28 czerwca 2013

Fitomed: Mój krem No2 - tłusty do cery naczynkowej


Z kremami Fitomed spotykam się już drugi raz - za pierwszym razem miałam do czynienia z kremem No6. Był on zupełnie inny - lżejszy, miał zupełnie inną konsystencję i w zasadzie także działanie. Teraz używam kremu No2, który jest przeznaczony do cery naczynkowej, czyli takiej jak moja. Takich kremów używam raczej zapobiegawczo - nie mam dużo popękanych naczynek i oczywiście nie chcę ich mieć. Mam nadzieję, że używanie produktów tego typu coś mi da i w przyszłości moja skóra odwdzięczy mi się dobrym wyglądem.

Krem Fitomed, którego obecnie używam jest typu tłustego, według producenta nawet bardzo tłustego. Jednak zachowuje się nieco inaczej niż typowe tłuste kremy drogeryjne. Powiedziałabym, że produkt Fitomed wcale tak bardzo tłusty nie jest. Owszem, skóra mocno się po nim świeci, jednak krem szybko się wchłania i pozostawia po sobie tylko lekko tłustą powłokę. Mimo wszystko najbardziej nadaje się na noc oraz na dzień, kiedy nic nie nakładamy na twarz i np. siedzimy w domu.


Krem ma gęstą, bardzo treściwą konsystencję (jak masło) i w czasie upałów najlepiej trzymać go w lodówce lub chłodnym miejscu, ponieważ u mnie zaczął się 'pocić' i ważyć (niestety w moim pokoju latem panują zabójcze temperatury i nie mogę nic na to poradzić). Zapach jest przyjemny, jakby cytrusowy.

Jeżeli chodzi o działanie, to działania na naczynka nie opiszę, ponieważ nie mam z nimi większych problemów. Tak jak pisałam - chcę teraz zapobiegać, a nie potem leczyć. Jednakże krem ma oczywiście inne właściwości - nieźle nawilża i zabezpiecza skórę (dzięki tłustej powłoce). Oczywiście nawilżenie nie jest tak rewelacyjne, jak w przypadku oleju z awokado (bo tego to chyba żaden krem nie pobije), jednak jest całkiem dobre. Skóra po użyciu kremu jest miękka i gładka. Poza tym kosmetyk ma u mnie plus za niezły, dość naturalny skład.


Według producenta najlepiej używać go jako kremu ochronnego w okresie zimowym lub produktu łagodzącego w lecie, np. po opalaniu. Ja się za bardzo nie opalam, więc w ten sposób nie znajdzie u mnie zastosowania, używam go po prostu jako odżywczego kremu na noc. Jak w każdej recenzji kremu muszę napisać, że moja skóra nie jest podatna na zapychanie i mnie krem nie zapchał. Jednak zawiera izoparafinę (w kremobazie, wg informacji ze strony producenta), która u niektórych może prowadzić do wysypu. Myślę, że nie ma jej bez powodu - izoparafina powinna chronić skórę przed czynnikami zewnętrznymi np. wiatrem czy niskimi temperaturami.

Do minusów na pewno zaliczę krótki termin przydatności - 3 miesiące od otwarcia. Z drugiej strony jest to plus, bo krem nie jest naładowany konserwantami. Niemniej jednak przez to trzeba go używać dużo i często - jeśli nie dajemy rady, żeby go wykończyć w 3 miesiące to najlepiej używać takiego produktu także do dłoni i stóp.


Cena: 29zł       Pojemność: 50ml       Dostępność: internet - sklep Fitomed

27 czerwca 2013

Moja paleta magnetyczna cieni - Kobo i Inglot (swatche)


W końcu udało mi się skompletować moją paletkę magnetyczną Lenka. Kupiłam ją w styczniu i bez pośpiechu zbierałam sobie do niej cienie. Przyznam Wam szczerze, że małym kosztem, bo większość cieni przygarnęłam na zlotach lub dostałam. Pięć z całej palety zostało zakupionych przeze mnie.

Ja tę paletkę kupowałam jeszcze za 9,95zł i w dodatku dostałam gratis w postaci pędzelka. Natomiast teraz jej cena to 19,95zł i mówiąc szczerze teraz raczej bym się na nią nie zdecydowała. Paleta jest fajna, magnes dobrze trzyma cienie, jednak podwojenie ceny w ciągu zaledwie pół roku to coś, co mnie trochę zniechęca. Ale przejdźmy do rzeczy. Zaprezentuję po kolei cienie, jakie w niej trzymam (od lewej do prawej):

  • Kobo Professional, 205 Golden Rose - najpopularniejszy cień marki Kobo. Ładny odcień różu opalizujący na złoto, w zależności od kąta padania światła oraz sposobu rozcierania. Jeden z cieni, które warto mieć w swojej kolekcji, bo mimo że jest wiele podobnych, to ten jest wyjątkowy. Nie widziałam jeszcze dobrego odpowiednika, zazwyczaj są one sporo jaśniejsze, a opalizowanie na złoto jest delikatniejsze. Dość mokry i tępy w konsystencji.
  • Kobo Professional, 212 Turquoise - cień, z którego nie do końca jestem zadowolona. W drogerii wyglądał bardzo fajnie; powiedziałabym, że bardziej zielono. Była promocja, więc kupiłam... niestety potem okazało się, że jest bardziej niebieski. Jest mi dobrze w chłodnych kolorach, więc nie przejęłam się bardzo, ale szkoda, że odcień jest taki banalny. Wygląda, wg mnie, bardziej błękitno niż turkusowo... Dość mokry i tępy w konsystencji.
  • Kobo Professional, 118 Khaki - jak nazwa wskazuje, jest to odcień khaki. Matowy. Ja go przygarnęłam na zlocie, mimo że mam podobny kolor z Catrice - In the army now. Nie używam często, bo rzadko robię makijaże w takich kolorach.
  • Kobo Professional, podwójna kasetka cieni - 402 Feel Alive - jasnozielony cień z kasetki, w której były po dwa cienie. Ma delikatne drobinki, można powiedzieć, że to miętowy odcień, jednak z tej zielonej rodziny mięty. Będzie fajny na okres letni.

  • Kobo Professional, podwójna kasetka cieni - 402 Feel Alive - różowy cień z kasetki, w której były po dwa cienie. Ma delikatne drobinki, jest to zwykły odcień różu - jeden z takich, w których nie jest mi najlepiej. Jego też przygarnęłam na zlocie i myślę, że na pewno go wykorzystam, ponieważ nie jest to nachalny odcień. Zwłaszcza w połączeniu z kolorami, które mi pasują.
  • Kobo Professional, 202 Pale Violet - kolejny z przygarniętych cieni. Jest to jasny odcień fioletu, jak nazwa wskazuje - dość blady. Myślę, że będzie dobrze wyglądał na powiece ruchomej w towarzystwie ciemniejszych fioletów nad załamaniem. Dość mokry i tępy w konsystencji.
  • Kobo Professional, 207 Gold - słoneczny odcień żółci, wyglądającej trochę jak złoto. Fajny odcień na lato do kolorowych makijaży. Będzie też fajny do wewnętrznego kącika czy na dolną powiekę jako akcent kolorystyczny. Dość mokry i tępy w konsystencji.
  • Inglot, Matte 345 - matowy odcień mięty. Myślę, że idealny do wiosenno-letnich makijaży, kiedy mięta wciąż króluje. A nawet jeśli modna by nie była, to moim zdaniem zawsze wygląda dobrze. Ostatnio Hania (digitalgirl13) z  robiła makijaż z użyciem tego cienia i wygląda super. Ja zresztą też miałam go ostatnio w swoim filmiku. Niestety nie jest mocno napigmentowany i trzeba go podbić dobrą bazą lub białą kredką, żeby wydobyć mocny kolor.

  • Inglot, Matte 348 - matowy szary cień. Dostałam go na urodziny od koleżanek, bo potrzebowałam matowej szarości do blendowania przy ciemniejszych makijażach. Do tej pory miałam same metaliczne i perłowe szare cienie, a dzięki temu mogę po prostu więcej.
  • Inglot, Matte 342 - matowy brąz. Odcień tego cienia nie jest, według mnie, ani zbyt ciepły ani chłodny, po prostu pośredni. Mógłby być chłodniejszy do mojego typu cery, jednak do blendowania przy brązowych makijażach jest dobry. Też dostałam go od koleżanek na urodziny.
  • Inglot, Matte 358 - matowy cień w ciekawym, fioletowo-beżowo-brązowym kolorze. Trudno ten kolor opisać i w sumie trudno określić do jakiego koloru makijażu pasuje. Czasami mieszam go z 342 i kładę nad załamanie powieki. Wychodzi z tego ciekawy kolor, dobry do modelowania opadającej powieki.
  • Inglot, Pearl 402 - perłowy brąz, o bardzo ładnym, nietypowym kolorze. Perła nie jest nachalna, wygląda bardzo ładnie. Cień nadaje się na całą powiekę lub np. do przyciemnienia załamania czy zewnętrznego kącika. Będzie też fajnie wyglądać na dolnej powiece.

Ogólnie jestem zadowolona z tej palety. Cieszę się, że wiele cieni wpadło w moje ręce samoistnie, na zlotach, bo sama miałabym kłopoty, żeby uzbierać całą 12-tkę. Moim zdaniem paleta nieźle się komponuje: kolorowe cienie na powiekę ruchomą oraz dolny rząd odcieni neutralnych, nadających się nad załamanie. Mój zestaw pewnie nie przypadnie go gustu osobom lubiącym beże i brązy, jednak ja neutralne kolory mam w trzech innych paletach (Sunkissed, Oh So Special oraz Au Naturel). Oczywiście moja uzbierana paletka nie jest bez wad... brakuje mi tu jaśniejszego brązu i koloru cielistego, jednak jak mówię - ja takie kolory mam w innych paletach. Wydaje mi się, że swatche i kolory cieni są dobrze oddane, jednak ostatni rząd swatchy jest nieco ciemniejszy, bo światło naturalne mi się zmieniało (niemniej jednak widać, to co ma być widać). Mam nadzieję, że nie robi to problemu.

Dajcie znać o fajnych kolorach wkładów oraz czy moja paleta Wam się podoba ;)



26 czerwca 2013

Haul - kolorówka: zakupy + wymiana ze zlotu

Ostatnio rzadko kupuję coś z kolorówki. Mnóstwo rzeczy mam i kuszę się tylko na coś, na co miałam ochotę od dłuższego czasu. Tym razem pieniądze przeznaczyłam na paletkę róży z Sleeka - Lace. Kusiła mnie od czasów, kiedy wyszła, także spełniłam swoją zachciankę. Kilka innych swoich róży oddałam. W Biedronce kupiłam też lip tint Bell. Jestem z niego zadowolona, jednak wydaje mi się, że jakość jest gorsza od tych dostępnych normalnie w standardowych szafach Bell. Ten nie jest długotrwały i potrzeba około 4-5 warstw, żeby kolor był intensywny.


Pozostałe rzeczy to owoce wymian ze zlotu, na którym ostatnio byłam i który opisywałam tutaj. Przygarnęłam kilka lakierów, kilka cieni do powiek... co nieco do ust i podkład Bourjois Healthy Mix. Najbardziej cieszę się z tego ostatniego, bo zawsze chciałam go wypróbować, ale nigdy nie skusiłam się na zakup. Co prawda na wymianę szły ciemne odcienie podkładów i mój Bourjois to nr 55, jednak on wcale aż taki ciemny nie jest. Jak będę mocno opalona po Woodstocku (miejmy nadzieję, że będę) to powienien być ok :)
  

Dajcie znać, czy używałyście którejś z tych rzeczy i co sądzicie :))


25 czerwca 2013

Heno: lakier do paznokci nr 2


                    Marka: Heno
                    Nazwa: nr 2
                    Wykończenie: lekko perłowe, widoczne tylko z bardzo bliskiej odległości
                    Kolor: żywy odcień jasnej zieleni, coś ala limonka
                    Krycie: lakier jest nieźle napigmentowany, 2 równe warstwy powinny wystarczyć
                    Inne cechy: lakier trochę smuży i ma bardzo mały pędzelek
                    Dostępność: internet - allegro firmy Heno
                    Pojemność: 12 ml
                    Cena: 2,50 zł

24 czerwca 2013

Lovely: False lashes - maskara nadająca efekt sztucznych rzęs


Nie sądziłam, że polubię się z tą maskarą. Szczoteczka wydawała się dla mnie za duża i stwierdziłam, że będzie sklejać moje rzęsy. Jednak kiedy ostatni tusz Wibo się u mnie nie sprawdził i byłam umówiona z Justyną, że ona go przygarnie, postanowiłam dać szansę maskarze False lashes.

Już pierwsze użycie tuszu zmieniło moją opinię. Może rzęsy nie wyglądały jak sztuczne, jednak były ładnie podkreślone i nieposklejane. Tusz świetnie podkręca rzęsy i taki efekt bardzo mi się podoba. Co prawda pogrubienia za bardzo nie widzę, ale jak już wspomniałam - ja nie przepadam do końca za takim efektem. Lubię, kiedy rzęsy wyglądają dosyć naturalnie, jednak są widoczne i podkreślają oczy. Ta maskara to robi.

Szczoteczka, mimo że duża, sprawdziła się u mnie. Nie mam największych problemów, by pomalować nią rzęsy. Moje rzęsy są ładnie ujarzmione, tworzą - podobające mi się - firanki i trzymają się tak spokojnie kilka godzin. Nie zauważyłam, by maskara miała tendencję do osypywania, jednak na razie jest świeża.


Jestem pozytywnie zaskoczona tym produktem, bo nie spodziewałam się dobrych relacji między nami. Cieszę się, że wyszło inaczej, bo efekt, który uzyskuję dzięki tuszowi Lovely bardzo przypadł mi go gustu. Nie wiem, czy gruba szczoteczka sprawdzi się na krótkich rzęsach, ponieważ moje są z natury dość długie.

Cena: ok. 10zł      Pojemność: 11g       Dostępność: Rossmann - szafy Lovely




23 czerwca 2013

Wakacyjne spotkanie blogerek we Wrocławiu - relacja


W sobotę 22.06.2013r. odbył się wakacyjny zlot blogerek we Wrocławiu. Spotkałyśmy się o godz. 13:00 w kawiarni Grand cafe, mieszczącej się w budynku Grunwaldzki center. Organizatorkom należą się brawa za świetną organizację i wysiłek włożony w to spotkanie. Dzięki! :*

Szkoda mi w sumie, że nie zrobiłam więcej zdjęć, a w sumie była możliwość :P No ale trudno, cieszmy się tym, co jest. Zebrało się nas kilkanaście (nie pamiętam dokładnie ile - koło 15). Siedziałyśmy przy małych stolikach połączonych w jednego długiego węża. Oczywiście towarzystwo podzieliło się na dwa obozy, ale to normalne przy takim ustawieniu... zloty chyba musiałby się odbywać na stojąco, żeby każdy miał kontakt z każdym ;)


Niedługo po oficjalnym przywitaniu wymiana poszła w ruch. Sporo rzeczy oddałam, ale też sporo przygarnęłam. Jak zawsze. Mam nadzieję, że osoby, które się skusiły na produkty ode mnie będą miały z nich użytek. Ogólnie spotkanie bardzo mi się podobało. Świetne towarzystwo, w fajnym miejscu, ze smacznym jedzonkiem (no niektórzy jedzą po dwa hamburgery ;P).

tutaj już po pierwszej porcji :D zdjęcie ukradzione od http://anitk4.blogspot.com/ :P

Na powyższych zdjęciach widać naszą stronę stolika, właśnie w takim gronie siedziałam. Wszystkie te dziewczyny znałam z poprzednich zlotów i dzięki temu nasze rozmowy sunęły bardzo lekko, gładko i przyjemnie :) A Iwona jest szalona i zamiast przywitać się kulturalnie "Cześć", ta od razu do mnie gada "Aga, Aga, wiem, gdzie mieszkasz!" - Hahahaha, ah ta sława XD

Na spotkanie przyszły też dwie Panie - jedna z własnej firmy wiżażowej time2save, gdzie oferuje nam usługi makijażowe z dojazdem do domu; oraz druga Pani z Avon przedstawiająca nam różne produkty (w tym nowości) oraz dzieląca się z nami swoją wiedzą. Zostałyśmy także obdarzone upominkami od różnych firm. Było tego mnóstwo i z trudem dotarłam do domu.



Sponsorom dziękuję za gifty, a Wam za organizację fantastycznego spotkania! :*

Bandi: Body Care, Opalizujący bronzer (balsam brązujący)


Bronzer, a raczej balsam brązujący, marki Bandi wpadł w moje ręce na jednym ze zlotów w Opolu. Było to dawno, jednak bohater tej notki miał swoją premierę na moim ciele dopiero jakiś czas temu. Nie za bardzo byłam do niego przekonana, ponieważ moje poprzednie balsamy, które miały być brązujące wcale tego nie robiły i nie miałam ochoty na powtórkę z rozrywki.

Niemniej jednak, w dniu wesela mojego kuzyna, postanowiłam się trochę przybrązowić. Obecnie żałuję, że zrobiłam to rano, przed wyjściem - już mówię czemu. Balsam daje efekt opalenizny, bardzo ładnej zresztą. Skóra wygląda na muśniętą słońcem, jednak ciemniejszy odcień skóry jest zauważalny. W dodatku w balsamie zatopione są złote drobinki dające efekt rozświetlenia. Ogólnie balsam ma ładny zapach, taki jakby kremowy... niestety po kilku godzinach zaczyna śmierdzieć zwyczajnym samoopalaczem. I dlatego żałuję, że nałożyłam go w dniu wesela, bo nie czułam się komfortowo.


Według mnie najlepszą opcją na obejście się z tym produktem to: 1) umycie się, najlepiej z zastosowaniem peelingu 2) nasmarowanie niedługo po umyciu 3) powtórne posmarowanie się ok. 1h przed pójściem spać.

Balsam tragicznie brudzi piżamę, więc koniecznie trzeba dać mu czas, by się wchłonął - najlepiej pochodzić przez godzinę w bieliźnie. Poza tym, przez noc nieprzyjemny zapach samoopalacza w dużym stopniu się utleni i przez następny dzień nie powinien przeszkadzać.

Produkt marki Bandi dobrze się rozsmarowuje, nie zauważyłam, by robił plamy czy zacieki. Opalenizna jest równomierna. Osobom nielubiącym drobinek mogą one przeszkadzać, ponieważ są bardzo zauważalne na skórze i w słońcu widać, że nasza skóra jest nimi pokryta. Przy okazji balsam lekko pielęgnuje skórę, troszkę ją nawilża - fajnie, że na drugim miejscu w składzie ma olej ze słodkich migdałów.


Ogólnie jest to dobry produkt, najlepiej brązujący, z jakim miałam do czynienia. Jednakże raczej bym do niego nie wróciła, bo samoopalacz jest u mnie w użytku 'od święta'. Trzeba przy nim uważać, by nie pobrudzić ubrań, a smrodek samoopalacza może być uciążliwy. Reszta cech to zalety - ładna opalenizna, rozświetlona skóra i przyjemna aplikacja. Miałyście do czynienia z tym produktem? Jak się u Was sprawdził?

Cena: ok. 50zł      Pojemność: 200ml      Dostępność: Hebe, sklep Bandi

21 czerwca 2013

Eveline: Gold Colours, lakier holograficzny nr 414


                    Marka: Eveline, Gold Colours
                    Nazwa: nr 414
                    Wykończenie: holograficzne
                    Kolor: fioletowy
                    Krycie: lakier jest dobrze napigmentowany, jedna warstwa daje niezłe krycie
                    Inne cechy: świetnie się nim maluje; jest przepiękny
                    Pojemność: 4,5ml
                    Cena: ok. 3zł

Niestety nie wiem, gdzie go można kupić. Zapewne w małych drogeriach, ale wiadomo jak tam jest z wyborem kolorów. Sama chciałabym wiedzieć, gdzie mam pewność go dostać, bo ten egzemplarz trafił do mnie dzięki mamie mojego chłopaka. Widziałam ten lakier w internecie, bardzo mi się podobał i jak zobaczyłam, że moja 'teściowa' go ma, to poprosiłam Kubę, żeby się zapytał, czy nie mogę go przygarnąć. Dała mi go bez problemu i dzięki niej mam to cudo. Eveline ma też taki sam lakier, w tym samym numerze, tylko z serii Holografic Shine.

20 czerwca 2013

ShinyBox - czerwiec 2013


Tak, wiem, wiem... notek o tym boxie było już milion. I gdybym sama go kupiła, to chyba już bym tej notki nie pisała, bo połowa blogosfery zaopatrzyła się w urodzinowe pudełka ShinyBox. Niemniej jednak, ja otrzymuję je w ramach współpracy i wyrazić opinię muszę i zresztą chcę.

Jako że jest to pudełko urodzinowe, wiele z blogerek miało duże oczekiwania co do zawartości. Ja raczej nie spodziewałam się fajerwerków - sądziłam, że będzie podobnie, jak ostatnio. Od kiedy w SB nie znajdują się non stop kosmetyki Dermedic, mam wrażenie, że więcej osób chętniej je kupuje i ogólnie są atrakcyjniejsze.


W czerwcowym Shiny możemy znaleźć większość kosmetyków pełnowymiarowych. Niestety jednego w pudełku nie znalazłam... chodzi o pomadkę Paese. Napisałam już do ekipy ShinyBoxa i jutro zostanie do mnie wysłana. Reszta kosmetyków jest cała i zdrowa, i właśnie Wam je przedstawię:


Najbardziej ucieszył mnie peeling. Co prawda zdzieraków mam od groma - część otwartych, część nie. Jednak kolejny nie zaszkodzi. W lecie mam ochotę się peelingować (w zimie nie lubię stać w wannie, bo zimno) i pewnie wiele z nich zużyję. Jestem ciekawa zapachu, jednak na razie go nie otwieram z wiadomych powodów ;)

Pozostałe produkty też znajdą u mnie zastosowanie. Krem do stóp to dobry kosmetyk na lato, zwłaszcza, że ten proponowany przez markę Organique jest odświeżająco-nawilżający. KMS California udostępniła spray odświeżający do włosów... pewnie jest to coś w stylu suchego szamponu. Dopiero co kupiłam Batiste i nie używam często, więc ta 75ml miniaturka pewnie pojedzie ze mną na Woodstock. Maska też jest fajną propozycją, chętnie wypróbuję.

Prezentem od ShinyBoxa jest zestaw z pilniczkiem i polerkami. Z przyjemnością wrzucę go do torebki, bo nigdy nie wiadomo, kiedy będę musiała sobie podpiłować paznokieć ;)

Podoba Wam się ten ShinyBox? Macie czerwcowe pudełko? Jesteście z niego zadowolone?