupełnie inna. Użyłam jej już wczoraj i na szczęście żadnego szczypania nie odnotowałam.

  • Mariza, puder ryżowy - mój ulubiony puder! Akurat poprzednie opakowanie mi się kończy i jestem bardzo zadowolona, że trafił mi się 'zapas'. Opakowanie ma tylko 5g, jednak jest to kosmetyk bardzo wydajny. Świetnie utrwala makijaż i jest bardzo matujący. Obszerniejsza recenzja tutaj.
  • La Rosa, lakier oraz cień mineralny - niestety oba produkty nietrafione. Lakier jest w odcieniu malinowo-czerwonym, niby ładnym, ale mam już sporo lakierów z rodziny czerwoniastych. Powędruje do kogoś, bo szkoda, by się u mnie marnował. Natomiast cień trafił się się... grafitowo-czarny. Nie spodziewałam się takiego, widziałam, że większość dostała beż lub brąz. Liczyłam na beż, taki codzienny. Tymczasem trafił mi się kolor ciemny... i mimo że takie lubię, to podobnych mam od groma :(

W pudełku znalazłam też próbkę kremu do twarzy oraz saszetki szamponu do włosów i balsamu do włosów. Moim największym zawodem jest kolor cienia, bo liczyłam na dzienny kolor, którym mogłabym zrobić mineralny makijaż oka (mam plan zrobić notkę z takim makijażem), ale w sumie może ten też wykorzystam. Zobaczymy ;) Nie wiem, czy notka z recenzją tego pudełka się pojawi, ponieważ na pewno pozbędę się balsamu i lakieru, i nie wiem czy jest sens opisywać 3 produkty na krzyż.

Jeśli listopadowy ShinyBox przypał Wam do gustu i z chęcią skorzystacie z kosmetyków w nim zawartych, odsyłam Was na stronę - KLIK, gdzie możecie zamówić to pudełko za 49zł.
  

22 listopada 2013

Receptury Babuszki Agafii: Maska drożdżowa na porost włosów


Maski drożdżowej Babuszki Agafii używam już od kilku miesięcy. Starczyła mi na tak długo, ponieważ używałam jej właściwie tylko na skórę głowy, w niedużych ilościach. Małe porcje nakładałam na skalp i masowałam, by pobudzić cebulki do wzrostu. Czy coś to dało?

W słoiczku znajdujemy 300ml ciekawie pachnącej substancji. Konsystencja maski jest dość rzadka, dlatego nabierałam ją tylko na czubki palców. Po wmasowaniu produktu w skalp, chodziłam tak przez minimum 30 minut po domu. Niestety, mimo że maski używałam przez okres kilku miesięcy (koło trzech, bardzo regularnie), to nadal nie zauważyłam wielkiej zmiany. Na samym początku stosowania, wydawało mi się, że kosmetyk naprawdę pobudza wzrost włosów, bo w pewnym momencie były coraz dłuższe. Niestety dobra passa nie trwała długo, ponieważ przez kolejne miesiące takich rezultatów nie widziałam. Trudno mi jednoznacznie określić, czy maska działa czy nie. Mam jednak wrażenie, że pojawiło mi się sporo baby hair, które stoją jak szalone na głowie, bowiem mają po ok. 4 cm długości.

SKŁAD: Yeast Extract (drożdże), Betula Alba Juice (sok brzozowy); Inula Helenium Extract (oman wielki), Arctostaphylos Uva Ursi Extract (mącznica lekarska), Silybum Marianum Extract (ostropest plamisty), Cetrimonium Chloride, Cetearyl Alcohol, Ceteareth-20, Guar Gum; Triticum Vulgare Germ Oil (olej z kiełków pszenicy), Ribes Aureum Seed Oil (olej z nasion czarnej porzeczki), Pinus Siberica  Cone Oil (olej z orzeszków cedrowych), Rosa Canina Fruit Oil (olej z owoców dzikiej róży), Ascorbic Acid (witamina C), Panthenol (witamina B5), Glucosamine, Citric Acid, Parfum, Benzoic Acid, Sorbic Acid

Dwa albo trzy razy zastosowałam maskę na całą długość włosów, przed myciem. Przy spłukiwaniu były bardzo miękkie i nawilżone. Przy tej metodzie jest jednak mały problem - maska jest niewydajna i na pewno nie starczyłaby na długo. Nie wiem jak maska działa po umyciu włosów, gdyż nigdy jej tak nie używałam. Czytałam, że przy takim stosowaniu, maska znika w tempie błyskawicznym.

Jak już mogliście wyczytać, po trzymiesięcznym stosowaniu maski Babuszki Agafii, nie zauważyłam większych rezultatów. Liczyłam na pobudzenie cebulek włosa do wzrostu i otrzymałam to tylko w ciągu pierwszych tygodni używania. Mimo wszystko, maski używało mi się bardzo przyjemnie, chociaż oczekiwałam innych efektów. Niemniej jednak czuję, że w przyszłości wrócę do tego produktu i zobaczę, czy coś się zmieniło. Chciałabym też poznać Waszą opinię na temat tego kosmetyku, bo wiem, że wiele z Was ją miało :)

Cena: ok. 18zł      Pojmność: 300ml      Dostępność: Kalina, SkarbySyberii, helfy

20 listopada 2013

MAKIJAŻ: 'Najlepszy dzienniak na dzielni'

Dzisiaj wyjątkowo bez kreski, która jednak moim zdaniem wykańcza makijaż. No ale nie jest źle. Na żywo wygląda to dość wieczorowo... ale oczywiście nie w aparacie :P Cały makijaż oczu wykonałam paletką Au Naturel. Używałam w 90% matów, ale dodałam odrobinkę błysku po środku powieki ruchomej i co nieco na dolnej. Tytuł postu to oczywiście żart, nie wiedziałam, jaką nadać nazwę ;)



18 listopada 2013

Patrzałki Firmoo po raz trzeci! Z czerwienią mi do twarzy?


Cześć! Ostatnio nie ma mnie zbyt często na blogu. Jest to spowodowane dość napiętym grafikiem dziennym, a przede wszystkich warunkami za oknem. Niestety prawie codziennie wracam koło godziny 17, czyli wtedy, kiedy na zewnątrz jest zupełnie ciemno. Nie jestem w stanie robić zdjęć w takich warunkach, więc na zdjęcia przeznaczam czas, w którym można zaznać światła dziennego.

Ale dzisiaj przychodzę z kolejnymi okularami od Firmoo. Dostałam propozycję, by znów zrecenzować kolejną parę. Akurat złożyło się tak, że moje poprzednie okulary (również od Firmoo) nieco mi się znudziły i właściwie nie miałam ochoty ich nosić, najczęściej o nich zapominałam. Tym razem postanowiłam wybrać oprawki, które bardziej będą do mnie pasować. Widziałam, że sporo dziewczyn pokazywało u siebie model #F05, który jest ciekawy i dość szalony. Słyszałam też, że oprawki są dość wąskie, a ja akurat mam to 'szczęście', że mam małą głowę i wszystko mi z niej spada spada, włącznie z okularami. Zamówienie zostało złożone.


Na okulary czekałam tydzień. Tylko tydzień. Byłam zaskoczona jak szybko zostały wysłane i jak szybko do mnie dotarły (oczywiście dodatkowo, jak zawsze dostajemy: etui twarde, etui miękkie, ściereczkę i śrubokręt). Od razu okazało się, że oprawki są śliczne, a ich rozmiar jest dla mnie idealne. W końcu mam okulary, które mi się nie zsuwają. Pokochałam ich koci kształt, który - mówić nieskromnie - bardzo mi pasuje, przynajmniej tak mi się wydaje. Jestem z nich bardzo zadowolona i w końcu mam ochotę znów latać w okularach na nosie. Od kiedy je mam, towarzyszą mi niemalże non stop. Są lekkie i wygodne, a oko się nie męczy.

Jeśli chodzi o wady, to dostrzegłam jedną. Nooo... można uprzeć się, że dwie, bo w końcu ich wąskość może przeszkadzać wielu osobom, bo najzwyczajniej ich nie wcisną. Z tą wadą, chodzi mi o to, że do tych okularów nie pasuje inny kolor ust niż... czerwony. Najlepiej, gdy są do siebie zbliżone względem odcienia, wtedy wygląda to najlepiej. Przynajmniej u mnie. Zawsze jak nakładam jakiś inny kolor szminki, spotykam się z uwagami, że te kolory się gryzą. No ale jak ktoś lubi czerwień na ustach (lub nosi delikatne kolory szminek) i nie boi się chodzenia w czerwonych okularach, to jak najbardziej polecam. Są super!

Okulary są naprawdę fajne i niedrogie (mój model kosztuje $39), a na stronie Firmoo znajdziecie wiele różnych modeli w różnych cenach. Polecam też przejrzeć oferty Firmoo, ponieważ możecie kupić okulary taniej lub w niektórych wypadkach płacić za samą przesyłkę - jak np. w przypadku zakupu pierwszej pary okularów, w programie First Pair Free, o którym możecie poczytać tutaj. Poza tym, jeśli jesteście blogerkami, istnieje możliwość nawiązania współpracy - KLIK.

Podoba Wam się ten model? Macie już swoje Firmooówki? ;)

15 listopada 2013

Niespodzianka od Pat&Rub!


Wczoraj zostałam mile zaskoczona. Wróciłam po długim dniu do domu i zastałam paczkę. Zupełnie nie widziałam od kogo to, nie miałam też żadnych przypuszczeń. Po rozpakowaniu kartonu, moim oczom ukazała się bardzo ładna torebka, a w niej mieściły się 3 kosmetyki. Od razu rzuciłam się, by obejrzeć, co do mnie trafiło. To moje pierwsze spotkanie z marką PAT&RUB i jestem bardzo ciekawa, jak się polubię z tymi produktami.


W pięknej sakiewce znalazłam taki cudna, jak:
  • Mleczna mgiełka rewitalizująca
  • Olejek rozświetlający do ciała i twarzy
  • Regenerujące serum do ust i okolic

Mogę się Wam przyznać, że właściwie już zaczęłam testy i jestem po pierwszych użyciach każdego z tych kosmetyków. Pewnie za jakiś czas będziecie mogli przeczytać ich recenzje na moim blogu. Przy okazji podzielcie się swoimi doświadczeniami z kosmetykami tej firmy. Jestem ciekawa, co o nich sądzicie :)

13 listopada 2013

ShinyBox - październik 2013 - RECENZJA PUDEŁKA


Przyznam szczerze, że zawartość październikowego pudełka zdecydowanie mnie rozczarowała. Z sierpniowego boxa byłam bardzo zadowolona, z wrześniowego trochę, a październik niczym mnie nie zaskoczył. Nie mówię, że jest to złe pudełko, bo na pewno znajdzie się jakiś procent osób, które uznają je za atrakcyjne. Ja niestety nie mam takich odczuć.

Jedyne kosmetyki z ShinyBoxa ze wstążeczką, które mi się spodobały to:
  • Organique, Spicy Bath Foam - czyli płyn do kąpieli. Miał pachnieć korzennie, natomiast jego zapach przypomina mi colę pomarańczową, jest bardzo podobny. Buteleczka ma tylko 125ml i kosztuje koło 22zł, więc dużo. Ja nie leję tego produktu dużo, jednak na kąpiel schodzi mi z 20ml, zatem jest to inwestycja tylko w kilka zabiegów relaksacyjnych. Jeśli chodzi o to, jak się zachowuje - tworzy delikatną pianę, na pewno nie obfitą; bardzo ładne i intensywnie pachnie; zapach utrzymuje się jeszcze przez jakiś czas w łazience; nie zauważyłam, by przesuszał mi skórę.
  • Goldwell, Dualsenses, 60-sekundowy balsam do włosów - jest to balsam, którego używam przede wszystkim na końcówki włosów, w celu ich zabezpieczenia (zawiera silikony). Całkiem ładnie pachnie, jednak nie jest to zapach, który specjalnie by się wyróżniał. Natychmiastowo wygładza włosy, działa szybko, dlatego stosuję go, kiedy nie mam czasu na trzymanie maski przez 30 min. Jest to produkt drogi - pełnowymiarowe opakowanie 200ml kosztuje koło 64zł. Ja i moje włosy lubimy produkty bogatsze, bardziej naturalne, a za tę cenę mogę mieć zupełnie co innego, a do tego w większej ilości.

 Co nie przypadło mi do gustu i czemu?
  • Seche Vite, przyspieszacz wysychania lakieru - jestem pewna, że wiele osób było zadowolonych z obecności tego produktu. Ja natomiast już go miałam, w sumie nadal mam. Bardzo go lubię, ale w swoich zbiorach posiadam dużą buteleczkę, którą wolno zużywam, więc egzemplarz z SB powędrował do mojej koleżanki.
  • SYIS, botoksujące płatki pod oczy - właściwie nie zauważyłam ich działania i w sumie nie wiedziałam, co konkretnie mam zauważyć. Wygładziły lekko okolice oczu i krem się fajniej rozprowadzał, ale nic poza tym. Nie kupię.
  • The Body Shop, maseczka z witaminą E - niestety po nałożeniu bardzo piekła mnie skóra i musiałam ją szybko zmyć. Nie mogę zatem nic powiedzieć. Szkoda, bo skład miała niezły. Nie wiem, co mojej skórze nie odpowiadało.
  • Flos-Lek, próbka szamponu przeciwłupieżowego - nie miałam nigdy problemów z łupieżem i nie widziałam sensu używania tych próbek. Oddałam je za to tacie, któremu na pewno się przydadzą. Cieszę się, że się nie zmarnują.
  • Full of Fashion, bransoletki - niestety nie podobają mi się. Mam bardzo szczupłe nadgarstki i nie mogę ich zawiązać.

I film dla tych, którzy wolą oglądać :)

12 listopada 2013

Zakupy: Rimmel, Essie, Astor, Marion


Dzisiaj notka w odsłonie jesiennej. Mama zabrała do prania mój ulubiony obrus do robienia zdjęć *smuteczek*, więc postanowiłam zaszaleć z tłem. W związku z tym, że mamy w salonie wazon sztucznych, jesiennych liści, postawiłam go za stołem i zaczęłam cykać fotki zdobyczy kosmetycznych.

Dzisiaj kupiłam sobie dwie rzeczy, a przyszły do mnie jeszcze dwie paczuszki z wcześniejszymi zakupami. Już to wszystko prezentuję. Zaopatrzyłam się w dwa produkty Marion - jeden z nich to mgiełka termoochronna. Czaiłam się na nią już długo, a w związku z tym, że idzie zima i być może będę musiała od czasu do czas użyć suszarki, stwierdziłam, że mi się przyda. Chwyciłam też bibułki matujące, ponieważ to jedne z najtańszych jakie widziałam - zapłaciłam za nie niecałe 10zł, a jest ich aż 100 sztuk.


Ostatnio pokazywałam Wam Rimmel Wake me up, ale tym razem mam go w jaśniejszym kolorze, 100 Ivory. Już po kilku zastosowaniach podkład spodobał mi się tak, że odkupiłam następną buteleczkę od Ani z bazarkukosmetycznego. Kosztował mnie 10zł + przesyłka, więc się skusiłam. Od Ani dostałam też kilka próbek kosmetyków Bandi. Na razie mam zapas podkładów na kilka miesięcy, ale kusi mnie jeszcze jedna sztuka, w którą prawdopodobnie zaopatrzę się na -40% w Rossmannie ;)

Następne rzeczy z kolorówki to mój pierwszy lakier Essie - wybór padł na kolor Camera, który niestety przez kamerę dobrze oddany nie jest. W buteleczce jest to dość neonowy róż z czerwonymi tonami. Dopiero pomalowałam nim paznokcie, a jest już ciemno, więc dopiero jutro zobaczę, jak ten kolor wygląda w praktyce. Lakier kosztował mnie 9,99zł. Do zamówienia dorzuciłam sobie pomadkę marki Astor w kolorze Satin Fuchsia. Okazało się, że odcień jest dokładnie taki, jak chciałam - jest to dość ciemna fuksja, idealna na jesień. Obawiałam się, że pomadka będzie podoba do innych moich egzemplarzy, jednak na szczęście to pierwszy taki kolor w mojej kolekcji. Za szminkę zapłaciłam 6,98zł. Obie rzeczy kupiłam w sklepie ezebra.pl.


Myślę, że za jakiś czas zrecenzuję podkład Wake me up i wyżej wspomnianą pomadkę. Nie wiem natomiast, czy jest sens pisać o lakierze do paznokci Essie, kiedy kolor jest tak bardzo przekłamany. Dajcie znać, co sądzicie - w końcu  - bądź co bądź - to dla Was piszę :D Miałyście którąś z tych rzeczy, jak się sprawdzała? Jak zwykle jestem ciekawa Waszych opinii ;)

Apis, Arbuzowe orzeźwienie: nawilżający krem do twarzy

Skład: Aqua, Grape Seed Oil, Sunflower Oil, Glycerin, Sarbomer, Sitrullus Lanatus (Watermelon) Extract, Hyaluronic Acid, Collagen, Cetearyl Alcohol & Ceteareth 20, Silk Protein, Zinc Oxide, Titanium Dioxide, Triethanoloamine, Ascorbyl Palmitate, Ascorbic Acid, Citric Acid, Tocopherol, Methylchloroisothiazolinone, Methylisothiazolinone, Benzyl Alcohol, Parfum, Annatto.

Od jakiegoś czasu używam kremu marki Apis. Nie towarzyszy mojej skórze non stop, ale zdarza się, że używam go rano pod makijaż. Kiedy do mnie trafił, zdziwiła mnie jego olbrzymia pojemność (110ml do zużycia w ciągu 6 miesięcy) oraz dobry skład, którego - mówiąc szczerze - się nie spodziewałam.

Krem charakteryzuje się dość lekką konsystencją, która mimo wszystko nie jest rzadka ani płynna. Niewielka ilość kosmetyku wystarcza na pokrycie całej twarzy. Mimo wszystko to krem, którego nie ma na sensu szczędzić - kto zużyje ponad 100ml kremu w ciągu 6 miesięcy nakładając go raz dziennie na twarz? Trzeba go wsmarowywać w szyję i dekolt, w dodatku dość obficie.

Produkt szybko się wchłania, przez co nadaje się pod makijaż. Nie tworzy na skórze tłustego, lepkiego filmu. Dodatkowo ładnie pachnie. Nuty charakterystyczne dla arbuza są wyczuwalne, ja od razu wyczuwam ten owoc, lub jego brata - melona. Powiedziałabym, że krem pachnie podobnie do pomadek Miss Sporty, jednak nieco delikatniej i przyjemniej.


Jeśli chodzi o nawilżenie, to przy stosowaniu tego kremu pod makijaż, nie ma się czego czepić. Na dłuższą metę - przy nakładaniu go na dzień i na noc - na bardziej wymagającą skórę, to może być za mało. Kosmetyk Apis nie powala rewelacyjnymi właściwościami nawilżającymi, które odpowiadałyby właścicielom bardziej suchej skóry. U mnie radzi sobie z bezproblemowymi obszarami na twarzy, jednak kiedy wyjdzie mi przesuszenie np. koło ust - nie radzi sobie z nim.

Mimo wszystko polubiłam ten produkt do stosowania pod makijaż. Szybko się wchłania, nie wzmaga przetłuszczania i nie koliduje z używanymi przeze mnie podkładami. Poza tym dzięki pojemności nadaje się do stosowania przez całą rodzinę - warto namówić tatę czy brata, żeby także go czasami używali... bo wiadomo jak oporni są faceci ;P

Cena: ok. 16zł      Pojemność: 110ml       Dostępność: Apis Cosmetics

11 listopada 2013

Wibo: WOW glamour sand, nr 1


                    Marka: Wibo, WOW glamour sand
                    Nazwa: nr 1
                    Wykończenie: piaskowe
                    Kolor: czerń z szmaragdowym brokatem
                    Krycie: lakier jest średnio napigmentowany, potrzebne są dwie warstwy
                    Inne cechy: lakier dość szybko wysycha; bardzo mi się nie podoba :P
                    Pojemność: 8,5 ml
                    Cena: ok. 7zł

10 listopada 2013

Lovely: Pump Up, maskara podkręcająca i unosząca rzęsy


Chciałabym dzisiaj napisać o tuszu, o którym chyba już wszyscy słyszeli. Chodzi o tanią maskarę marki Lovely, o nazwie Pump Up. To nie pierwszy raz, kiedy ten tusz znajduje się w moim posiadaniu, ale postanowiłam napisać o nim dopiero teraz.

Pump Up od dawna mnie ciekawiła, ponieważ zbierała mnóstwo pochlebnych opinii w internecie. Pierwszy raz trafiła do mnie na zlocie blogerek, gdzie przygarnęłam ją od kogoś. Byłam z niej zadowolona, jednak jej żywotność nie trwała długo - po miesiącu wylądowała w koszu. Tym razem Pump Up przyszła do mnie wraz z jednym z Wibo Boxów.


Szczoteczka jest silikonowa (ja takie bardzo lubię), a jej kształt jest lekko wygięty, charakterystyczny dla maskar podkręcających rzęsy. Moim zdaniem nabiera idealną ilość tuszu, a włoski są rozstawione tak, że trudno sobie nią posklejać rzęsy - Pump Up ma u mnie za to duży plus. Jedyną wadą powtarzającą się wśród tuszy Wibo/Lovely to niezbyt długa żywotność - większość tych kosmetyków bardzo zmienia konsystencję po miesiącu użytkowania.

Na zdjęciach poniżej widzicie efekt z jedną wartą tuszu, dosłownie po kilku ruchach szczoteczką. Myślę, że od razu widać wydłużenie i podkręcenie rzęs. Przy kolejnych warstwach można też uzyskać lepsze pogrubienie i bardziej dramatyczny efekt. Poza tym nie zauważyłam, by maskara osypywała się. Biorąc pod uwagę cenę, brak osypywania się i satysfakcjonujący efekt wizualny, mogę stwierdzić, że to jeden z moich ulubionych tuszy do rzęs. A Wy, co o nim sądzicie?


Cena: ok. 10zł      Pojemność: 8ml      Dostępność: Rossmann - szafy Lovely

6 listopada 2013

MAKIJAŻ: Wieczorowe, fioletowe smokey

Wpadam dzisiaj z makijażem, który właśnie mam na sobie, ponieważ niedługo wychodzę na imprezę. Postanowiłam pomalować się pod kolor swetra, w który jestem ubrana; ma on kolor bakłażanowo-fioletowy, a podobny cień można znaleźć w paletce Sleek Bad girl.

Ostatnio robienie zdjęć to masakra, światło dzienne jest tragiczne, a innego sensownego nie mam. Zaczął się najgorszy okres dla zdjęć na bloga, czyli szary i ponury świat, przez który wychodzą smutne, rozmazane zdjęcia. Mam nadzieję, ze zadowoli Was to, co jest.