30 grudnia 2013

Włosowe podsumowanie roku 2013

Włosy na pewno mi urosły, nie da się ukryć. Nie wiem dokładnie ile, bo tego nie notowałam. W 2013r. salon fryzjerski odwiedziłam 2 lub 3 razy, pozbyłam się sporej ilości przesuszonych końcówek. Jestem coraz bardziej zadowolona ze stanu i długości swoich włosów. Przyzwyczaiłam się do naturalnego odrostu, który teraz ładnie zlewa się z pozostałością jasnej farby na końcówkach.

Wiem, że oba zdjęcia są inaczej wykadrowane, robione z innej odległości i ogólnie trudno je porównywać, ale wydaje mi się, że zmiana jest widoczna. Na zdjęciu z Sylwestra 2012/13 miałam włosy kilka centymetrów za ramiona, obecnie sięgają prawie (no dobra, jeszcze trochę im brakuje :P) do zapięcia stanika.


Przez cały rok nie pomyślałam nawet o farbowaniu, miałam tylko mały epizod z kolorowym tonerem podczas Woodstocku ;) Z pozostałościami różowego tonera walczyłam kilka dobrych miesięcy - miał być na włosach do kilku myć, a był u mnie chyba 2 miesiące :P Na szczęście teraz już nie mam wyblakłych, różowych pasemek.


A jako bonus chciałabym Wam pokazać moje włosy po dwóch latach. Rok w rok inne, rok w rok dłuższe. I bardzo mnie to cieszy... jestem ciekawa jaką długość (i stan włosów) osiągnę w grudniu 2014 :)



Pora na moje ulubione produkty do włosów w roku 2013:



Przy okazji przypominam o rozdaniu, która trwa jeszcze tylko dwa dni, do 31.12!

http://agusiak747.blogspot.com/2013/12/rozdanie-swiateczno-noworoczne.html

29 grudnia 2013

Oilmedica: maska i odżywka do włosów - olej kokosowy + 8 składników odżywczych (HexxBOX)


Już dobre dwa miesiące temu dostałam możliwość przetestowania produktu Oilmedica. Nigdy wcześniej o nim nie słyszałam, mimo że od 2011 roku jestem na bieżąco z urodowym światem blogerskim... najwidoczniej musiałam coś przeoczyć. Niemniej jednak, dzięki Hexxannie, mogłam sprawdzić ten kosmetyk na własnej skórze.... a właściwie włosach. Jak wypadł? :)

W związku z tym, że nie widziałam z czym będę mieć do czynienia, myślałam, że przyjdzie do mnie najzwyczajniejsza maska do włosów. Okazało się, że kosmetyk nie ma kremowej konsystencji, tylko jest olejem. A przez to, że główny jest składnik to olej kokosowy, formę ma stałą, którą trzeba podgrzać. Ja wsadzam butelkę do umywalki pełnej ciepłej wody.

Najczęściej olejek nakładam na lekko wilgotne włosy (ręce są mokre po trzymaniu butelki pod wodą). Nie szczędzę go sobie... zresztą wiecie, że nie szczędzę sobie kosmetyków do włosów. Przez moje szastanie ilością kosmetyków, a zwłaszcza olei, nie starczają mi one na długo. Myślę, że olej Oilmedica, czyli 200ml produktu, przy moim użytkowaniu wystarcza na maksymalnie 12 olejowań.

w składzie znajdziemy: olej kokosowy, olej słonecznikowy, olej rycynowy, liściokwiat garbnikowy, ekstrakt z ziarna owsa,
wyciąg z lawsonii bezbronnej, ekstrakt z ziela centella asiatica, ekstrakt z liści rozmarynu, olej z trawy cytrynowej, olej z cytryny

Konsystnecja po rozpuszczeniu jest oczywiście oleista, jednak przez to, że nie czekam aż cała zawartość butelki stanie się płynna, w moim odczuciu olej ten jest nieco gęstszy niż typowo płynne oleje. Nie ma to jednak dla mnie żadnego wpływu na rozprowadzanie produktu na włosach. Kosmetyk pachnie bardzo przyjemnie, aczkolwiek intensywnie. Jest to aromat trawy cytrynowej, bardzo rześki. Moim zdaniem pachnie niemal identycznie jak olejek Alverde na końcówki. Lubię ten zapach, jednak zdaję sobie sprawę, że na dłuższą metę może być irytujący.

No ale przejdźmy w końcu do działania. Jestem z niego zadowolona. Co prawda cudów nie czyni i sprawdza się jak większość olei na mojej głowie, ale nie mam mu nic do zarzucenia. Zazwyczaj nakładam go na kilka godzin; czasami na 2, czasami na całą noc. Każda opcja przynosi u mnie podobny efekt. Włosy po nim są ujarzmione, nienapuszone. Końcówki wyglądają stanowczo lepiej niż bez użycia oleju przed myciem. Włosy zyskują na blasku i elastyczności, wyglądają zdrowo. Dodatkowo produkt Oilmedica przyczynia się do lżejszego rozczesywania włosów. Mimo że mam włosy wysokoporowate, olej kokosowy nie tworzył mi na nich puchu.

Nie wiem jednak, czy do niego wrócę. Jest produktem bardzo dobrym, ale ja nie lubię bawić się w rozpuszczanie tego typu kosmetyków. O wiele wygodniej używa mi się płynnych olei. Gdyby był olejem nadzwyczajnym, cudotwórcą chętnie bym go kupowała, jednak działa u mnie tak samo jak 90% olejków do włosów, więc nie widzę sensu zamawiania go specjalnie przez internet.

Produkt do testów otrzymałam dzięki:
1001pasji.com

Miałyście go? Może u Was sprawdził się rewelacyjnie? :)

Cena: ok. 20zł      Pojemność: 200ml      Dostępność: np. Lawendowa Mydlarnia

28 grudnia 2013

Lovely: Nude make up kit - opinia wstępna


Paletki Lovely używam w zasadzie od kiedy ją kupiłam. Myślę, że warto wyrazić choćby wstępną opinię, by ci, którzy się ciągle wahają, mogli w końcu się zdecydować na zakup (bądź i nie). Sama kupiłam ją ze względu na niską cenę, dużą ilość cieni i spokojne kolory, których nigdy za wiele w kolekcji. A poza tym sama posiadam niezbyt wiele cieni nude, więc tym bardziej mnie kusiła. Na jej korzyść przemówiła też chłodna kolorystyka.

Paletkę nude make up kit zajdziemy w Rossmannach (ciężko ją upolować). Znajduje się ona po lewej stronie szafy, mniej więcej na wysokości ud. Zawiera 12 cieni, kosztuje 11,89zł, a jej gramatura to 15,6g.



Powiem szczerze, że jeśli chodzi o kolory, to trafiają one w mój gust. Jedyny cień, który mi się nie do końca podoba to ten najbardziej rudy, czwarty w kolejności. Jest dla mnie po prostu za ciepły. Natomiast najbardziej do gustu przypadł mi kolor nr 2 - śliczny, chłody odcień złota. Moim zdaniem jest idealny na powiekę ruchomą. Można używać go samodzielnie, a i tak będzie wyglądał dobrze.

W paletce przeważają cienie metaliczne, które mają naprawdę dobrą pigmentację. Niestety nie są one pozbawione wad. Strasznie, ale to strasznie się osypują przy nakładaniu! Jeśli ktoś narzekał pod tym względem na Sleeka, to Lovely byłaby dla niego przekleństwem. W wypadku palety Lovely radziłabym malować najpierw oczy, a dopiero potem twarz. Nie pomaga nawet mocne otrzepywanie pędzelka, i tak drobinki spadają na policzek.

Wszystkie cienie są bardzo miękkie. Kruszą się pod naciskiem pędzelka, myślę, że szybko się skończą. Jeśli chodzi o maty, to używam ich tylko do blendowania górnej granicy cieni (tych jasnych). Są delikatne, w sam raz się do tego nadają. Czarny z brokatem ma nieco lepszą pigmentację, ale i tak nie jest to smolista czerń. Nadaje się do przyciemniana zewnętrznego kącika.


Myślę, że paletka Lovely będzie dobrym produktem dla osób, które nie chcą wydawać dużo pieniędzy na cienie lub dopiero zaczynają przygodę z makijażem. Przyda się też osobom, które dopiero przekonują się do makijażu oczu lub wcześniej nie używały kolorów nude (myślę, że znajdą się takie osoby) lub lubią mieć dużo cieni (np. tak jak ja :P). Natomiast kosmetyk nie przypadnie do gustu osobom, które nie chcą walczyć z osypywaniem się cieni; które nie lubią takich kolorów ani nie lubią metalicznego wykończenia.

Czy kupiłabym ją drugi raz? Tak. Lubię te cienie. Szkoda, że tak bardzo się osypują, ale ja już daaawno temu nauczyłam się najpierw robić oczy, a potem twarz. W tym aspekcie mi nie przeszkadza. Cienie ładnie się ze sobą łączą i blendują, chociaż lekko tracą na intensywności przy rozcieraniu. Podoba mi się, jak wyglądają na powiekach, są świetne na dzień. Myślę, że 12zł to bardzo dobra cena jak za taką ilość, nieźle napigmentowanych, cieni.


Cena: 11,89zł      Pojemność: 15,6g      Dostępność: Rossmann

26 grudnia 2013

Get ready with me: Święta - makijaż + włosy


http://www.youtube.com/watch?v=K0JRurPbQrc

Zapraszam na film z serii Get ready with me. Tym razem edycja świąteczna. Szykowałam się na imieniny mamy, które robiła w drugi dzień Świąt, czyli wczoraj ;) Zapraszam do oglądania. Wystarczy kliknąć na powyższy obrazek.

22 grudnia 2013

Planeta Organica: duet do włosów szampon + balsam Aleppo


Przedstawiam Wam duet Aleppo marki Planeta Organica, którego używam już od jakiegoś czasu. Prawdę mówiąc już mi się powoli kończy, więc dlatego postanowiłam w końcu go zrecenzować. Oba produkty mają po 280ml, więc nieco więcej niż przeciętne szampony i odżywki. Opakowania wyposażane są w pompkę, która nie dozuje mało, ale ja i tak muszę ją naciskać po kilka razy, żeby otrzymać pożądaną ilość kosmetyku.

Zapachy zarówno szamponu jak i balsamu Aleppo są bardzo podobne. Nie będę ukrywać, że są specyficzne i na początku nie za bardzo mi się podobały, jednak teraz się przyzwyczaiłam i uważam ,że są bardzo ładne. Woń przywodzi mi na myśl jakieś orientalne perfumy.



SZAMPON:

SKŁAD: Aqua with infusions of Organic Olea Europaea Fruit Oil (organiczna oliwa z oliwek), Ficus Carica (Fig) Fruit Extract (ekstrakt z fig), Nigella Sativa Seed Extract (ekstrakt z czarnego kminku), Organic Rosa Damascena Flower Oil (organiczny olejek z róży damasceńskiej), Cedrus Atlantica Bark Oil (olej z cedru atlantyckiego), Thymus Vulgaris Oil (wyciąg z tymianku), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil (olej z pestek winogron), Crocus Sativus Oil (szafran), Magnesium Laureth Sulfate, Cocamidopropyl Betaine, Lauryl Glucoside, Decyl Glucoside, Potassium Olivate, Glycol Distearate, Guar Hydroxypropyltrimonium Chloride, Benzyl Alcohol, Benzoic Acid, Sorbic Acid, Sodium Chloride Parfum, Citric Acid

Do umycia włosów używam około 2-4 pompek szamponu. U mnie pieni się bardzo dobrze (mam dobrą wodę w domu). Nie jest to szampon mocno oczyszczający, skrzypienia włosów nie zaznamy. Moim zdaniem dobrze nadaje się do używania na co dzień. Używam go również do zmywania olei z włosów. Nie podrażnił mi skóry głowy, nie powodował swędzenia ani żadnych niepożądanych reakcji. Moje włosy polubiły ten szampon - nie są po nim przesuszone ani poplątane. Wręcz przeciwnie, wydaje mi się, że są nieco nawilżone i bardziej miękkie. Nie zauważyłam, by szampon PO wzmagał przetłuszczanie się skalpu.

Cena: 13-18zł      Pojemność: 280ml      Dostępność: SkarbySyberii, Kalina, allegro



ODŻYWKA:

SKŁAD: Aqua with infusions of Organic Olea Europaea Fruit Oil (organiczna oliwa z oliwek),Hibiscus Sabdariffa Flower Extract (wyciąg z róży Sudanu), Organic Laurus Nobilis Oil (organiczny olej laurowy), Thymus Vulgaris (Thyme) Leaf Extract (wyciąg z tymianku), Nigella Sativa Seed Extract ( ekstrakt z czarnego kminku), Vitis Vinifera (Grape) Seed Oil (olej z pestek winogron), Cetearyl Alcohol, Glycerin, Behentrimonium Chloride, Cetrymonium Chloride, Quaternium-87, Hydroxyethylcellulose, Cetrimonium Bromide, Benzyl Alcohol, Sorbic Acid, Benzoic Acid, Citric Acid, Parfum

Odżywka, czy też balsam Aleppo, przypadła mi również do gustu, nawet bardziej. Niestety muszę jej użyć dosyć sporo, bo lubię nakładać dużą ilość kosmetyków nawilżających i dozuję około 6-10 pompek. Moje włosy najbardziej skorzystały z właściwości balsamu, kiedy nosiłam go na włosach przez minimum 20-30min. U mnie używanie go na 5 min. jest po prostu zwykłym marnotrawstwem i nie widzę większych efektów, nawet fajnego wygładzenia. Używam go zatem tylko, kiedy mam czas ponosić odżywkę na włosach. Uwielbiam błysk włosów po tym produkcie - jest super! Włosy są miękkie i gładkie. Jestem naprawdę z niego zadowolona. Warto też wspomnieć, że moich włosów nie obciąża, mimo że nie szczędzę jej sobie.

Cena: 13-18zł      Pojemność: 280ml      Dostępność: SkarbySyberii, Kalina, allegro



Bardzo polubiłam się z tymi kosmetykami Planeta Organica. Odżywcza seria Aleppo przypadła moim włosów do gustu. Co prawda, na początku myślałam, że składy są lepsze (okazało się, że olejki wcale nie są tak wysoko w składzie, tylko są dodane do wody, więc pewnie nie ma ich dużo), ale to nie zmieniło faktu, że dobrze używało mi się szamponu i odżywki.

To nie ostatni raz, kiedy zamieszczam tu recenzję produktów tej marki, bo w szafce mam już kilka kolejnych sztuk - inny balsam, maskę i peeling to twarzy. Jak tylko wyrobię sobie opinię na ich temat, możecie spodziewać się notki. Znacie już tę firmę? Czy może jest Wam obca? Miałyście do czynienia z ich produktami? Zaciekawiłam Was? :))

21 grudnia 2013

Prezenty ze zlotu blogerek/vlogerek we Wrocławiu (30.11.) + zdjęcia ze spotkania


Od zlotu minęło już ponad pół miesiąca, a ja nadal nie zrobiłam ani notki z relacją, ani z prezentami. Było to spowodowane przede wszystkim dość długim oczekiwaniem na paczkę od firmy Soraya, a potem nie miałam czasu zrobić jej zdjęć (pozostałe zdjęcia były już dawno zrobione). Jak widzicie, udało się zebrać satysfakcjonującą ilość sponsorów, chociaż bałyśmy się z Justyną (byłyśmy organizatorkami), że nic z tego nie wyjdzie i nie będziemy zadowolone z organizacji tego zlotu. Na szczęście firmy pozytywnie nas zaskoczyły swoimi podarunkami.

Na powyższym kolażu możecie zobaczyć kosmetyki marek: Pat&Rub, Cece of Sweden, Revitalash, BB cos (hurtownia fryzjerska Styler), Bell, Miraculum, Soraya, The Secret Soap Store, Eveline, Sylveco, Who?



Dziewczyny, które wzięły udział w zlocie:



20 grudnia 2013

MAKIJAŻ: Pierwszy raz z paletką Lovely


Cześć! Chciałabym pokazać Wam pierwszy makijaż, jaki wykonałam swoją nową zdobyczą, czyli paletką Lovely nude make up kit. Jak na pierwszy raz, to pracowało mi się z nią bardzo dobrze. Cienie, których użyłam były fajnie napigmentowane i bardzo przyjemnie się je rozcierało. Oczywiście makijaż jest z kategorii lżejszych, dziennych. Postawiłam więc na nieco mocniejsze usta, czyli Apocalips Nova.

Niestety nie miałam zbyt dużo czasu na robienie zdjęć i nie wyszły one rewelacyjne. Świetnie ukazują tragizm mojej powieki, na której nic nie widać. Nienawidzę jej! Pora odkładać na jakąś operację :/ Niemniej jednak, mam nadzieję, że coś dostrzeżecie.


Do wykonania makijażu użyłam następujących cieni:


17 grudnia 2013

The Secret Soap Store: olejki do ciała, miętowy i czekoladowy


Od dłuższego czasu używam olejków The Secret Soap Store. W okresie jesienno-zimowym nie mam ochoty na smarowanie się balsamami i częściej sięgam po tłuścioszki w postaci olejków. Czasami nakładam je na wilgotne jeszcze ciało, jednak najczęściej wsmarowuję je w suchą skórę. Mnie nie przeszkadza tłustość, która denerwuje wiele osób. Zdarzyło mi się też wlać trochę olejku do wanny, po prostu do kąpieli, i potem nie musiałam już nawilżać ciała.

Myślę, że oba warianty dobrze sprawdzają się w swojej roli. Używam ich tylko do ciała, ponieważ na włosy mam wiele innych olei, jednak składy są fajne i myślę, że można wykorzystać je i do olejowania czupryny. Moja skóra lubi te kosmetyki - jest po nich pachnąca, nawilżona i gładka. Taka, jaka powinna być po zastosowaniu produktu nawilżającego. Dodatkowo olejki mają intensywne zapachy, które są wyczuwalne na skórze przez kilka godzin.


Pierwszy olejek, jaki otworzyłam, to wersja miętowa. Etykieta trochę mi się zalała po pierwszym użyciu - niestety nie pomyślałam, żeby ofocić go od razu. Olejek pachnie iście miętowo, coś w stylu drażetek/landrynek miętowych. Jest to zapach świeży i dość odprężający. Mam wrażenie, że ma działanie lekko chłodzące, ale nie jest to na pewno efekt w stylu mrożącego serum antycellulitowego. Myślę, że mogę się zgodzić z producentem, że jest to kosmetyk orzeźwiający / chłodzący (jednak tego czy po opalaniu nie sprawdzałam ;)). Myślałam, że ten zapach spodoba mi się mniej niż czekolada, jednak nos bardziej polubił się z miętą.



Drugi olejek to wspomniana wersja czekoladowa. Na którymś blogu czytałam, że to wariant pachnący jak delicje pomarańczowe i po prostu go zapragnęłam. To, z czym spotkały się moje receptory węchowe pomarańczowymi delicjami nazwać nie można; nie oznacza to jednak, że produkt brzydko pachnie, chociaż spodziewałam się ładniejszego aromatu. Jak dla mnie jest to bardziej woń przypominająca bombonierkę - czekoladki z pomarańczowym, aromatyzowanym wypełnieniem. Takie nieco zalatujące chemią, jeśli wiecie o co mi chodzi. Dla wielu osób może to być aromaterapia, mi coś w tym zapachu nie do końca odpowiada.

Moje warianty zapachowe pochodzą z edycji letniej, ale jest też seria rewitalizująca. Wersje, w które można się zaopatrzyć to: lawenda, róża, pomarańcza, imbir (rewitalizujące), czekolada, mięta, algi brązowe (letnie). To było moje pierwsze spotkanie z marką The Secret Soap Store i bardzo się cieszę, że było ono udane. Z tego, co wiem kosmetyki tej firmy można spotkać w Super-Pharm, a Mydlarnia Wrocławska też jest wyposażana w jakieś produkty. Niestety nie wiem, czy są pośród nich olejki.

Cena: ok. 20zł      Pojemność: 100ml      Dostępność: np. sklep SpaKosmetyki

15 grudnia 2013

Paese Box - 11 kosmetyków za 39zł!


Z Paese Boxem spotykam się nie pierwszy raz. Pamiętam jedną z pierwszych akcji firmy (pierwszych, przynajmniej dla mnie), która odbyła się około 2 lata temu, na początku mojego blogowania. Można było wówczas zamówić pudełko za 22zł, a w nim miało znajdować się 6 kosmetyków. Post z nimi możecie zobaczyć w notce Kosmetyki za darmo.

Niestety przygoda z tamtymi kosmetykami była niezbyt udana - tylko jeden produkt pomieszkał dłużej w mojej kosmetyczce i naprawdę mi się spodobał. Teraz widzę jednak, że firma Paese dojrzała i to, co można dostać w obecnym Paese Boxie jest naprawdę nieporównywalnie lepsze niż kiedyś :) Porównajcie obie zawartości i stwierdźcie sami.



Tym razem marka oferuje nam aż 11 kosmetyków za cenę 39zł, które dostajemy w niewielkim opakowaniu. Widziałam, że wersje są różne. Akurat niektóre dziewczyny otrzymały to, co ja chciałam bardziej, ale ta zawartość też jest godna uwagi. W boxie znalazłam dwa kosmetyki pielęgnacyjne i 9 kolorowych, w tym 3 lakiery.


  1. 5w1, odżywka do paznokci / 9ml
  2. płyn micelarny / 50ml
  3. próbki pudrów: ryżowego i babusowego
  4. bronzer, odcień 1P / 10,5g
  5. podwójny cień do powiek, nr 817
  6. róż do policzków, nr 35
  7. pomadka do ust, nr 47
  8. lakiery do paznokci: 123, 105, 320 (piaskowy) / po 6ml


Jeśli chcecie zamówić sobie takie pudełko, odsyłam do przeczytania plakatu - znajdziecie tu wszystkie informacje i dane do przelewu. Jeśli lubicie paczki-niespodzianki to warto zamówić dla siebie lub komuś na prezent. Myślę, że cena 39zł za 11 kosmetyków (w tym kilka pełnowymiarowych) to dobra okazja. A jakie jest Wasze zdanie? Skusicie się?


13 grudnia 2013

ShinyBox - grudzień 2013


Właśnie przyszło do mnie grudniowe pudełko. Przyznam, że zawartość jest bardzo fajna i niemalże wszystkie kosmetyki mi się podobają. Jestem pozytywnie zaskoczona, ponieważ ostatnio pudełka nie podobały mi się. Po raz pierwszy miałam prawdziwą niespodziankę! Nie widziałam zawartości na innych blogach i nie miałam żadnych przypuszczeń.


A teraz poza na zawartość:



A tutaj pojedynczo:


Nigdy nie miałam nic z tej serii Farmony. Jestem ciekawa masła, ale nie wiem czy komuś go nie oddam, wszak takich produktów mam pod dostatkiem. Na zużycie mam jeszcze 2 lata, więc może pomieszka w szafce do wiosny, bo zapach jest pewnie wiosenny i świeży.



Z Organique trafił mi się peeling enzymatyczny. To chyba najlepsza opcja spośród kilku (można było dostać jeszcze tonik lub żel do mycia twarzy). Zeli i toników mam sporo, więc peeling wydaje się najsensowniejszą rzeczą. Jestem ciekawa, jak się sprawdzi. Chyba będę go używać razem z mamą.



Od Anatomicals dostałam balsam do ust. Nigdy nie miałam nic z tej firmy, więc teraz będę mogła przetestować. Zwłaszcza, że na dworze coraz zimniej, niedługo zacznie się prawdziwa zima (takiej we Wrocławiu jeszcze nie ma), więc usta będą cierpieć.



Ostatnio ukradziono mi portfel, w którym miałam właśnie bibułki marki Marion. Co prawda miałam opakowanie 100szt. (to ma 50szt.), jednak były to bibułki bez pudru. Te są wzbogacone o ten właśnie puder i jestem ciekawa, jak się będą sprawdzać.



Najmniej spodobał mi się błyszczyk. Ostatnio dostałam kilka błyszczyków, które trafiają w moje gusta, natomiast ten nie zalicza się do tej grupy. Pewnie go komuś oddam, chociaż może sama spróbuję - zobaczę jeszcze. Jest to produkt, którego na pewno sama bym nie kupiła. Zresztą jak nie lubię błyszczyków, więc o czym my mówimy :P



Ostatnia rzecz to próbka kremu. Dorzucam ją do rozdania.


Jak Wam się podoba to pudełko? Kupiłybyście je? Sobie czy komuś na prezent? :)
Jeśli chcecie się na nie skusić, to odwiedźcie stronę ShinyBox. Pudełko kosztuje 49zł.