31 października 2012

Le Petit Olivier: żel pod prysznic o zapachu malinowym


Jakiś czas temu, od sklepu DexPlus, otrzymałam ten oto żel do testów. Jest to produkt francuski, o zapachu malin. Jego pojemność to 250ml, a cena ok. 17zł. Niestety, spodziewałam się po nim czegoś lepszego...

Najpierw przyjrzyjmy się opisowi producenta:


Żel, owszem, ma delikatną i kremową formułę, ale jak dla mnie jest trochę za rzadki. Jest bardzo mocno perfumowany (zapach znajduje się mniej więcej przed połową składu) i nie przeszkadzałoby mi to, gdyby zapach był ładny... Niestety, w moim odczuciu, nie jest. Pachnie mi sztucznymi malinami, taką galaretką malinową z Delicji, jednak bardziej chemiczną. Zapach w żelach i tego typu produktach jest dla mnie najważniejszy, więc głównie dlatego produkt nie przypadł mi do gustu. Nie sięgam po niego chętnie.


Jeżeli chodzi o mycie, to tutaj się sprawdza jak każdy inny żel. Pieni się, jednak nie jest zbyt wydajny ze względu na konsystencję. Może to i dobrze - szybko uda mi się go zużyć ;) Mojej skóry nie wysusza (mnie ogólnie żele nie wysuszają) ani nie nawilża. Nie zauważyłam żadnego podrażnienia, swędzenia czy innych niepokojących skutków używania tego żelu. Szkoda, że zapach nie jest inny, bo przez to ten żel wiele stracił...

Producent chyba trochę przesadził z ekstraktami roślinnymi w opisie, bo widzę tylko ekstrakt z malin (ale ja się za bardzo nie znam, może ktoś zobaczy coś więcej?). Tutaj można się głębiej przyjrzeć składowi:


30 października 2012

Projekt denko - październik 2012

W tym miesiącu niewiele, jednak zaczął się rok akademicki i mam mniej czasu na zużywanie. Z czego oczywiście jestem bardzo niezadowolona, no ale cóż. Widzę się nieco rzadziej z chłopakiem, a jak już się widzę, to staramy się u siebie nocować, a u niego nie mam kosmetyków, więc zużycia na tym cierpią ;P

  • Balea, szampon - nie cierpię go! Dobrze, że już został zużyty... Nie lubiłam go ja ani moja mama (która ma nieprzetłuszczające się włosy, a po nim musiała myć głowę po 3 dniach ;P). Nigdy więcej!
  • Khadi, olejek hibiskusowy - bardzo fajny produkt - zarówno do twarzy, ciała jak i włosów :) Jest bardzo wydajny, więc na cenę można przymknąć oko ;)
  • Elisse, odżywka do włosów - produkt z Biedronki, który naprawdę lubię. Jest to odżywka, która najbardziej wygładza moje włosy i lubię jej używać po myciu plączącym szamponem.
  • Soraya, antybakteryjny żel do mycia twarzy - tata kupił mi go przez pomyłkę, bo chciałam antybakteryjny żel do rąk ;) no ale jak już kupił to zużyłam... nie jest tragiczny, bo myje i nic złego mi nie zrobił, ale nie odpowiadał mi jego zapach i smak (no jak myje twarz, to czasami coś mi wleci do ust, a smak tego żelu jest o wiele gorszy od innych!).
  • Original Source, żel pod prysznic Spearmint - pierwszy żel OS, który udało mi się zużyć (wcześniej miałam płyn do kąpieli i scrub). Nie zrobił na mnie wielkiego wrażenia, ale przyjemnie się go używało; ładnie pachniał, jednak miał trochę za rzadką konsystencję.

  • Bourjois, tonik witaminowy - zużywałam go chyba z 7 miesięcy. Nie przypadł mi za bardzo do gustu, w sumie nie jestem fanką toników. Ładnie pachniał, nie ściągał skóry, odświeżał, jednak chyba już go niego nie wrócę.
  • Fa, dezodorant Mystic Moments - lubię te dezodoranty, na ubranie czy do odświeżenia pokoju. Ładnie pachną (różowy ładniej) i absolutnie nie traktuję ich jako antyperspirantów, bo nie mają takich właściwości ;)
  • Mariza, naprawczy krem do rąk - był recenzowany tutaj. Jak wspomniałam - do rąk jest ok, ale do innych partii ciała niezbyt.
  • Ziaja, Ulga, peeling enzymatyczny - okropny! Mimo że nie mam wrażliwej skóry, to po nałożeniu tego peelingu skóra zaczynała mnie piec po kilku minutach. Jakoś go zużyłam, ale nie chce więcej!

  • Astor, Perfect Stay, podkład - mama dała mi resztkę, która starczyła na kilkanaście użyć. Podkład jest w porządku, ale kolor był dość ciemny i musiałam go zużyć podczas apogeum mojej opalenizny xD
  • My Secret, puder transparentny - w końcu udało mi się go zużyć! Jak pisałam już tutaj, nie jestem jego fanką, więc cieszę się, że mam go już za sobą.
  • Oriflame, tusze do rzęs - je też porównywałam, także zapraszam do recenzji.
   

29 października 2012

Moje włosy w pigułce :)


w trakcie robienia halloweenowej dyni na Cywilizacji USA :)


1. Twój naturalny kolor włosów?

    Średni blond, aktualnie chcę do niego wrócić.

2. Twój obecny kolor włosów?

    Średnio-jasny blond, nieco jaśniejszy od naturalnego. Oczywiście standardowo - włosy u nasady mam swoje, trochę niżej jaśniejsze, a końcówki najjaśniejsze.

  3. Aktualna długość Twoich włosów?

   Moje włosy są dość krótkie, bo swego czasu bardzo je wymęczyłam i nie byłam w stanie zapuścić dłuższych, bo ciągle je podcinałam do podobnej długości. Obecnie mają ok. 31cm.

4. Długość na jaką chciałabyś zapuścić włosy?

    Myślę, że nie na sensu mówić o długości przy takich włosach... przed nimi lata wzrostu! ;)

5. Jak często podcinasz końcówki?

    Dość rzadko, wtedy kiedy zaczyna wkurzać mnie ich wygląd i stan. Wychodzi z 1-2 razy w roku, ostatnio byłam 19.10.

6. Twoje włosy są proste,kręcone czy falowane?

    Proste :) i to jedna z niewielu cech, za które je lubię.

7. Jaką porowatość mają Twoje włosy?


    Wydaje mi się, że wysokoporowate. Jednak nie puszyły się na olej kokosowy i nie przepadają za silikonami, więc może mają inną porowatość.

8. Jakie są Twoje włosy (np. normalne, przetłuszczające się, suche itp.)?
 
    Przetłuszczające się u nasady, suche na końcach.

9. Jak wygląda Twój codzienny włosowy rytuał pielęgnacyjny?

    Kiedy tylko mam czas, nakładam olej na 2-3h lub całą noc. Myję delikatnym szamponem, używam odżywki do wygładzenia włosów (by nie były takie poplątane), potem nakładam jakąś maskę lub inną odżywkę na dłużej.

10. Czego nie lubią Twoje włosy?

    Z tego, co zaobserwowałam to odżywek w sprayu, niektórych bez spłukiwania. Za jedwabiem też nie przepadają.

11. Co lubią Twoje włosy?
 
    Przede wszystkim oleje, nawilżające maski i wcierki.

12. Jaka jest Twoja ulubiona fryzura?
 
    Najbardziej lubię chodzić w rozpuszczonych włosach. Teraz je podcięłam i nie mogę związać tak, bo nic nie wylatywało z gumki, ale jeżeli mają długość, żeby je dobrze złapać, to też robię zwykłego kucyka.

13. Gdyby Twoje włosy umiały mówić,to co by powiedziały?

    "Szkoda, że zrobiłaś nam taką krzywdę w przeszłości, ale dziękujemy za to, że teraz dobrze się nami zajmujesz"


26 października 2012

Firmoo tu, Firmoo tam, ja też je mam!


Firmoo zalewa blogspot! Ja jednak tych okularów naprawdę potrzebowałam. Pod koniec sierpnia zaczęłam robić prawo jazdy i podczas badania wyszło, że słabo widzę. Pan doktor wpisał mi do dokumentów, że egzamin muszę zdawać w okularach.

No a ja ich nie miałam, nigdy nie nosiłam! Jakiś czas później weszłam na pocztę i zobaczyłam propozycję współpracy z Firmoo. Postanowiłam skorzystać, bo w końcu dostaję okulary korekcyjne w ramach współpracy, a inaczej musiałabym na nie widać trochę pieniędzy.

Czym prędzej zapisałam się do okulisty, badania miałam 17 i 18 października. Od razu wysłałam formularz z moją wadą i danymi do wysyłki. Okulary dostałam wczoraj, czyli 7 dni po wysłaniu informacji. Paczka była dobrze zabezpieczona, okularom nic się nie stało. W paczce znajdowały się: dwa etui (twarde i miękkie), oczywiście okulary, mała ściereczka do okularów oraz mini śrubokręt i dwie śrubki.


Model, który wybrałam to #CSMY8023, taki sam jaki wybrała Basia. Od razu wiedziałam, że chcę okulary ze średniej wielkości szkłami, z czarnymi oprawkami - te wydały się idealne. Trudno dobierać okulary przez internet, zwłaszcza swoje pierwsze, ale okazało się, że wybór był dobry. Dobrze leżą, są wygodne. Jedyne co mi przeszkadza to to, że 'nauszniki' są zbyt długie. Z boku mają ciekawy detal:


Polecam okulary Firmoo, mi się one bardzo podobają. Jest w czym wybierać. Kupując pierwszą parę okularów płaci się tylko za koszt wysyłki (czyli ok. 20$) - działa to chyba tylko do 1,50 dioptrii. Kiedy prowadzicie bloga lub kanał na YT istnieje możliwość dostania okularów do recenzji, tym razem bez ponoszenia żadnych kosztów. A teraz pokażę Wam siebie:


25 października 2012

Alterra: kosmetyki, których używam do włosów i które sobie chwalę :)

Postanowiłam otworzyć serię postów, w których będę zwięźle opisywać kosmetyki jednej firmy. Czasami trudno zebrać wszystkie kosmetyki jednej marki, które się ma, ponieważ może być ich dużo albo po prostu niektórych jeszcze się nie zdążyło wystarczająco przetestować. Dzisiaj taki post będzie o produktach Alterra, których używam do pielęgnacji włosów:

Oba szampony kupiłam na promocji w Rossmannie, bo chciałam porównać trochę produkty Alterry do Alverde. Nie używam ich regularnie, bo zawierają składniki podobnie do SLS, więc nie zmywam nimi olei. Stosuję od czasu do czasu, kiedy nie mam czasu na olejowanie lub kiedy moje włosy wymagają oczyszczenia. Nie wywołały u mnie przesuszeń skóry głowy/włosów ani wypadania włosów - nie używam ich non stop.
  • Alterra, szampon Biotyna i kofeina - ten szampon przypomina mi w zapachu pierwszy Alverde, który kupiłam - jest mocno ziołowy, ale jak dla mnie przyjemny. Ma gęstą, przezroczystą (delikatnie brązową) konsystencję, która tworzy dość obfitą pianę. Dobrze oczyszcza włosy. Wydaje mi się, że włosy mają trochę więcej objętości, ale innych właściwości nie zauważyłam.
  • Alterra, szampon Papaja i bambus - ten szampon kupiłam trochę z sentymentu, ponieważ nasza koleżanka wzięła go na Woodstock. Jako że to wydarzenie bardzo dobrze mi się kojarzy, postanowiłam go kupić. Ma przyjemny, owocowy zapach. Podobnie jak jego brat ma gęstą, przezroczystą konsystencję, która tworzy dość obfitą pianę. Dobrze oczyszcza włosy. Ma niby przyczyniać się do zwiększenia objętości, ale tego za bardzo nie zaobserwowałam.

  • Alterra, odżywka Morela & pszenica - wycofana już odżywka, lubiana przez wiele blogerek. Ja kupiłam ją dość dawno, jednak oszczędzam, mimo że nie daje mi rewelacyjnych efektów. Lubię ją, jednak się nią nigdy nie zachwycałam. Ładnie pachnie i nawilża włosy (a może powinnam powiedzieć w formie przeszłej?).
  • Alterra, odżywka Owoc granatu & Aloe vera - kupiłam ją ostatnio, jednak tak się z nią polubiłam, że wróciłam po jeszcze jedną, póki była w promocji ;) Ślicznie pachnie i ładnie nawilża, i odżywia włosy. Są po niej nieco bardziej miękkie niż po Moreli i pszenicy. Jak mi się skończy i będzie w przyszłości w promocji, to pewnie znów po nią sięgnę.

  • Alterra, maska do włosów Owoc granatu i Aloe vera - ten produkt też kupiłam na niedawnych promocjach. Według mnie, działa bardzo podobnie do odżywki, chociaż ma nieco lżejszą, bardziej płynną konsystencję (chyba trochę to dziwne, że odżywka jest gęsta). Sprawdza się na włosach świetnie, podobnie do odżywki - nie widzę między nimi większych różnic. A zapach! - uwielbiam go!
  • Alterra, olejek do masażu Migdał & papaja - jeden ze sławnych olejków Alterry. Ja używam go do włosów. Nie stosuję go często, bo lubię zmieniać oleje przy każdym olejowaniu. Trudno mi w związku z tym określić, który działa gorzej, który lepiej. Nie zauważyłam, by ten odbiegał od reszty - odżywia włosy, lepiej one wyglądają. Poza tym ma ładny zapach, który nie męczy (przynajmniej mnie). Dodatkowo jest bardzo wydajny, mi taka buteleczka starcza spokojnie na 7 miesięcy.
     

22 października 2012

Wyniki konkursu z ZapachPerfum.com!

Cześć! Dzisiaj przychodzę z wynikami rozdania/konkursu, który ostatnio odbywał się na moim blogu. Dostałam kilkanaście zgłoszeń, wiele z nich wniosło coś sensownego i zamierzam dzięki Wam co nieco zmienić w moi blogu. Wiele Was wspominało, że szablon jest zbyt fioletowy, więc zmieniłam go na zupełnie nie fioletowy ;)

Ale przechodząc do sedna sprawy... osobą, której opinia najbardziej przypadła mi do gustu jest...

Zosia Tomczyk!

Witam,
Zacznę od tego co według mnie jest najważniejsze zatem od funkcjonalności. Wpisy pojawiają się regularnie. Nie trzeba czekać tygodniami na notkę. To wielki plus. Świadczy o tym, że blog jest dla Ciebie pasją, traktujesz go poważnie a przy tym nie zaniedbujesz nas czytelniczek.
Można tu znaleźć informację dotyczące kolorówki jak i pielęgnacji. Wszystkie produkty, które przedstawiasz są łatwo dostępne i w przestępnych cenach. Dużo blogerek recenzuje kosmetyki, które nie są dostępne w Polsce a jedyną formą zdobycia są strony internetowe a to nie zawsze bezpieczny zakup. Czyli czytamy o czymś czego nie możemy mieć. Tu jest inaczej bowiem każdy przedstawiony produkt możemy łatwo zakupić i same przekonać się o działaniu.
'Zdobycze', zakupy są opisane w kilku zdaniach dzięki temu widząc produkt po raz pierwszy od razu pokrótce możemy się dowiedzieć co nie co o danym produkcie.
Fajny pomysł z WISHLIST'Ą ale z kolei ta kojarzy mi się zawsze z niezliczoną ilością produktów. A tu mamy skromnie co świadczy o przemyślanych i rozsądnych zakupach. Co dodaje wiarygodności Twoim opiniom. Zapowiedzi produktów, których recenzja niedługo ma się pojawić są świetnych pomysłem bo wiemy czego możemy się spodziewać w kolejnych postach.
Czytam bloga już od dłuższego czasu i jeszcze nie trafiłam na kosmetyki, maseczki itp domowej roboty. Używasz tylko gotowych produktów? Może warto byłoby wprowadzić coś nowego. Wpisy o naturalnej pielęgnacji, domowych maseczkach w czasie kiedy mamy ogromne poruszenie w sprawie ECO będzie murowanym sukcesem.
Makijaże z serii INSPIRED BY PLACES - rewelacyjny pomysł. Strzał w dziesiątkę. Piękne, żywe kolory znakomicie oddają charakter miejsca którym się inspirujesz tylko... wykonanie nie jest do końca technicznie poprawne ale praktyka robi swoje.
Ogólny wygląd bloga prosty, przejrzysty, czytelny. Niby wszystko na swoim miejscu ale jednak czegoś brak. Jedyną atrakcją przykuwającą oko jest obwód bloga czyli jasny pastelowy róż.
Wracając do wpisów charakter jest nieco monotonny może warto by czasem czymś zaskoczyć.
Na koniec... w nazwie '... i świat pełen kosmetyków' nie ma wzmianki o modzie  a pojawiają się takie notki. Oczywiście nie jest to mankament ale nazwa jednoznacznie określa ograniczenie do kosmetyków a mamy taką mała różnorodność.
Podsumowując. Bardzo lubię Twój blog i z niecierpliwością czekam na kolejne posty. Wiem, rozpisałam się ale nie mogłam ująć tego wszystkiego w kilku zdaniach. Nie odbieraj tego jako słowa krytyki bo nie to chciałam osiągnąć. Wszystko jest przemyślane co widać po liczbie odwiedzić ale małe modyfikacje mogą tylko i wyłącznie pomóc. 


Serdecznie pozdrawiam i życzę samych sukcesów :)


Wygrywasz u mnie:
  • Paloma, oliwkowy peeling cukrowy
  • Miraculum, satynowe masło do ciała
  • tusz do rzęs Max Factor 2000 calorie
  • czarny eyeliner Virtual
oraz nagrody dodatkowe, które są niespodziankowym dodatkiem! :) Czekam na mejla z Twoim adresem. Wyślij go na agu747@interia.pl Gratuluję! :*

21 października 2012

Eyelinery z pędzelkami - Wibo, My Secret, Bell, Golden Rose, MIYO.


Lubicie eyelinery? Ja uwielbiam. Dodają makijażowi charakteru i od razu zmieniają wygląd oka. Mi najbardziej pasują ciemne kolory typu czerń czy granat, ponieważ moje oko lubi być mocno podkreślone. W swoim zbiorze mam eyeliner w żelu, w pisaku, ale najbardziej odpowiadają mi w pędzelkach, takie jak na powyższym zdjęciu.

  • Eyelinery My Secret - posiadam czarny i granatowy, oba kupiłam za bodajże 6,99zł. Miały za długie pędzelki i nieco je podcięłam, ale nadal mi nie odpowiadają. Rzadko ich używam, trudno mi nimi zrobić jaskółkę. Mają wykończenie dość matowe i przy zmywaniu się kruszą (mogą też się trochę pokruszyć po kilku godzinach na powiece). Pojemność: 4ml.
  • Eyeliner Bell, Glam wear 02 - produkt z serii neonowej, kupiłam go za ok. 12zł. Ma śliczny kolor, jednak nie jest pozbawiony wad. Ma dość wodnistą konsystencję i przez nią tworzą się prześwity, ciężko nałożyć go idealnie. Poza tym jego końcówka (gąbkowa) jest dość sztywna i średnio są nią manewruje. Chwilę po aplikacji zaczyna mnie lekko szczypać okolica przy rzęsach, jednak po chwili to mija. Pojemność: nie podano.
  • MIYO, Glam eyes 04 - kupiłam go za 4,99zł. Jest to śliczny brokatowy granat, który świetnie nada się na imprezy czy sylwestra. Pierwsza warstwa może nieco przebijać, więc radzę nakładać dwie. Trzyma się bardzo dobrze, jednak po kilku-/kilkunastu godzinach może się kruszyć. Pojemność: 4ml.
  • Eyelinery Wibo - te kupiłam na Allegro, zapłaciłam 5zł z przesyłką. Nie wydają się być pierwszej świeżości, ale da się ich używać. Jakiś czas temu miałam wersję czarną, którą bardzo lubiłam. Te też dobrze się sprawdzają. Mają wykończenie metaliczne, nie każdy je lubi, ja jednak lubię. Są wyposażone w dobrze ścięte i niezbyt długie pędzelki, które mi odpowiadają. Pojemność: 4ml.
  • Golden Rose, Extreme Sparkle 02 - przygarnęłam go na zlocie wrocławskim 1 lipca, jednak użyłam tylko dwa razy. Jest dość jasny, raczej pełni funkcję brokatu, który ślicznie się mieni na różne kolory. Najładniej wygląda na ciemniej kresce, np. czarnej. Szkoda, że pędzelek nabiera bardzo mało produktu, bo, żeby go nałożyć, trzeba się trochę namachać. Waga: 4,7g.


Oczywiście zrobiłam swatche na ręce - są w tej kolejności, w której zostały ustawione na pierwszym zdjęciu. Niestety nie jestem w stanie pokazać jak wyglądają na oku, ponieważ taka ilość eyelinerów pod rząd dla moich oczu nie byłaby dobrym pomysłem. Mam nadzieję, że się zadowolicie tym, co jest poniżej:

na górze: w słońcu / na dole: w cieniu

20 października 2012

Mariza: Aksamitny fluid matująco-kryjący, kolor Porcelanowy.


Ostatnio miałam możliwość testowania kolejnego produktu marki Mariza. Wybrałam Aksamitny fluid matująco-kryjący w kolorze Porcelanowym. Gdy go dostałam zaskoczyło mnie opakowanie - mimo że mieści standardowe 30ml produktu, jest mniejsze niż buteleczki od innych podkładów, które mam. Pompka działa bez zarzutu.

Tuszuje niedoskonałości cery, nadaje jej jednolity koloryt i gładkość bez
efektu maski. Absorbuje nadmiar sebum zapobiegając błyszczeniu się
skóry. Posiada beztłuszczową konsystencję, łatwo się rozprowadza i stapia
ze skórą. Działa pielęgnująco i ochronnie, zawiera aloes, d-pantenol
oraz filtry UV. Zapewnia długotrwałe, matowe wykończenie makijażu.

Ogólnie nie lubię podkładów matujących, bo ich za bardzo nie potrzebuję (chociaż ostatnio delikatnie świeci mi się czoło, ale to dopiero po kilku godzinach), jednak one zazwyczaj mają odpowiadający mi stopień krycia. Zdecydowałam się na najjaśniejszy odcień, który - moim zdaniem - jest dość jasny i powinien pasować osobom o jasnej karnacji (może nie porcelanowej, ale jasnej, jak moja).

Konsystencja podkładu jest rzeczywiście aksamitna, dobrze się rozprowadza. Przypomina mi nieco półtłusty krem na noc. Nie jestem w stanie ocenić czy podkład rzeczywiście matowi, bo - jak wspomniałam - nawet jeśli zdarzy mi się 'zaświecić' to dopiero po kilku godzinach noszenia makijażu. Jednakże mogę stwierdzić, że po nałożeniu podkładu, twarz nie wydaje się tak mokra jak przy moich innych podkładach. I tak zawsze przypudrowuję fluid.

Nie zauważyłam, żeby przesuszał czy uczulał, ale mnie mało co jest w stanie uczulić, więc nie jestem odpowiednią osobą do oceniania go pod tym kątem. Tak samo z zapychaniem - mnie nie zapchał (nie mam do tego tendencji).

Krycie ma średnie, co mi odpowiada. Najlepiej wygląda nałożony palcami (wygląda wtedy najbardziej naturalnie), jednak używam też pędzla flat top i ta metoda też dobrze się sprawdza (chociaż trzeba zwrócić uwagę, czy nie tworzą nam się smugi na twarzy). Ja nakładam całkiem sporo podkładu, głównie na policzki, i wiem, że z bliska go widać. Nie nazwałabym tego maską, jednak jego obecność jest bezsprzeczna. Osoby, które potrzebują tylko delikatnego wyrównania kolorytu cery, nie powinny mieć zarzutów co do jego widoczności.


Pompka jest bardzo przyjemna w użyciu, nie zacina się. Dozuje niemałą ilość kosmetyku, ale mi ona odpowiada; myślę, że dla wielu z Was mogłoby to być za dużo. Cena podkładu jest niewielka, ponieważ kosztuje on 13,90zł (11,90zł w obecnej promocji). Można go zamówić u p. Bożeny. Więcej informacji + katalog na e-mariza.info.

Nie jestem w stanie dokładnie ocenić, ile utrzymuje się na twarzy. Wydaje mi się, że powinien wytrzymać ok. 6-7h, oczywiście przypudrowany; na bazie dłużej. Oceniam to w takim stopniu, że skóra nadal wygląda dobrze, a nie że już po tym czasie zostają resztki fluidu. Ja jestem zadowolona z tego produktu - jest dość dobry i tani. Ponadto nie zauważyłam podkreślania suchych skórek. Wydaje mi się, że schodzi równomiernie, nie widzę by zostawiał plamy przy zanikaniu.

po lewej: bez podkładu, po prawej: z fluidem Mariza, bez pudru

17 października 2012

Rozdanie!- zostały tylko dwa dni!

Witajcie! Chciałabym Was poinformować, że razem z drogerią ZapachPerfum.com postanowiliśmy zorganizować rozdanie na moim blogu! Wybrałam dla Was produkty dość uniwersalne, których używa niemal każda z nas. A do wygrania:
  • Paloma, oliwkowy peeling cukrowy
  • Miraculum, satynowe masło do ciała (nie ma właściwości rozgrzewających ani chłodzących!)
  • tusz do rzęs Max Factor 2000 calorie
  • czarny eyeliner Virtual


Wszystkie produkty są nowe, nieotwarte i mają długi termin przydatności. Dodatkowo zwyciężczyni otrzyma kilka produktów dodatkowych (m.in. tester duo Double Act). Informuję jednak, że mogą posiadać ślady użytkowania.
  
   
REGULAMIN:
  1. Organizatorem konkursu jest Agusiak747 z bloga Agusiak747.blogspot.com. Nagroda główna została udostępniona mi przez ZapachPerfum.com. Produkty są nowe, nieużywane. Wartość nagrody to 64zł.
  2. Żeby wziąć udział w konkursie, musisz mieć ukończone 18 lat lub zgodę rodzica.
  3. Musisz być obserwatorem publicznym mojego bloga.
  4. Konkurs trwa od 28.09. do 19.10.2012r., do godziny 23:59, wyniki ogłoszę do 26.10.2012 r.
  5. Zadanie konkursowe: Napisać co najmniej kilkuzdaniowy tekst wyrażający opinie (zarówno pozytywne jak i negatywne) na temat mojego bloga (jego wyglądu, funkcjonalności, postów, tematyki itp.). Mile widziane będą też rady co poprawić, ulepszyć.
  6. Zwycięzca zostanie wybrany przeze mnie na podstawie zgłoszenia. Pod uwagę będę brać wartościowe, dla mnie, opinie i rady. Nie oczekuję samych pozytywnych opinii.
  7. Zgłoszenia proszę wysyłać na adres agu747@interia.pl, podpisując się nickiem z Bloggera.
  8. Nagrody zostaną wysłane maksymalnie do czterech dni po otrzymaniu danych adresowych zwycięzcy.
  9. Wysyłam tylko na teren Polski.
  10. Jako właściciel bloga i organizator rozdania mam prawo do wnoszenia poprawek do regulaminu.
  11. Przystępując do rozdania akceptujesz warunki tego regulaminu.
 

14 października 2012

Zlot blogerek we Wrocławiu - 13.10.2012

Wczoraj, w sobotę 13.10 odbyło się kolejne spotkanie blogerek z Wrocławia i okolic. Był to drugi zlot blogerski, w którym miałam przyjemność uczestniczyć. Tym razem zebraliśmy się w niewielkiej herbaciarni K2, która znajduje się przy ul. Kiełbaśniczej. Pojawiło tam 16 dziewczyn i 4 panów (ja sama przyprowadziłam mojego chłopaka, chociaż miał wielkie obawy, by ze mną zostać ;)).


Do pogaduszek zamówiłyśmy napoje - niektóre dziewczyny preferowały kawę, czekoladę lub herbatę, ja zaczęłam od czegoś mocniejszego, mianowicie grzanego piwka z jabłkami i cynamonem (niestety nie mam jego zdjęcia). Swojemu chłopakowi zamówiłam czekoladę z bitą śmietaną i syropem miętowym i tak mi zasmakowała, że potem zamówiłam porcję dla siebie ;)

Tutaj możecie zobaczyć nasz stół i mnie (sukienka w różowe róże; po mojej prawej siedzi mój Kuba) rozmawiającą z Panią Patrycją z firmy Pilomax, która dołączyła do nas niedługo po rozpoczęciu spotkania.

zdjęcie z bloga Justyny - http://zauroczona-kosmetykami.blogspot.com

Czas szybko leciał na rozmowach o prawie jazdy, kosmetykach czy kosmetycznych poczynaniach naszych mężczyzn, którzy są pod stałym wpływem nas, blogerek. Pani Patrycja - która jest bardzo miłą i otwartą osobą - podzieliła się z nami wiedzą i opiniami na temat różnych kosmetyków - zarówno dobrych jak i złych.

Fortunnie, mi i mojemu chłopakowi, udało się usiąść koło Marleny i jej chłopaka Andrzeja, z którymi dzielimy podobny gust muzyczny. Może kiedyś wybierzemy się razem na koncert metalowy? ;)

Potem przyszedł czas na upominki od firm, które zgodziły się je przekazać na nasz zlot. Większość prezentów zawdzięczamy Justynie, ponieważ dzięki niej mamy możliwość przetestowania produktów Eveline, Vipera, Pierre Rene, Hean i Safira. Panna Dominika przyniosła paczki od Venity, Pani Patrycja od Pilomaxu, a ja od sklepu Helfy.


Jak możecie zobaczyć na zdjęciach cały stół był obładowany, aż trudno było się poruszać! Oczywiście każda z nas musiała od razu zajrzeć do paczek i w razie potrzeby się wymienić, gdyby kolor kosmetyku nie odpowiadał. Wśród paczek ukryły się muffiny przyniesione przez Angelikę, a upieczone przez jej mamę ;)



Mam nadzieję, że każda z nas dobrze się bawiła (nie wiem, jak Panowie, bo oni mogli czuć się nieco nieswojo i wyobcowanie) i chętnie powtórzyłaby spotkanie :) Teraz pora na prezentację tego, co dostałyśmy:



Oczywiście znalazły się też dobre istoty, które przyniosły kosmetyki na oddanie/wymianę. Ja osobiście w tej chwili nie miałam nic takiego, także nie miałam co wziąć, jednak przygarnęłam kilka dobroci, którymi nikt nie chciał się zaopiekować. Nie wiem do kogo należały, ale dziękuję tym osobom ;)


11 października 2012

Płyny dwufazowe: Marion, Bielenda, Essence. Który najlepszy?

Płyny dwufazowe do demakijażu są znane wszystkim, jednak nie każdy je lubi. Większości nie odpowiada tłusta konsystencja, inni uwielbiają te kosmetyki za skuteczne zmywanie makijażu oczu. Ja posiadam trzy takie płyny i dzisiaj Wam je przedstawię z bliska. Zaznaczam, że nie mam wrażliwych oczu i żaden z nich mnie nie podrażnił.

  • Marion, delikatny płyn do demakijażu oczu; prowitamina B5, ekstrakt z rumianku - ten płyn dostałam od firmy Marion do przetestowania i od razu polubiłam się z tym produktem. Jest naprawdę delikatny, a poza tym świetnie zmywa. Radzi sobie lepiej od swoich kolegów. Jego pojemność do 120ml, cena - ok. 6zł. Niestety nie wiem, gdzie można go kupić, bo rzadko spotykam kosmetyki tej marki.
  • Bielenda, Awokado oczy wrażliwe, łagodny dwufazowy płyn do demakijażu oczu - ten produkt kupiłam w Biedronce za 5,99zł. Wydaje mi się, że jest mniej delikatny i nieco gorzej zmywa, jednak nadal jest dobry. Tym razem w opakowaniu znajduje się 125ml produktu, a kosztuje on. 5-9zł, w zależności od sklepu/drogerii. Raczej łatwodostępny.
  • Essence, eye makeup remover - jak dla mnie to najsłabszy kosmetyk z prezentowanych tutaj. Da się nim zmyć makijaż oczu, jednak trwa to trochę dłużej w porównaniu do Mariona i Bielendy. Trzeba nieco dłużej przytrzymać na oku wacik i nieco potrzeć, by wszystko zeszło. Buteleczka mieści 125ml płynu i kosztuje/kosztowała prawdopodobnie 1,99€.

kliknij, by powiększyć
Nie będę oceniać opakowania czy łączenia/rozłączania się warstw, ponieważ te kosmetyki nie różnią się znacznie między sobą. Podsumowując - najbardziej odpowiada mi Marion, najmniej - Essence.

ShinyBox - październik 2012


Dostałam szansę, by znów przetestować ShinyBoxa. Znów większość rzeczy to produkty pielęgnacyjne, z kolorówki dostajemy pomadko-błyszczyk z Delii. W pudełku mamy pięć kosmetyków, cztery produkty są pełnowymiarowe.

To pudełko bardzo mi się podoba - chętnie wypróbuję naturalne mydło oraz produkty antycellulitowe. Przy poprzednim pudełku dostałyśmy produkty do skóry suchej i część dziewczyn była niezadowolona z tego powodu. To pudełeczko jest bardziej przemyślane, bo prawie każda z nas boryka się z pomarańczową skórką. Cieszę się, że mleczko do ciała z L'occitane jest nieduże, bo nie przepadam za takimi produktami.



Najmniej podoba mi się błyszczyk, już widzę, że nie polubię się z nim, mimo że ładnie pachnie.
 Ciekawy zapach ma też mydełko. Jeśli chcecie dowiedzieć się więcej - shinybox.pl.

7 października 2012

Archipelag Piękna: Korund, mikrodermabrazja - sposób na zużycie zalegających balsamów!


Witam wszystkich! Dzisiaj, po kilkudniowej przerwie, zapraszam Was na post o bardzo przydatnym i dobrym specyfiku. Mowa o korundzie od Archipelagu Piękna. Można go kupić za 9,99zł - tutaj.

Korund zmieszać w stosunku 1:6 z nietłustym kremem lub balsamem (1 łyżeczka korundu na 6 łyżeczek kremu lub balsamu). Zamiast kremu/balsamu można również użyć: kwasu hialuronowego lub żelu do mycia ciała. Otrzymany produkt należy dokładnie wmasować w oczyszczoną skórę twarzy/ciała i następnie spłukać.

Korund to biały, mocno zdzierający proszek. Od producenta dowiadujemy się, że można go rozrabiać z wieloma innymi produktami - żelami, kremami czy balsamami. Myślę, że to świetny sposób na zużycie nielubianych kosmetyków. Można tak zużyć niejeden balsam, który nam się znudził, gdyż korund jest bardzo wydajny.

Jeżeli chodzi o zdolności zdzierające, to możemy je stopniować. Jeżeli damy mniej korundu, otrzymamy delikatniejszy peeling, gdy damy więcej - zdzieranie może okazać się bardzo mocne. Peeling przy dłuższym stosowaniu na pewno pozwoli nieco ujędrnić skórę i wygładzić ją. Zapach produktu jest delikatny, jednak nie ma co zwracać na niego uwagi, bo i tak przejmuje zapach kosmetyku, z którym go rozrabiamy.


Na pewno daje inną konsystencje niż peelingi cukrowe/solne, jest bardziej drapiący i ma naprawdę malutkie drobinki. Ja lubię dobrze czuć ich moc, gdy peelinguję uda/pośladki. Zdarzyło mi się też użyć go do twarzy, ale nasypałam go naprawdę niewiele i prawie nic nie czułam. Sądzę, że będzie to idealny produkt dla osób, które lubią same zarządzać intensywnością zdzierania, a także dla tych, którzy chcą zużyć zalegające na półkach balsamy/żele.

Mimo że produkt został mi udostępniony za darmo, nie wpływa to w żaden sposób na moją ocenę.