30 sierpnia 2012

Projekt denko - sierpień 2012

  • Szampon CHI, ochrona koloru - bardzo go lubiłam, nie zawierał SLS, więc nadawał się do zmywania olejów. Nie plątał włosów, wręcz przeciwnie - co bardzo mi się podobało. Niestety jest drogi, butelka kosztuje koło 40zł, a chętnie bym do niego wróciła. Więcej na jego temat tutaj.
  • Kamill, żel pod prysznic o zapachu limonki i rabarbaru - kupiłam go za 2,99 'przy okazji'. Był w porządku, nawet ładnie pachniał, mył ok, ale bardzo szybko się skończył (chyba dlatego, że nagle wszyscy domownicy postanowili go używać), a ponadto brałam jeszcze odlewki na wyjazd.
  • Original Source, peeling/scrub mięta + orzech włoski - bardzo ładnie pachniał, przyjemnie chłodził, delikatnie zdzierał martwy naskórek, ale niestety cholernie ciężko było go wycisnąć (już od połowy butelki). Gdyby były dostępne w Polsce, to pewnie bym czasami się skusiła.
  • Cien, oliwkowy żel do mycia twarzy - był w porządku, nie robił mi żadnej krzywdy, dobrze zmywał brud i resztki makijażu. Poza tym, zapłaciłam za niego niecałe 4zł. Więcej tutaj.

  • Dabur, Vatika, olej kokosowy - jeden z moich pierwszych olejków. Mimo że mam włosy o wysokiej porowatości, nie robił z nich siana. Bardzo denerwował mnie jego zapach, zwłaszcza na początku używania i pod koniec... Niby był ładny sam w sobie, ale od noszenia go długo na włosach zaczynało być aż słabo. Nie kupię ponownie.
  • Nivea, Angel Star, antyperspirant w sprayu - strasznie długo go męczyłam... albo i on mnie. Zapach ładny, ale bardzo dusząco się rozpylał. Poza tym zostawiał trochę białych śladów pod pachami, zupełne przeciwieństwo wersji w kulce. Przekonałam się, że antyperspiranty w sprayu nie są dla mnie ;)
  • Joanna, bzowy balsam do ciała - ślicznie pachniał, ładnie nawilżał, ale jak dla mnie miał za dużą pojemność. Rzadko się smaruję i ciężko mi zużyć takie wielkie butle. Jakaś 1/3 całego opakowania posłużyła mi do rozrobienia korundu. Więcej o balsamie tutaj.
  • Ziaja, Kozie Mleko, krem na dzień - ten krem ma wielu zwolenników, ale jak dla mnie był średni. Nawilżenie bardzo marne, jedynie nadające się pod makijaż. Nie zapchał mnie (mało co mnie zapycha, raczej mam wysypy hormonalne), jednak jego zapach bardzo mnie drażnił (wiem, że wiele osób go lubi). Nie kupię ponownie, zresztą zmieniam pielęgnację. O mojej nowej pielęgnacji twarzy możecie poczytać tutaj.
  • Isana, migdałowy krem do rąk - był bardzo w porządku, ładnie nawilżał. Poza tym zapach taki sam jak kremu do rąk z Avonu, który miałam lata temu (ah, ten ludzki węch i zdolność zapamiętywania!). Mam jeszcze jeden w zapasie.

  • Eveline, odżywka 8w1 - skończyłam ją jak zaczęły się sypać złe opinie. Mi nic złego nie zrobiła, ale nie będę na razie jej używać, mimo że mam drugie nowe opakowanie. W tej chwili radzę sobie Diamentową siłą i NailTekiem.
  • Max Factor, 2000 calorie - świetna maskara, jednak zaczęła mi już przysychać i się kruszyć. I tak bardzo długo mi służyła... myślę, że wrócę do niej za jakiś czas (jak pokończę obecnie tusze).
  • błyszczyki do ust (Quiz i no name) - nie zużyłam ich do końca, ale już zaczęły się robić dziwne, więc idą do kosza ;)

W tym miesiącu nie ma tego dużo, bo przez połowę sierpnia byłam na wyjazdach. I tak uważam, że zużycia niezłe. Chociaż tak naprawdę najwięcej w tym miesiącu poszło mi... chusteczek nawilżanych (przydają się na wyjazdach typu Woodstock, gdzie dostęp do wody do mycia jest utrudniony).

29 sierpnia 2012

Projekt Finish: tydzień drugi, wykończenie matowe - Catrice: 430 Purplelized

przy końcówkach trochę się zniszczył po nocy ;)
Dzisiaj pokazuję Wam kolejną odsłonę Projektu Finish, czyli wykończenie matowe. Użyłam ciemnego, brudnego, drobinkowego fioletu od Catrice. Uwielbiam takie odcienie i ten też bardzo mi się podoba, zarówno w wersji oryginalnej jak i zmatowionej (na zdjęciach tylko matowa). Myślę, że ten lakier będzie świetny na jesień, idealnie pasuje do tej pory roku. Wydaje mi się, że mało komu przypadnie do gustu, ale trudno... Nie mam w swojej kolekcji lakieru matującego (miałam dwa, ale rozdałam) i żeby osiągnąć taki efekt użyłam po prostu... NailTeka ;)

27 sierpnia 2012

Kiko, Make Up Milano: lakier do paznokci nr 344 + Golden Rose, Care&Strong nr 169



Przychodzę do Was z drugim lakierem Kiko, który wpadł w moje ręce. Tym razem jest to lazurowy, morski odcień. Bardzo mi się podoba, lubię chłodnie kolory na moich paznokciach. Lakier kosztował 1,50€. Ma średnio-gęstą konsystencję, dobrze się rozprowadza (widoczne ślady pociągnięć to raczej Seche Vite lub odbicia kołdry), świetnie kryje po dwóch warstwach. Jest dobrze napigmentowany, jednak jedna warstwa to trochę za mało. Myślę, że przy następnej wizycie w Kiko skuszę się na jakieś inne kolory, jednak będę musiała się chyba pozbyć jakieś części reszty moich lakierów, bo jest ich coraz więcej, a żadnego nie kończę.


Drugi lakier to Golden Rose z serii Care&Strong - jest to topper z holograficznymi sześciokątami i brokatem. Lubię go; ciekawie wygląda na paznokciach, tworzy taką jakby żelową powłoczkę. Kosztował niecałe 6zł. Zostałam poproszona przez Yasinisi o pokazanie tej emalii, więc spełniam prośbę, choć na żywo wygląda o wiele lepiej.

Kosmetyki za darmo - paczka z kosmetykami Paese

Przepraszam, że dziś bombarduję notkami, ale nie spodziewałam się tej paczki. Możliwe, że wiecie o istnieniu akcji Kosmetyki za darmo. Polega ona na wpłaceniu 22zł (obecnie podobno 29zł) na konto marki Paese i podaniu mailowo danych adresowych. Za 22zł mamy dostać 6 pełnowymiarowych produktów, które trafią nam się losowo. Postanowiłam skorzystać z akcji i czym prędzej wpłaciłam pieniądze. Oto, co mi się trafiło:

  • lakier pękający w kolorze srebrnym nr 304
  • kredka do oczu w kolorze ciemnozielonym nr 08
  • błyszczyk w odcieniu nude, pachnący karmelem nr 502
  • róż do policzków nr 44  Liliowa kusiecielka
  • cień do powiek Światło Toskanii
  • tusz do rzęs o działaniu wydłużająco-podkręcającym


Łączna wartość produktów, które dostałam to ok. 94zł. Przede wszystkim jestem zadowolona z tuszu, różu i cienia. Błyszczyka pewnie użyję kilka razy, pękacz przyda mi się do Projektu Finish, natomiast nie wiem, czy kiedykolwiek skorzystam z kredki - po prostu ich nie używam, mimo że ten odcień jest ciekawy.

Więcej szczegółów na temat akcji szukajcie TUTAJ.

Moja (bardziej naturalna) pielęgnacja twarzy

Jakiś czas temu postanowiłam zmienić nieco moją pielęgnację twarzy, zechciałam używać bardziej naturalnych produktów. Przy okazji nie chcę stosować wielu kosmetyków na raz, bo może warto postawić na minimalizm.


Makijaż oczu zmywam dwufazówkami - Essence lub Bielenda. Natomiast twarz myję żelem BeBeauty z Biedronki (nienaturalne, ale chcę go wykończyć zanim kupię coś myjącego z Alterry lub Alverde) lub naturalnym mydłem krymskim (Ukraina-Shop). Oba produkty bardzo fajnie się u mnie sprawdzają. Żel dobrze zmywa twarz, skóra po nim nie jest ściągnięta, a mydło działa trochę inaczej i skóra jest nieco ściągnięta i napięta. Oba dobrze oczyszczają. Czasami używam też peelingu enzymatycznego (Ziaja ulga), jednak często o nim zapominam.


Po umyciu skóry twarzy, pora na krem. Pod oczy wędruje AA 30+. Co prawda brakuje mi trochę lat do tej granicy, jednak ten krem nie jest przeciwzmarszczkowy, tylko nawilżająco-wygładzający. Dobrze się u mnie sprawdza, jednak myślę, że nie kupię go ponownie, bo po prostu chce się przerzucić na bardziej naturalną pielęgnację.


Na resztę twarzy nakładam jeden z moich najnowszych nabytków - krem na dzień Alverde do skóry suchej, z dziką różą. Kosztował poniżej 4€, a jest naprawdę fajny. Po pierwsze - ślicznie pachnie różą; po drugie - optymalnie nawilża; po trzecie - bardzo dobrze się rozprowadza i nie zapycha. Poza tym wydaje mi się, że ten krem mi służy... Nie wspominając o tym, że ma całkiem ciekawy skład:

Aqua (woda), Glycerin (humektant), Helianthus Annuus Seed Oil (olej z nasion słonecznika), Rosa Canina Fruit Oil (olej z owoców dzikiej róży) Hydrogenated Coco-Glycerides (emolient), Cetearyl Alcohol (substancja konsystencjotwórcza), Alcohol, Simmondsia Chinensis Seed Oil (olej jojoba), Butyrospermum Parkii Butter (masło shea), Prunus Amygdalus Dulcis Oil (olej ze słodkich migdałów), Caprylic/Capric Triglyceride (emolient), Glyceryl Stearate (emulgator), Saccharide Isomerate, Sodium Hyaluronate (humektant), Helianthus Annuus Seed Oil (olej z nasion słonecznika), Sodium Stearoyl Glutamate (emulgator), Cetearyl Glucoside (emulgator), Glyceryl Caprylate (emulgator), Xanthan Gum (zagęstnik), Tocopherol (witamina E), Levulinic Acid (kwas lewulinowy), p-Anisic Acid, Phytic Acid (antyoksydant; rozjaśnia przebarwienia), Sodium Levulinate (lewulinian sodu), Sodium Citrate (cytrynian sodu), Lavandula Angustifolia Oil (olejek lawendowy), Citronellol, Linalool, Geraniol, Parfum.


Na noc używam olejku hibiskusowego Khadi, który przeznaczony jest właśnie do twarzy. Miałam obawy, że będzie mnie zapychał lub po prostu nie będzie mi służył, ale okazało się, że sprawdza się naprawdę świetnie! Ładnie nawilża, nie powoduje pojawiania się wyprysków, jest super wydajny (potrzebuję kropli o średnicy 1cm na całą twarz). Z minusów to to, że jest tłusty i uczucie na twarzy nie jest zbyt przyjemne, jednak nałożony w małej ilości wchłania się błyskawicznie. No i niefajna dla portfela cena: prawie 60zł. Można go dostać w sklepie Helfy.


Co zauważyłam używając tych produktów? Skóra wygląda lepiej, mam mniej wyprysków, rzadziej coś mi wyskakuje. Poza tym twarz jest nawilżona i napięta. Przy następnej wizycie w Niemczech kupię więcej produktów Alverde, bo naprawdę je lubię - są tanie, dobre i naturalne.

22 sierpnia 2012

Zapowiedzi - o czym będziecie mogły niedługo u mnie poczytać

W związku z tym, że wyjeżdżam jutro na kilka dni i nie będę miała dostępu internetu, postanowiłam napisać post, w którym napiszę zapowiedzi przyszłych postów. Niedługo na pewno dowiecie się:
  • o mojej nowej pielęgnacji twarzy (bardziej naturalnej)
  • kosmetykach Alverde i Balea
  • kosmetykach Mariza
  • o peelingach znajdujących się w moim 'zbiorze'

Sama chętnie dowiem się, o czym WY byście chciały poczytać. Przejrzyjcie ostatnie haule, może coś Was zainteresowało bardziej niż reszta. Chętnie rozważę Wasze propozycje :)

20 sierpnia 2012

Projekt Finish: tydzień pierwszy, wykończenie kremowe - Mariza: Care&Colour, nr 59

Dzisiaj zaprezentuję Wam lakier, w którego kolorze po prostu się zakochałam. To właśnie go wybrałam na rozpoczęcie Projektu Finish, organizowanego przez Kamilę. Lakier to Mariza o numerku 59. Dostałam go do testów od Pani Magdy. Na początku powiem, że - w przeciwieństwie do niektórych testerek Marizy - ja nie wybierałam sama produktów. I bardzo się cieszę, że taki piękny odcień niebieskiego trafił do mnie, ponieważ nie mam za bardzo lakierów w tym kolorze. Wydaje mi się, że na żywo odcień ten ma jeszcze ciekawszą głębię. Jest śliczny!

Buteleczka ma pojemność 10ml, kosztuje 7,60zł - uważam, że to dobra cena. Konsystencja jest bardzo przyjemna, lakier ładnie aplikuje się na paznokcie. Ma dobrą pigmentację, przez co mniej wymagającym może wystarczyć jedna, grubsza warstwa tej emalii - ja położyłam standardowo dwie. Dodatkowo pokryłam Seche Vite.


19 sierpnia 2012

Mon Ami: podwójny błyszczyk do ust, nr 2

 
Błyszczyk ten dostałam kupę czasu temu od polskiego dystrybutora marki Mon Ami. Nie lubię błyszczyków, wolę pomadki, także już z góry ten produkt został skazany na, choćby częściowe, niepolubienie. Produkt jest dwuczęściowy - z jednej strony mamy błyszczyk kolorowy, z drugiej - transparentny (mój jest brudny, bo używałam go do różowych i czerwonych pomadek). Całość mieści 15ml produktu, więc jedna część ma 7,5ml błyszczyku. Oba aplikatory to standardowe błyszczykowe pacynki. Ja jestem w posiadaniu nr 2 - jest to ceglasty odcień, nieco ciemniejszy od mojego naturalnego koloru ust. Kolor jest oryginalny, raczej takich nie widziałam.


Jak spodobał mi się ten produkt? Niezbyt. Kolor jest ciekawy, ma drobinki, które w sumie nie są widoczne na ustach, dają tylko subtelne rozświetlenie. Części kolorowej używam czasami do robienia zdjęć makijażom, bo kolor jest dosyć neutralny i pasuje do większości z nich. Transparentny, nałożony na kolorową pomadkę, dodaje blasku. Niestety one nie trzymają się dobrze na moich ustach. Po kilku/kilkunastu minutach zostaje na ustach połowa z nich, w dodatku schodzą nierównomiernie (środek ust jest czysty, błyszczyk zostaje przy krawędziach). Jeżeli chodzi o nakładanie, jest ok - produkt nie jest tępy, zbyt rzadki, czy zbyt gęsty. Jednakże pacynka z bezbarwnej części mogłaby nabierać więcej produktu. Nie jest klejący na ustach, na szczęście z nich nie spływa.

na zdjęciu część kolorowa

Nie polecam tego kosmetyku - może i jest tani (cena: ok. 11-14zł), jednak nie jest najlepszy jakościowo. Zresztą wątpię, byście się na niego natknęły, bo bardzo trudno znaleźć produkty Mon Ami. Na plus, oczywiście, kolor.

Mimo że produkt został mi udostępniony za darmo, nie wpływa to w żaden sposób na moją ocenę.
 

18 sierpnia 2012

Inspired by places: tydzień siódmy - Islandia, wulkan Eyjafjallajökull


Przyszła pora na ostatni makijaż z serii Inspired by places. Trochę mi smutno, bo akcja bardzo mi się podobała i z chęcią inspirowałam się krajami, by przelać to na powieki. Ostatni tydzień wybieramy same - mój wybór to Islandia, a właściwie wybuch wulkanu Eyjafjallajökull. Co prawda nie pasuje tutaj ta błękitna kreska, ale wydaje mi się, że ogólnie pasuje do makijażu, który jest bardzo kolorowy :) Oczywiście główną rolę odegrała paleta Curacao. Eyeliner to Bell; usta - błyszczyk Bell. Pomijam fakt, że wyszłam okropnie na zdjęciach ;)

Mały bonus! :)

Rozdanie - wygraj dwa produkty Mariza! [ZAMKNIĘTE]

Ostatnio stało się tak, że nawiązałam współpracę z firmą Mariza. Jednakże dostałam 2 produkty, które już posiadam. Postanowiłam jeden zestaw podarować Wam. Zaproponowałam Pani Magdzie z Marizy, że zorganizuję rozdanie - stwierdziła, że to dobry pomysł :)

baza wygładzająca pod makijaż i puder ryżowy (odcień transparentny)

Regulamin:
  1. Organizatorem konkursu jest Agusiak747 z bloga Agusiak747.blogspot.com. Nagrody zostały udostępnione mi przez firmę Mariza. Produkty są nowe, nieużywane.
  2. Żeby wziąć udział w konkursie, musisz mieć ukończone 18 lat lub zgodę rodzica.
  3. Musisz być obserwatorem publicznym mojego bloga.
  4. Konkurs trwa od 18.08 do 26.08.2012r., do godziny 23:59, wyniki ogłoszę 27.08.2012 r.
  5. Zadanie konkursowe: Który z kosmetyków prezentowanych przeze mnie na blogu (od początku działalności) zainteresował Cię najbardziej i dlaczego? - najciekawsza wypowiedź wygra :)
  6. Zgłoszenia proszę zostawiać w komentarzu, z adresem e-mail.
  7. Nagrody zostaną wysłane maksymalnie do czterech dni po otrzymaniu danych adresowych zwycięzcy.

Zwycięzcą jest... desire25 !


17 sierpnia 2012

HAUL!

Wróciłam dziś po pracy do domu i... czekało na mnie 5 przesyłek! Jedną z nich była współpraca, druga wymiana, trzecią wygrana, a dwie kolejne to moje internetowe zakupy. Poza tym kupiłam też kilka rzeczy w Biedronce, Rossmannie i drogerii Jasmin. W końcu dostałam pierwszą w życiu wypłatę, to kupiłam trochę. Moje najświeższe zdobycze zobaczycie w tym poście. A jest tego trochę - wzięłam tylko 'najważniejsze' rzeczy, bo produktów jest sporo i nie chciałam każdemu robić zdjęcia. Pozostaje Wam tylko uwierzyć, że dostałam też jakieś próbki, saszetkowe rzeczy, itp. ;) No to lecimy!


Na pierwszym zdjęciu głownie kosmetyki z wymiany z Elizabeth-Harmony. Wygrałam dosyć duże rozdanie u Naomi-bloguje z produktami Balea i p2 (jakbym ich mało miała w domu) i będę miała szansę wypróbować to, na co sama bym się nie skusiła :) W Biedronce z produktów Bell zakupiłam: szary lakier, maskarę, malinowy błyszczyk; i dwufazówkę Bielendy. Nawiązałam współpracę z Marizą, dostałam bardzo fajne produkty i niebawem będziecie mogły o nich poczytać. Kupiłam dwie odżywki Jantar, bo świetnie u mnie działają - widzę szybszy wzrost włosów. Kupiłam także dwa eyelinery - brokatowy MIYO i neonowy niebieski Bell.


Na etorebka.pl w końcu skusiłam się na jakąś torebkę. Wybrałam czarną Brooklyn - chciałam sporą, czarną Mizensę, a mało było takich na tej stronie, jednak podoba mi się i od bardzo dawna mi się podobała. Z przesyłką zapłaciłam 64zł, bo miałam 44zł rabatu z wykorzystywania mojego kodu ;)

MIYO: mini drops, nr 43 Lollipop


Ostatnio kupiłam sobie lakier MIYO - jest to mój pierwszy z serii mini drops i pierwszy w kolorze żółtym. Nie lubię pomarańczu i żółci na paznokciach, ale ten odcień mi się podoba. Zapłaciłam za niego 3,50zł w drogerii Jasmin. Na żywo jest odrobinę cieplejszy, jakby bardziej bananowy niż cytrynowy. Jest ładnie napigmentowany, na zdjęciach mam dwie warstwy. Wyskoczyło mi kilka bąbelków, jednak mi nie przeszkadzają. Lakier schnie dosyć szybko, przyjemnie mi się nim malowało, chociaż łatwo zrobić sobie prześwit przy dużej ilości ruchów pędzelkiem.


16 sierpnia 2012

MIYO: Nailed it! nr 10 Nude


Dziś przedstawię Wam pierwszy z lakierów MIYO, które dostałam do testów. Oto nr 10 Nude, którego odcień nie jest typowym cielakiem. Kolor jest nieco bardziej brzoskwiniowy, a poza tym w emalii możemy dostrzec niewielki shimmer. Ogólnie lakier podoba mi się, moim zdaniem pasuje do moich dłoni. Miałam go na paznokciach, kiedy były zupełnie krótkie (to, co widzicie na zdjęciach to już całkiem długie jak na mnie :P), ale wyglądał wtedy o wiele gorzej, także polecam do dłuższych paznokci. Lakier może tworzyć niewielkie prześwity (widać je trochę na zdjęciach), także 3 warstwy powinny to załatwić, ale ja nakładam 2 i nie uważam, żeby to jakoś rzucało się w oczy. Pojemność butelczki to 8ml, a cena - ok. 5zł. W przyszłości pokażę Wam róż i fiolet.


15 sierpnia 2012

MAKIJAŻ: Jasna zieleń z nutką brązu :)

środkowe zdjęcie oddaje rzeczywiste kolory
Kolejny makijaż... Ostatnio trochę się z nimi rozhasałam, ale w końcu coś sensownego zaczęło mi wychodzić, więc może warto się podzielić :) Ten makijaż miałam wczoraj cały dzień, w sumie dosłownie cały dzień, bo po pracy pojechałam do drogerii Jasmin, a chwilę później okazało się, że znajomi zbierają się na mieście, to nawet nie było po co wracać do domu. Spotkanie przerodziło się w nocną imprezę (pozdrawiam Asię! :D). Jak rano wstałam, nie sądziłam, że coś z tego makijażu jeszcze zostanie, ale lustro pokazało mi, że brązowy cień jest tylko delikatnie 'ruszony'. Wiadomo, makijaż oka trochę się zmazał, ale wciąż wyglądał w miarę świeżo (jakbym się po prostu bardzo średnio pomalowała rano :P). Miałam go na oczach 27h! Wszystko dzięki bazie Hean :) Normalnie oczywiście nie śpię w makijażu, to była wyjątkowa sytuacja :D Przepraszam za nieco krzywą kreskę, ale rysowałam ją eyelinerem w pisaku, który już jest trochę suchy i dlatego nie wyszło mi najlepiej.

cienie: MIYO Vanilla, MIYO Toxic + Apres Midori ze Sleeka Curacao, Manhattan 95R
podkład: Revlon CS 180 zmieszany z Maybelline Fit me 125
tusz do rzęs: Oriflame - Wonder Lash
pomadka: p2 Copa-cabana 059
korektor po oczy: Bell
róż: Bell 053

13 sierpnia 2012

Czy warto kupić zestaw 16 pędzli LancrOne?

Już dawno nie robiłam postu o pędzlach, a jako że zestaw LancrOne gości u mnie już jakieś pół roku, postanowiłam w końcu coś o nim napisać. Na samym początku muszę wspomnieć, że kupiłam go ze względu na ciekawe kształty pędzli, których nie było w ofercie np. Hakuro. Poza tym koszt takiego zestawu to 135zł, co daje nam ok. 8zł za pędzel. Uważnie przejrzałam ofertę tych pędzli (każdego osobno) na Allegro i liczyłam koszt tylko tych, które mnie interesują - okazało się, że kosztowałyby więcej, mimo że sztuk byłoby mniej.


Oczywiście zdawałam sobie sprawę, że nie są to pędzle najwyższej jakości i że opinie na ich temat są różne. Postanowiłam sama się przekonać i dokonałam zakupu. Żaden pędzel mi się do tej pory nie rozwalił. W dzisiejszej notce powiem Wam, czy warto zainwestować w te przybory, a jeśli tak, to w które :) Nie posiadam już dwóch największych pędzli z kolekcji (F217 i F215), ponieważ wzięłam je na zlot do oddania. Nie były złe, jednak mam dobry pędzel do pudru i nie potrzebowałam więcej ;)

FLAT TOP SYNTHETIC KABUKI - F80 - dwukolorowy flat top do podkładu, który ma bardzo miękkie włosie i, jak dla mnie, odpowiednią wielkość. Ładnie rozprowadza podkład i, jeżeli jest zwilżony, nie wchłania go. Jest dosyć zbity, jednak mam innego flat topa, który jest jeszcze bardziej zbity. Jeżeli chodzi o mycie, to podczas tej czynności nie wypada z niego włosie, jednak nie jest go łatwo domyć (to chyba norma przy takich pędzlach). Samodzielnie kosztuje 25,90zł.

DUO FIBRE POWDER/BLUSH - F124 - pędzel typu duo fibre, dosyć mały i z rzadkim włosiem. Używam go do róży/bronzerów, które mają małe opakowania i trudno nabrać je innymi pędzlami. Czasami wyleci z niego jakiś włosek, jednak nie jest to nagminne i częste. Samodzielnie kosztuje 12,50zł.

TAPERED HIGHLIGHTER - F123 - nieduży pędzel do rozświetlacza, o miłym włosiu. Ma odpowiednią wielkość, by nanieść kosmetyk na kości policzkowe. Dobrze go aplikuje, bez prześwitów. Włosie raczej z niego nie leci. Może być też używany do różu czy bronzera przez osoby, które mają małe policzki, czy wolą delikatniejszy efekt. Samodzielnie kosztuje 13,50zł.

BLENDING - E231 Samodzielnie kosztuje 14,90zł.
TAPERED BLENDING - E327 Samodzielnie kosztuje 12,90zł.
SMALL TAPERED BLENDING - E152 Samodzielnie kosztuje 12,90zł.
czyli pędzle do rozcierania. Nie są może najwyższej jakości, wypadają gorzej niż Hakuro H79, jednak spełniają swoje zadanie. Często nakładam nimi najjaśniejszy cień pod łukiem brwiowym i delikatnie blenduję z innym kolorowym, który mam na powiece.

SHORT SHADER - E250 - pędzel do rozcierania kresek z krótkim włosiem. Bardzo dobrze się sprawuje, robię nim kreski na dolnej powiece. Ma odpowiednią miękkość, nie wypada z niego włosie. Samodzielnie kosztuje 15,90zł.

LIP - L188 - mini-pędzelek do ust. Ma odpowiednio sztywne włosie, które pozwala dokładnie zaaplikować produkt na usta. Jednak jest przy tym na tyle miękkie, by nie drapać. Chyba nie jest dostępny samodzielnie.

CONCEALER - F199 Samodzielnie kosztuje 10,20zł.
LARGE CONCEALER - F182 Samodzielnie kosztuje 11,90zł.
czyli pędzle do korektora. Dałam je tutaj, ponieważ uważam, że są dobrej jakości, jednak nie każdy używa takich przyborów. Są dosyć miękkie i elastyczne, przy dobrym rozprowadzeniu nie dostawiają smug. Nie tracą włosia.

FLAT DEFINER - E147 - pędzel, który ma się nadawać do precyzyjnego nakładania różnych kosmetyków. Nie wiem jakich, bo za bardzo tego pędzla nie używam. Jest dosyć twardy i drapiący, przez co nie nadaje się do powiek. Używam go do cieni do brwi i w tym wypadku sprawdza się super.

Za same te pędzle zapłaciłabym 139zł (nie licząc tego do ust, który nie ma ceny). A poza tym mam jeszcze kilka pędzli, które gorzej się u mnie sprawują:

LARGE FLUFF - E135 - najgorszy pędzel z zestawu. Bardzo z niego lecą włosy, naprawdę masakrycznie. Jego przeznaczenie jest do powiek, jednak nie da się go używać, bo potem mamy całą powiekę i wszystko dookoła w czarnych włosach. Tego pędzla absolutnie nie polecam. Samodzielnie kosztuje 13,50zł.

SMALL EYELINER - E191 - nie jest to bubel, jednak jest to dosyć specyficzny pędzel. Znajdzie zastosowanie u osób umiejących dobrze robić kreski, ale też i u tych, które lubią nieco grubszą kreseczkę. Pędzel mógłby mieć troszkę węższą końcówkę, byłoby łatwiej malować eyelinerem. Samodzielnie kosztuje 9,30zł.

POWDER/BLUSH - F188 - pędzel do pudru i różu, którego za bardzo nie używam. To też nie jest bubel, da się nim pomalować, jednak nie jest rewelacyjny. Osoby niewprawione mogłyby nim nierównomiernie rozprowadzić róż na policzkach. Jest dosyć miękki i raczej nie gubi włosia. Samodzielnie kosztuje 12,50zł.

Ja te pędzle lubię, chociaż są gorsze od Hakuro, które też posiadam. Myślę, że taki zestaw to dobry starter dla osób początkujących i niezbyt wymagających, którym zebranie włoska z twarzy nie będzie przeszkadzać ;)

Przepraszam za brudne pędzle i niezbyt fajne zdjęcia, ale bardzo trudno robi się im zdjęcia.

12 sierpnia 2012

Maybelline: Illegal Length Mascara


Ten tusz dostałam od mamy na urodziny, kupiła go za 20-parę zł. Opakowanie nie zachwyciło mnie - uważam, że jest tandetne, bardzo mi się nie podoba. Potem zobaczyłam szczoteczkę i uznałam, że chyba nie polubię się z tym produktem - jest ona dosyć rzadka i ostra. Nie lubię nią malować dolnych rzęs, ponieważ strasznie trudno jest je pokryć tuszem. Poza tym trzeba uważać, żeby nie włożyć sobie jej do oka, bo może to być bolesne.


Jest to tusz wydłużający, jednak nie powiedziałabym, że wydłuża jakoś rewelacyjnie, ot zwykłe wydłużenie. Dodatkowo delikatnie pogrubia i dosyć ładnie podkręca. Efekt, jaki otrzymuję zadowala mnie - rzęsy nie są zbyt podkreślone, jednak też nie wyglądają do końca naturalnie. Ładnie pokrywa rzęsy przy zewnętrznym kąciku, z wewnętrznym ma trochę problemów ze względu na tę nieszczęsną szczoteczkę. Wolę go używać samodzielnie, bo w połączeniu z innym może mocniej sklejać. Ogólnie maskara: nie tworzy grudek; nie osypuje się; ma ładny, czarny kolor; konsystencja jest na początku rzadka, potem nieco gęstnieje. Wydaje mi się, że ten tusz sprawdzi się u osób z naturalnie średnimi i długimi rzęsami. Osobom, które mają krótkie rzęsy może sprawiać kłopoty.

na zdjęciu jedna warstwa
Mówiąc ogólnie - efekt i jakość przypadły mi do gustu, jednak szczoteczka zdecydowanie nie. Na pewno nie kupię tej maskary ponownie, bo wolę tańsze marki ze szczoteczkami giętkimi i silikonowymi, które sprawdzają się u mnie lepiej. Niemniej jednak, nie uważam, że ta masakra to bubel i myślę, że można ją wypróbować ;)

11 sierpnia 2012

Kiko, Make Up Milano: lakier do paznokci nr 236


Podczas wizyty w Berlinie, natknęłam się na salon Kiko. Kupiłam tam dwa lakiery, jeden z nich widzicie w tej notce. Wybór kolorów był dosyć duży i ciężko było mi się zdecydować. Nie lubię jak kolory mi się dublują, a nie miałam w swojej kolekcji czerwieni (tylko jakieś borda). Nie było już egzemplarza w kolorze klasycznej czerwieni, więc sięgnęłam po ten odcień. Ma w sobie nutkę pomarańczu, jest to dosyć wyrazisty kolor. Na zdjęciach mam jedną warstwę, lakier jest ładnie napigmentowany, jednak w niektórych miejscach przydałaby się druga warstwa lub grubsza pierwsza. Nie przepadam za czerwieniami na paznokciach, ale jest to uniwersalny kolor i absolutnie nie żałuję, że wydałam na tę emalię 1,50€. Jeżeli chodzi o konsystencję to jest w kierunku gęstej. Zaletą jest to, że schnie całkiem szybko. Jak się Wam podoba?